Jakie poglądy na gospodarkę ma nowy prezydent? To wielka zagadka. Nie jest jasne, która twarz Karola Nawrockiego jest prawdziwa – ta, kiedy podpisywał deklarację podsuniętą mu przez lidera „Solidarności” Piotra Dudę, czy ta, gdy w Toruniu składał podpis pod liberalnymi postulatami spisanymi przez Sławomira Mentzena.
W dniu zaprzysiężenia prezydenta Karola Nawrockiego do Warszawy zjechało tysiące ludzi, by towarzyszyć nowej głowie państwa w wydarzeniach tamtego dnia. To imponująca wprost demonstracja poparcia dla nowego prezydenta, który jeszcze nie tak dawno był celem brutalnych i w wielu przypadkach kiepsko udokumentowanych ataków inicjowanych przez część mediów i polityków rządzącej koalicji. Jak się jednak okazało, brudna kampania wyborcza nie tylko nie zniechęciła ludzi do polityki, ale wręcz zmobilizowała do poparcia dla bezpardonowo atakowanego prezydenta.
Niejako w odpowiedzi na udzielone mu poparcie, Nawrocki zadeklarował w trakcie wygłoszonego orędzia, iż chce stać się „głosem narodu polskiego”. Powołał się przy tym na swoje obietnice wyborcze, czyli „Plan 21”. To ten plan miał dać mu wyborcze zwycięstwo i dlatego obiecał kontynuować jego założenia.
Najsłabszym punktem planu nowego prezydenta wydają się jednak poglądy gospodarcze. Trudno powiedzieć, co tak naprawdę Karol Nawrocki zamierza, wszak i „Plan 21”, i pozostałe deklaracje programowe, podpisywane przez niego w czasie kampanii wyborczej, są w niektórych miejscach sprzeczne. Spróbujmy jednak pochylić się nad tym, w jaki sposób prezydent Nawrocki zamierza zadbać o naszą własność, czyli jaki jest jego stosunek do gospodarki – podatków, rozwoju państwa, wydatków budżetowych itd.
To, wbrew pozorom, nie jest bez znaczenia. Bo choć prezydent ma bardzo ograniczone kompetencje, to jednak nie brakuje mu możliwości oddziaływania na rząd. Przypomnijmy, iż lokator Pałacu Namiestnikowskiego może zgłosić inicjatywę ustawodawczą, podpisuje budżet (może go też zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego) oraz dysponuje potężną bronią jaką jest weto prezydenckie. W jaki sposób Karol Nawrocki skorzysta z tych kompetencji jeżeli idzie o politykę gospodarczą państwa?
Plan Nawrockiego
Pomysły Karola Nawrockiego na to, jak powinna wyglądać polityka gospodarcza Polski są mieszanką… socjalizmu i liberalizmu wolnorynkowego. To zaskakujące, ale tak właśnie jest i przyznam, iż tym, co najbardziej niepokoi w prezentowanym programie nowego prezydenta jest właśnie ów brak spójnej wizji. Rzecz jasna, prezydent nie rządzi państwem, więc jego wpływ na gospodarkę pozostaje ograniczony, ale mimo wszystko dobrze jest wiedzieć, czy głowa państwa ma tutaj jakieś konkretne poglądy czy nie. Bo ostatecznie – o czym wyżej – pewien wpływ na politykę rządu Karol Nawrocki jednak będzie miał.
Przyjrzyjmy się na początek „Planowi 21”, czyli głównemu dokumentowi programowemu Karola Nawrockiego. To siłą rzeczy bardzo ogólnikowy dokument, o co zresztą trudno mieć pretensje, wszak jest to materiał wyborczy, notabene znacznie lepiej pomyślany niż absurdalne „100 konkretów” Platformy Obywatelskiej.
Także tutaj, w programie zainicjowanym przez samego Nawrockiego, uderza wspomniany brak spójności. Znajdujemy tam bowiem bardzo słuszne postulaty obniżenia i uproszczenia podatków, w tym propozycję ułatwień podatkowych dla przedsiębiorców, ale obok tego pojawią się też obietnice taniego prądu (obniżka o 33%), powołania Centrum Obsługi Pacjenta oraz waloryzacji emerytur.
W sprawie Centrum Obsługi Pacjenta trudno zająć jakieś stanowisko, bo choć Karol Nawrocki twierdził, iż zintegrowanie systemu obsługi w służbie zdrowia pozwoli skrócić kolejki, to nie jestem przekonany, iż bez całościowej zmiany systemu zakładanie jakiś kolejnych protez może pomóc szpitalom i placówkom medycznym. Zostawmy jednak na boku tę Stajnię Augiasza.
Dość powiedzieć, iż „Plan 21” miejscami przypomina listę życzeń, ułożoną pod dyktando sondaży. Karol Nawrocki obniżywszy i uprościwszy podatki chciałby bowiem od razu ruszyć z wielkim projektami inwestycyjnymi, takimi jak CPK czy elektrownie atomowe. Planuje też inwestycje w zbrojenia i zbudowanie obrony cywilnej. To wszystko brzmi nieźle, kłopot w tym, iż trzeba to wszystko sfinansować. Oczywiście samo pobudzenie gospodarki poprzez uproszczenie i obniżenie niektórych podatków (np. VAT), może ożywić PKB w ciągu kilku lat, ale jak rozumiem intencją nowego prezydenta jest raczej szybkie wprowadzanie tych rozwiązań, czego nie sposób pogodzić z nagłym obniżeniem wpływów do budżetu. Żeby w takich realiach w krótkim terminie sfinansować duże inwestycje trzeba się będzie zadłużyć, a konsekwencje takiej decyzji to poważne ograniczenie suwerenności Polski w kwestiach gospodarczych, ale też i swobód samych obywateli. Dług bowiem trzeba spłacać, a rząd – jak przypominała Margaret Thatcher – nie ma swoich pieniędzy. Żeby je zdobyć, musi więc sięgnąć do kieszeni obywateli.
Nawrocki zresztą obiecał znacznie więcej, jednak niektóre z tych obietnic brzmią bardzo ogólnikowo. Trudno bowiem precyzyjnie określić, co oznacza hasło-zawołanie „Inwestycje! Na co dzień”. Na stronie karolnawrocki2025.pl czytamy, iż chodzi o rozbudowę infrastruktury drogowej, sieci wodnej i kanalizacyjnej, zwiększenie dostępności internetu i tak dalej. Czyli wydatki, wydatki, wydatki.
Dalej czytamy, iż prezydent chciałby „wspierać rolnika i polską wieś”, a ze zdawkowego rozwinięcia tego hasła wynika, iż postulat ten wypełniony jest całkiem rozsądną treścią. Nawrocki bowiem sprzeciwia się umowie UE z państwami Mercosur, ustawie łańcuchowej czy niekontrolowanemu napływowi żywności z Ukrainy.
I na koniec hasło najbardziej oklepane, czyli „wreszcie własne M”, które zakrawa na razemkowe zawołanie „mieszkanie prawem, nie towarem”, przejęte zresztą niedawno przez PiS. Nawrocki, jak można wnioskować z jego wypowiedzi, dostrzega szansę w budowie tanich mieszkań przez państwo, co jest ryzykowne dla rynku budownictwa w Polsce. Wejścia „superdewelopera” w postaci państwa zaburzy konkurencję i może doprowadzić do kryzysu w branży. Nie wiadomo też do końca, w jaki sposób państwo miałoby dać obywatelom „dostęp państwowego wsparcia zakupu pierwszego mieszkania”, to bowiem kwadratura koła, dla której rozwiązania prezydent nie ma odpowiedniego aparatu administracyjnego.
Nieco lepiej już brzmi pomysł ograniczenia niesprawiedliwych zysków banków na odsetkach od kredytów mieszkaniowych, z tym iż także i tutaj pojawiają się pytania. Podstawą kredytowania są odsetki, wszak udzielający kredytu zarabia właśnie na odsetkach. Kto zdecyduje, w którym momencie zyski od odsetek są „niesprawiedliwe”? Z pewnością reorganizacji wymaga sam WIBOR, od którego zależy wysokość oprocentowania kredytów hipotecznych a który wcale nie jest – jak zwykło się myśleć – z związany z wysokości stóp procentowych, ale stanowi średnią oprocentowania kredytów w poszczególnych bankach.
Kredyty hipoteczne faktycznie powinny być łatwiej dostępne dla planujących zakup mieszkania, ale tu znów dotykamy kwestii systemu bankowego, którego prezydent – bez współpracy z odpowiednim ministrem i szefem Banku Centralnego – może nie naruszyć bez negatywnych konsekwencji. Znów zatem kłania się słabość prezydenckiego zaplecza.
Znacznie lepiej wyglądają natomiast obietnice Karola Nawrockiego dotyczące odrzucenia Zielonego Ładu czy obrony polskiej złotówki. W tej pierwszej sprawie w Unii Europejskiej otwiera się zresztą okienko na korektę programu, ale główny ciężar spoczywa tutaj na rządzie. Prezydent natomiast może w tej sprawie rząd wspierać, o ile dojdzie do porozumienia w trudnych, jak można prognozować, warunkach kohabitacji. Praktyka praktyką, ale mimo wszystko te dwa zobowiązania Nawrockiego warto zdecydowanie pochwalić.
Deklaracja toruńska kontra deklaracja Solidarności
O ile „Plan 21” wydaje się być w pewnej mierze produktem marketingowym, to już dwa inne zobowiązania programowe podpisane przez Karola Nawrockiego w trakcie kampanii wyborczej stanowią zaskakującą próbę połączenia wody z ogniem. Mowa oczywiście o zobowiązaniach zaciągniętych przez kandydata PiS wobec związkowców z „Solidarności” oraz Sławomira Mentzena.
Związkowcom Nawrocki obiecał bardzo dużo. W dokumencie zatytułowanym „Umowa Solidarności z dr. Karolem Nawrockim” czytamy, iż jeżeli kandydat zostanie prezydentem, zrobi co w jego mocy (wykorzysta wszystkie swoje kompetencje), by nie dopuścić do podniesienia wieku emerytalnego i nie pozwolić na likwidację 13. i 14. emerytury. Dalej Nawrocki zadeklarował utrzymanie ograniczenia handlu w niedzielę, praw pracowniczych, rosnącej płacy minimalnej, wzrostu płac w sferze budżetowej czy odpisu na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych. Nawrocki zobowiązał się także, iż będzie bronił przywilejów związków zawodowych (w tym ulg podatkowych od składek) a także programów społecznych, polskiego rolnictwa czy przemysłu drzewnego.
Zostawmy na boku sektorowość części tych obietnic, faktem jest, iż nie sposób pogodzić socjalistyczną wizję Polski, do poparcia której skłoniła Nawrockiego „Solidarność”, z tzw. „deklaracją toruńską Sławomira Mentzena”, którą Nawrocki z kolei podpisał przed drugą turą wyborów. adekwatnie całą deklarację Nawrockiego złożoną „Solidarności” unieważnia już pierwszy punkt deklaracji Mentzenowej, w którym czytamy: „Nie podpiszę żadnej ustawy, która podnosi istniejące podatki, składki i opłaty, a także wprowadza nowe obciążenia fiskalne”.
Trzeba zatem postawić pytanie, który Nawrocki jest tym „prawdziwym” – ten, który obiecuje, iż państwo zostanie świętym Mikołajem, rozdającym obywatelom prezenty na prawo i lewo, iż utrzyma szkodliwe związkowe przywileje a wreszcie przydusi przedsiębiorców ciągłym wzrostem płacy minimalnej, czy ten, który w leseferystycznym tonie zapewnia, iż nie dopuści do nałożenia na Polaków żadnych dodatkowych obciążeń fiskalnych przez co najmniej pięć lat. Proszę mi wierzyć, iż podpisując obydwie deklaracje Nawrocki dokonał niewiarygodnie głębokiego szpagatu, co jak na sportowca o takiej masie mięśniowej może budzić zdziwienie. Zdziwienie budzi też to, iż Piotr Duda nie zainteresował się podpisaniem przez Nawrockiego „deklaracji Mentzena”, wszak przekreśla ona adekwatnie wszystko to, do czego obecny prezydent zobowiązał się wobec „Solidarności”.
Możliwości wyjaśnienia takiej postawy ówczesnego kandydata na prezydenta są dość proste. Albo Nawrocki skłamał Mentzenowi, albo Piotrowi Dudzie. Albo – co przecież również jest prawdopodobne – uznał, iż da się to wszystko jakimś cudem pogodzić. jeżeli weźmiemy pod uwagę tę drugą możliwość, to pozostaje mieć nadzieję, iż prezydent otoczy się dobrymi doradcami.
Jest jeszcze jedna możliwość. Uczciwie trzeba też powiedzieć, iż Nawrocki taką postawą wpisuje się w światowe trendy polityków reprezentujących alternatywne dla liberałów siły polityczne. Są oni zwykle gospodarczo pragmatyczni, to znaczy, iż ich poglądy na ekonomię stanowią wypadkową potrzeb elektoratu, natomiast główną siłą tych ruchów jest sprzeciw wobec zastanego ładu i dyskontowanie społecznego gniewu na porażkę liberalnej polityki. I tak francuskie Zjednoczenie Narodowe jest znacznie bardziej lewicową gospodarczo partią niż chociażby niemiecka AfD. Z kolei Donald Trump z łatwością miesza obietnice poprawy bytu uboższych Amerykanów, z preferencjami podatkowymi dla najbogatszych. Łączy ich wszystkich krytyka polityki migracyjnej czy ideologii woke oraz antyestablishmentowa tożsamość.
Karol Nawrocki zatem wskoczył być może na tę samą falę co inni politycy stanowiący alternatywę dla liberałów. Z tego punktu widzenia jest politykiem nowoczesnym, co nie musi wcale oznaczać, iż rozwiązania, jakie będzie wspierał, okażą się korzystne dla Polski.
Dwie ustawy prezydenta
Co na pewno już wiemy o podejściu pana prezydenta do gospodarki? Przyjrzyjmy się krótko konkretnym działaniom Karola Nawrockiego.
Jak dotąd pan prezydent złożył dwie ustawy. Jedna przywraca pierwotny projekt CPK, z koncepcją rozbudowanej linii kolejowej dla Kolei Dużych Prędkości, druga zaś proponuje zerowy PIT dla rodzin dwójki dzieci do dochodów 140 tysięcy złotych na osobę, co oznacza preferencję podatkową lub zwolnienie z podatku dla około 1,5 miliona rodzin. Czyli spory ubytek w budżecie.
Pierwszy z projektów wydaje się słuszny, wszak Polska potrzebuje inwestycji infrastrukturalnych, w tym rozbudowy linii kolejowych, jednak przez cały czas pozostaje pytanie o źródła ich finansowania. jeżeli jednak mamy na coś wydać pieniądze – choćby jeżeli groziłoby to zwiększeniem długu – to z pewnością lepszym pomysłem jest projekt prorozwojowy niż zrzucane z rządowego helikoptera prezenty socjalne.
Większy problem mam z zerowym podatkiem PiT dla rodzin z dwójką dzieci. Niskie i przede wszystkim proste podatki to świetny pomysł, ale w tym przypadku mówimy zasadniczo o likwidacji podatku dla sporej części płatników. Uzasadnienie jest jasne i konkretne – chodzi o program prodemograficzny. Chciałbym zatem, aby wcześniej pan prezydent wskazał jakieś konkretne wyliczenia, oparte na badaniach, z których dowiemy się, iż obniżenie podatku PiT faktycznie sprawi, iż rodziny z jednym dzieckiem chętniej podejmą decyzję o kolejnym potomku. Nie chodzi bowiem o to, by na ślepo proponować zerowe podatki, czy inne prezenty socjalne, bo „wydaje się to dobrym pomysłem”. Demografia – co zresztą widzimy na własnym, polskim przykładzie, gdzie program 500 plus nie okazał się wcale znaczącym impulsem dla wzrostu dzietności – to bardziej skomplikowana układanka niż kwestia przyznania jakiegoś znaczącego przywileju finansowego. Być może zresztą ktoś to panu prezydentowi wyliczył, stąd byłoby interesujące poznać szersze tło zaproponowanej zmiany podatkowej.
I na koniec: obydwa te projekty zgłoszone przez prezydenta Nawrockiego autorytatywnie, bez żadnych partyjnych konsultacji, w sytuacji, gdy większość parlamentarna, delikatnie mówiąc, nie sprzyja ośrodkowi prezydenckiemu, sprawiają wrażenie „wrzutek” mających na celu wyznaczenie osi sporu z rządem. Trudno założyć, iż niedługo po wygłoszeniu konfrontacyjnego wobec rządu orędzia, rządząca koalicja w ciemno poprze obydwie ustawy. Gdyby prezydentowi naprawdę zależało na ich przeprowadzeniu przez parlament, zaprosiłby do stołu poszczególne siły polityczne i spróbował negocjacji, a być może uruchomienia społecznego nacisku na rząd czy niektóre partie koalicyjne.
Pomimo licznych sprzeczności, jakie znajdujemy w programie gospodarczym Karola Nawrockiego, warto udzielić mu kredytu zaufania. Najwięcej na temat jego poglądów dowiedzieliśmy się bowiem w trakcie kampanii wyborczej, a taka wiedza nie zawsze daje nam adekwatny obraz rzeczywistych poglądów polityka. jeżeli niedoświadczony politycznie Nawrocki otoczy się odpowiednimi ludźmi, niewykluczone, iż obierze kurs, który będzie korzystny dla tego, co szumnie, ale też prawdziwie, nazywamy indywidualną wolnością każdego z nas. Nie zamyka się ona, rzecz jasna, jedynie w zagadnieniach gospodarczych, ale stanowią one jej istotny element. A jeżeli tak, to warto uważnie śledzić poczynania prezydenta na tym polu.
Tomasz Figura