Jedna rodzina płaci o 90 procent więcej, druga otrzymuje rachunki wyższy o 600 złotych. Trzecia zastanawia się, jak przetrwać zimę na emeryturze. To nowa rzeczywistość polskiego ogrzewania po zakończeniu rządowych dopłat. Mieszkańcy całego kraju bombardują Ministerstwo Energii apelami o pomoc, ale pierwszy szok dopiero nadchodzi – to rachunki za lipiec, które przyjdą w sierpniu.

Fot. Warszawa w Pigułce
30 czerwca zakończył się okres obowiązywania mechanizmu, który przez trzy lata chronił Polaków przed drastycznymi podwyżkami cen ciepła. Jak informuje Rzeczpospolita, odbiorcy dotychczas chronieni od lipca rozliczani są według cen określonych w taryfach zatwierdzonych przez Urząd Regulacji Energetyki. W praktyce oznacza to koniec sztucznego zaniżania kosztów ogrzewania kosztem budżetu państwa.
Ruda Śląska – symbol nowej rzeczywistości
Historia mieszkańców Rudy Śląskiej pokazuje skalę problemu w najdotkliwszy sposób. Jeden z rozmówców Rzeczpospolitej, właściciel mieszkania o powierzchni ponad 60 metrów kwadratowych, musi teraz zapłacić ponad 600 złotych więcej za samo ogrzewanie.
„Podwyżki będą o prawie 90 procent. Tak to już jest, kiedy zamykają kopalnie. Zamiast myśleć o ludziach, to się tylko wszystko likwiduje” – mówi inny mieszkaniec miasta w rozmowie z dziennikarzami.
Szczególnie dramatyczna jest sytuacja emerytów. „Nie bardzo sobie radzę, bo mam niewielką emeryturę, mieszkam sama” – podkreśla jedna z mieszkanek. Dla osób na stałych dochodach wzrost rachunków o kilkaset złotych miesięcznie to często wybór między ogrzewaniem a innymi podstawowymi potrzebami.
Rudzka Spółdzielnia Mieszkaniowa zapowiada podwyżki o 60 procent, a MGSM Perspektywa aż o 88,30 procent. Jak przekazuje spółdzielnia, dopuszczenie do stosowania cen z taryfy dostawcy Węglokoks Energia powoduje wzrost kosztów zmiennych o 120,18 procent i kosztów stałych o 41,16 procent.
Lawina apeli do Warszawy
Skala protestu społecznego jest bezprecedensowa. Spółdzielnia mieszkaniowa w Rudzie Śląskiej zachęcała lokatorów do wysyłania indywidualnych apeli do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Efekt? Do resortu w Warszawie przesłano już kilka tysięcy pism od zdesperowanych mieszkańców.
W apelach zwrócono uwagę, iż jednorazowe uwolnienie cen ciepła spowoduje średni wzrost opłat za centralne ogrzewanie o około 600 złotych miesięcznie dla wszystkich gospodarstwa domowego. To ogromne obciążenie budżetów rodzinnych, szczególnie w obliczu inflacji i rosnących kosztów życia.
Spółdzielnie podkreślają, iż nie mają wpływu na wysokość taryf, a dalsze podwyżki są możliwe w zależności od decyzji dostawców oraz Urzędu Regulacji Energetyki. To oznacza, iż obecne wzrosty mogą być dopiero początkiem większych problemów finansowych mieszkańców.
Dlaczego rachunki rosną tak dramatycznie?
Maciej Sołtysik, prezes Zarządu Węglokoks Energia, wyjaśnia mechanizm podwyżek. „Taryfa nie została zmieniona i obowiązują stawki zatwierdzone decyzją Prezesa URE z 21 stycznia 2025 r. Wzrost opłat dla odbiorców wynika wyłącznie z wygaśnięcia rządowego mechanizmu dopłat” – przekazuje redakcji.
Problem tkwi w tym, iż przez ostatnie lata państwo sztucznie zaniżało ceny ciepła, dopłacając różnicę firmom energetycznym. Mieszkańcy płacili tylko część rzeczywistych kosztów, a reszta pokrywana była z budżetu. Teraz ta osłona znika i obywatele muszą płacić pełną cenę.
Ceny ciepła kształtowane są przez koszty produkcji, w tym zakup paliw, oraz koszty przesyłania i dystrybucji. Spółki starają się poprawić efektywność energetyczną, ale nie wszystkie elementy – jak ceny paliw czy koszty uprawnień do emisji dwutlenku węgla – zależą od nich.
Bon ciepłowniczy – pomoc dla najuboższych
Ministerstwo Energii przygotowuje mechanizm osłonowy w postaci bonu ciepłowniczego. Jak wynika z informacji rządowych, wsparcie trafi do gospodarstw domowych, które osiągają dochód równy lub niższy niż 3272,69 złoty dla osób samotnych oraz 2454,52 złoty na osobę w gospodarstwie wieloosobowym.
Dodatkowe warunki to korzystanie z ciepła systemowego i płacenie za nie powyżej 170 złotych za gigadżul. Wysokość bonu będzie zależała od ceny ciepła w danym regionie i może wynosić maksymalnie choćby 5250 złotych rocznie.
Nowe przepisy mają obowiązywać w drugiej połowie 2025 roku oraz w całym 2026 roku. Portal Dobrzemieszkaj.pl informuje, iż przy cenach powyżej 230 złotych za gigadżul dopłata wzrośnie do maksymalnej kwoty, a ostateczne rozliczenia mogą potrwać aż do 2031 roku.
Co to oznacza dla ciebie?
Jeśli mieszkasz w budynku z centralnym ogrzewaniem, przygotuj się na znacząco wyższe rachunki już od sierpnia. Pierwszym krokiem jest kontakt ze swoją spółdzielnią mieszkaniową lub administracją budynku, by dowiedzieć się, z jakiej ciepłowni korzystasz i czy firma przez cały czas otrzymuje rządowe dopłaty.
Szczególnie zagrożeni są mieszkańcy miast, gdzie ciepłownie używają gazu ziemnego jako głównego paliwa. To właśnie te instalacje są najbardziej narażone na skutki niekorzystnych umów zawartych podczas kryzysu energetycznego w 2022 roku.
Sprawdź, czy spełniasz kryteria dochodowe dla bonu ciepłowniczego. jeżeli twój dochód nie przekracza 3272 złotych miesięcznie (dla osoby samotnej) lub 2454 złotych na osobę w gospodarstwie wieloosobowym, możesz liczyć na wsparcie państwa.
Zacznij już teraz planować zmiany w domowym budżecie. Sezon grzewczy rozpoczyna się w październiku, więc pierwsze pełne rachunki za ogrzewanie otrzymasz w listopadzie. Różnica może być szokiem, jeżeli wcześniej się nie przygotujesz.
Monitoruj komunikaty z lokalnego urzędu miasta oraz strony internetowej twojej ciepłowni. Firmy energetyczne są zobowiązane do informowania klientów o zmianach taryf z odpowiednim wyprzedzeniem.
Nie wszędzie będzie dramatycznie
Minister energii Miłosz Motyka uspokaja, iż około 60 procent gospodarstw domowych korzystających z ciepła sieciowego nie odczuje żadnych wzrostów kosztów. W niektórych miejscach, jak Ciechanów, podwyżek w ogóle nie będzie.
Różnica w odczuwalności zmian wynika z tego, iż wiele ciepłowni już wcześniej renegocjowało umowy na paliwa i zainwestowało w efektywność energetyczną. Te firmy nie potrzebują już państwowego wsparcia i mogą utrzymać dotychczasowe ceny.
Jak wyjaśnia Portal Samorządowy, według danych Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie w tej chwili ponad połowa przedsiębiorstw ciepłowniczych w ogóle nie korzysta z mechanizmu dopłat. To dowód na to, iż sektor zdążył się dostosować do nowych warunków rynkowych.
Koniec epoki taniego ogrzewania
Zakończenie trzyletniego okresu dopłat to symboliczny koniec epoki, gdy państwo sztucznie obniżało koszty życia kosztem budżetu. Minister Motyka szacuje, iż przedłużenie obecnych mechanizmów do końca 2025 roku kosztowałoby 1,5 miliarda złotych.
W obecnej sytuacji budżetowej rząd stawia na bardziej precyzyjne wsparcie, które trafi tylko do rzeczywiście potrzebujących. Bon ciepłowniczy ma być finansowany z Funduszu COVID-19 i kosztować około 890 milionów złotych – znacząco mniej niż dotychczasowe uniwersalne dopłaty.
To oznacza fundamentalną zmianę w polskiej polityce energetycznej. Zamiast masowego subsydiowania wszystkich odbiorców, państwo koncentruje się na pomocy najbardziej potrzebującym. Reszta społeczeństwa musi przygotować się na płacenie rzeczywistych kosztów ogrzewania bez państwowej osłony.
Dla milionów polskich rodzin oznacza to konieczność przeanalizowania domowych budżetów i przygotowania się na wyższe rachunki. Era taniego ogrzewania definitywnie się kończy.