Bitcoin rocznie zużywa więcej energii niż 200-milionowy kraj

11 godzin temu

Kryptowaluty, takie jak Bitcoin czy Ethereum, zużywają rocznie więcej energii niż całe państwa. Ich ślad węglowy sięga dziesiątek milionów ton CO₂, a kopanie cyfrowych monet pochłania ogromne ilości prądu i wody. Czy technologia blockchain to ekologiczna katastrofa, czy może niedługo stanie się narzędziem zielonej transformacji?

Kiedy wirtualne monety zaczęły podbijać świat finansów, ich zwolennicy obiecywali nową erę – wolność od banków, transparentność i technologiczną niezależność. Mało kto jednak przypuszczał, iż za cyfrową rewolucją kryje się tak realne, materialne obciążenie dla planety. Bo choć Bitcoin, Ethereum czy inne kryptowaluty istnieją tylko w sieci, ich obecność pochłania gigantyczne ilości energii – i to często z najbardziej emisyjnych źródeł.

  • Czytaj także: Sztuczna inteligencja a środowisko. Koszty owiane tajemnicą

Emituje tyle dwutlenku węgla, co cała Belgia

Według najnowszego raportu Cambridge Centre for Alternative Finance, sieć Bitcoina zużywa rocznie ok. 173 terawatogodzin energii – więcej niż cała gospodarka Pakistanu. To nie abstrakcyjny „prąd z internetu”, ale realne megawaty pobierane z elektrowni, w których wciąż dominuje węgiel, gaz i ropa. Szacuje się, iż emisje dwutlenku węgla związane z „kopaniem” Bitcoina wynoszą dziś ponad 60 milionów ton CO₂ rocznie. Czyli tyle, ile generuje kraj wielkości Belgii.

Proces wydobywania kryptowalut, zwany miningiem, polega na rozwiązywaniu skomplikowanych łamigłówek matematycznych. Miliony komputerów na całym świecie rywalizują ze sobą o to, który pierwszy znajdzie poprawne rozwiązanie i otrzyma nagrodę w postaci cyfrowej monety. To wyścig mocy obliczeniowej, a więc i zużycia energii. Mechanizm, który stoi za tym procesem – Proof-of-Work (PoW) – zapewnia bezpieczeństwo sieci, ale też sprawia, iż każda transakcja Bitcoinem kosztuje środowisko więcej niż tysiące zwykłych przelewów bankowych.

Jedna transakcja odpowiada 2 tys. km przejechanych starym autem spalinowym

Badania z London School of Economics wskazują, iż jedna transakcja Bitcoinem może generować emisję porównywalną do przejazdu samochodem spalinowym na dystansie choćby 2 tys. km W skali globalnej „kopanie” kryptowalut odpowiada już za ok. 0,7 proc. światowych emisji CO₂, a ich energetyczny apetyt wciąż rośnie.

Niektóre kraje zaczynają na to reagować. Chiny w 2021 roku całkowicie zakazały kopania kryptowalut, argumentując decyzję zbyt dużym zużyciem energii i presją na lokalne sieci. W efekcie część górników przeniosła działalność do Kazachstanu, gdzie energia jest tańsza, ale pochodzi głównie z węgla. To spowodowało kolejny wzrost emisji i lokalnych zanieczyszczeń powietrza.

Mimo wszystko, branża zaczyna dostrzegać konieczność zmian. Symbolicznym momentem był rok 2022, gdy Ethereum, druga największa kryptowaluta świata, przeszła z energożernego systemu PoW na Proof-of-Stake (PoS). W nowym mechanizmie weryfikacja transakcji zależy od liczby posiadanych tokenów, a nie mocy komputerów. Efekt? Zużycie energii spadło o ponad 99,9 proc., a emisje CO₂ zmniejszyły się z 110 kg na transakcję do zaledwie 0,01 kg.

Można znacznie zredukować emisje

Według danych Uniwersytetu Cambridge, już ponad połowa energii używanej przy kopaniu Bitcoina (52,4 proc.) pochodzi z odnawialnych źródeł. Pozyskiwana jest głównie z elektrowni wodnych, farm wiatrowych i paneli fotowoltaicznych. W miejscach takich jak Islandia, Teksas czy Kanada, kopalnie kryptowalut wykorzystują nadwyżki zielonej energii, pomagając stabilizować lokalne sieci.

Ale cyfrowe złoto ma też inne, mniej oczywiste skutki środowiskowe. Wraz z potężnym zapotrzebowaniem na sprzęt komputerowy rośnie ilość odpadów elektronicznych. Według badań opublikowanych w Nature Scientific Reports, produkcja i utylizacja urządzeń do wydobycia kryptowalut generuje rocznie 30–40 tys. ton elektrośmieci. W przeliczeniu – to prawie jeden wyrzucany iPhone na każdą transakcję. Do tego dochodzi ogromne zużycie wody. Między 2020 a 2021 rokiem kopalnie Bitcoina pochłonęły 1,65 kmł. To tyle, ile wystarczyłoby do rocznego zaopatrzenia 300 mln ludzi w Afryce Subsaharyjskiej.

Na horyzoncie widać jednak regulacje. W USA realizowane są prace nad podatkiem DAME, który obciążałby kopalnie kryptowalut 30-procentową opłatą od kosztów energii. Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy proponuje globalny podatek węglowy dla branży – około 0,05 dolara za kilowatogodzinę, co mogłoby ograniczyć emisje o 100 mln ton CO₂ rocznie.

Paradoksalnie, sama technologia blockchain, która stoi za kryptowalutami, może stać się sprzymierzeńcem klimatu. Coraz więcej projektów wykorzystuje ją do monitorowania emisji, handlu certyfikatami węglowymi czy weryfikacji pochodzenia energii z OZE. Blockchain może zapewnić przejrzystość danych środowiskowych i realną kontrolę nad zrównoważonym rozwojem.

Przyszłość cyfrowych walut zależy więc od tego, czy technologia pójdzie w stronę efektywności energetycznej i transparentności – czy pozostanie symbolem bezrefleksyjnego postępu kosztem planety. Czy cyfrowa rewolucja może stać się częścią zielonej transformacji? Tylko wtedy, gdy nie zapomni, iż każda wirtualna moneta ma bardzo realny, fizyczny ślad.

  • Czytaj także: Dlaczego Trump kłamie o zmianach klimatu? Na stole pół miliarda dolarów

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/BalkansCat

Idź do oryginalnego materiału