Chcą wywalić dwukadencyjność na śmieci

7 godzin temu
Zdjęcie: foto pixabay


Polityka. Twierdzą, iż ustawowe rozwiązanie, to sztuczna, centralna ingerencja, która może przynieść więcej szkody niż pożytku. Według prezydentów miast, burmistrzów i wójtów wyłącznie mieszkańcy miast i gmin powinni decydować, komu powierzają zaufanie i kogo wybierają na wójta, burmistrza czy prezydenta.

Z pełnym przekonaniem popieram projekt ustawy znoszącej ograniczenia dwukadencyjności. To ustawa, która oddaje głos ludziom, buduje społeczeństwo obywatelskie, jest głosem demokracji i przywraca samorządom ich prawdziwą siłę - twierdzi Paweł Gancarz, marszałek województwa, który także popiera likwidację dwukadencyjności.

Projekt ustawy, o którym mowa przygotowało Polskie Stronnictwo Ludowe

Za likwidacją dwukadencyjności w samorządach opowiada się większość włodarzy miast i gmin powiatu kłodzkiego, wśród nich Tomasz Kiliński, burmistrz Nowej Rudy, Tomasz Korczak, burmistrz Międzylesie, Mateusz Jellin, burmistrz Polanicy-Zdroju, czy Zbigniew Tur, wójt gminy Kłodzka.

Oni pojawili się na we Wrocławiu w gronie kilkudziesięciu samorządowców z całego Dolnego Śląska, by poprzeć projektu ustawy przygotowanej przez Polskie Stronnictwo Ludowe, która znosi ograniczenie dwukadencyjności dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.

Tworzą się dwory

Aleksander Szwed, senator PiS:

Wprowadzone zmiany wejdą w życie w 2028 roku, bo dopiero wtedy pierwsi włodarze poszczególnych gmin będą mieli za sobą dwie kadencje. Od początku, przy wprowadzeniu niniejszych przepisów ścierały się dwa stanowiska. Gdy wprowadzaliśmy te przepisy, uważaliśmy, iż kadencyjność powinna dotyczyć władzy wykonawczej: wójtów, burmistrzów i prezydentów.

Bo to właśnie wokół prezydentów miast, burmistrzów i wójtów, tworzyły się niekiedy swoiste "dwory", niebezpieczne siatki powiązań. Podawano wtedy wiele przykładów, iż osoby o tak silnej władzy często zaczynają tracić samokontrolę. Pojawiały się jednak pytania od przeciwników tych zmian, co jeżeli ktoś jest dobrym włodarzem, sprawdza się i jest stale wybierany przez mieszkańców?

Musimy jednak pamiętać, iż urzędujący wójt, prezydent czy burmistrz jest zawsze w wyborach faworytem, bo ma takie instrumenty działania, które pozwalają mu prowadzić nieustanną kampanię wyborczą na koszt podatników.A pamiętajmy, iż oprócz gminnego, pozostało w Polsce szczebel powiatowy i wojewódzki, gdzie na pewno przyda się doświadczenie wielu włodarzy.

Tak więc, o ile chcemy zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych, powinniśmy utrzymać dwukandecyjność.

To zły pomysł

Andrzej Andrysiak, prezes Rady Wydawców Stowarzyszenia Gazet Lokalnych i znawca problematyki samorządowej, uważa, iż zlikwidowania dwukanencyjności i za zły pomysł. Swoją diagnozę przedstawia w kilku punktach.

  1. Zniesienie dwukadencyjności to postulat samorządowców, nie samorządu. Nie służy ochronie wspólnot lokalnych, a interesom lobby wójtów/burmistrzów/prezydentów (W/B/P).
  2. Polski samorząd od dawna wymaga reformy, a jednym z głównym oponentów są W/B/P. Niestety, w części to oni są źródłem problemu (dokładniej: ich pozycja w systemie).
  3. W systemie jest nierównowaga, pozycja W/B/P w samorządzie jest nadzwyczaj silna. Rady w małych miejscowościach są ubezwłasnowolnione (choćby przez zatrudnienie radnych w JST), kontrola nad działaniami W/B/P iluzoryczna. To prowadzi do patologii.
  4. Odwołanie W/B/P w trakcie kadencji jest bardzo trudne. Konstrukcja referendum promuje absencję, brak absolutorium i wotum zaufania nie niesie konsekwencji (w gminach).
  5. Dwukadencyjność nie ogranicza żadnych praw ani wolności. Ograniczenia nałożone na wybrane grupy/stanowiska w trosce o interes społeczny są w demokracji naturalne.
  6. Nie ma jak dotąd środowiska społecznego, które broniłoby wielokadencyjności. Bronią: Związek Miast Polskich, Związek Powiatów, Konwent Marszałków, itp. Czyli lobby samorządowców. To nie jest postulat wspólnot lokalnych, a władzy lokalnej.
Idź do oryginalnego materiału