Dlaczego Putin irytuje Trumpa?

myslpolska.info 13 godzin temu

Obserwując brak skuteczności działań dyplomatycznych państw zachodnich na rzecz zakończenia wojny na Ukrainie można dojść do pesymistycznego wniosku, iż mamy do czynienia z ryzykiem „długiej wojny”, co może wyrażać się w różnych formach „zamrożenia konfliktu” i w braku jednoznacznych rozstrzygnięć.

Ryzyko to uprawdopodabniają trzy splecione ze sobą konteksty sytuacyjne: ukraiński, zachodni i rosyjski. Pierwszy z nich dotyczy determinacji Ukrainy na rzecz zwycięskiego zakończenia konfliktu. Wynika ona nie tyle z ideologizacji, ile z makiawelizmu i wyrachowania rządzących. choćby gdy nastąpi przerwanie działań wojennych, to wiele wskazuje na to, iż ukraińscy oligarchowie, dowódcy frontowi i macherzy polityczni, którzy wyspecjalizowali się w wojennym rzemiośle i zbijaniu kokosów na interesach wojennych, łatwo nie ustąpią, ani nie przystaną na wymuszony, niesprawiedliwy dla nich kompromis. Podtrzymywanie konfrontacji leży zatem w ich interesie. Cierpienia ludności cywilnej są na dalekim planie.

Wojna demoralizuje

Jest pewną prawidłowością, zaobserwowaną w czasie długotrwałych konfliktów zbrojnych, iż demoralizacja wywołana wojną we wszystkich kręgach życia społecznego utrudnia skuteczne przestawienie się na tory pokojowe. Potężne szkody w postaci zniszczeń, ofiar i ucieczek ludności za granicę, wreszcie dezorganizacja gospodarki i administracji, utrudniają powrót do normalności. Pod znakiem zapytania staje legitymizacja demokratyczna nowych władz oraz ich zdolność do utrzymania jedności państwa i zgody społecznej. Przywrócenie funkcjonalności systemu politycznego nigdy nie jest łatwe, gdy zostanie on skażony praktykami dyktatorskimi.

Ponadto wojna na Ukrainie umocniła, a nie osłabiła „kumoterski” układ kapitalizmu oligarchicznego, o czym milczy się na Zachodzie. A przecież ten czynnik przesądzi przyszły kształt ustrojowy Ukrainy, którą z całym bogactwem inwentarza Unia Europejska chciałaby przyjąć w swoje szeregi na warunkach specjalnych. Dlaczego polscy politycy, poza nielicznymi wyjątkami, nie widzą w akcesji unijnej i natowskiej Ukrainy żadnych problemów, które są szkodliwe dla polskich interesów?

Nie wolno wreszcie pomijać wzmożenia nacjonalistycznego na Ukrainie, co jest konsekwencją tworzenia patologicznej tożsamości narodowej, opartej na symbolice banderowskiej. Przyzwolenie przez protektorów zachodnich Ukrainy na gloryfikację formacji faszystowskich i mitologizację „ruchu narodowowyzwoleńczego” spod znaku OUN-UPA ośmiela rządy w Kijowie do zaniechania rozliczeń aktów ludobójstwa na Polakach i Żydach z czasów okupacji sowieckiej i hitlerowskiej. Oficjalne zakłamywanie historii i budowanie fałszywych narracji świadczy o tym, iż Ukraina lekceważy podstawowe standardy cywilizacyjne demokratycznego świata, do którego chciałaby dołączyć. Szkoda, iż ten demokratyczny świat, rzekomo wrażliwy na prawa człowieka i humanitarne wartości, podchodzi do stanowiska Kijowa z tak niebywałą pobłażliwością. Rusofobia nie może przecież usprawiedliwiać dokonanego podczas II wojny światowej barbarzyństwa. Nierozliczone zbrodnie z przeszłości stanowią powracające memento, są ostrzeżeniem przed tym, iż mogą się kiedyś powtórzyć (Tadeusz Samborski).

Kontekst zachodni jest niejednoznaczny w świetle dokonujących się przewartościowań w administracji amerykańskiej. Z jednej strony konflikt na Ukrainie przez cały czas jest przejawem wojny o schedę po Związku Radzieckim, między siłami Zachodu a Rosją. Inwestycje kapitałowe i materialne w armię i gospodarkę ukraińską są liczącym się argumentem na rzecz konieczności obrony zdobytego stanu posiadania. Z drugiej strony jest to eksperymentowanie z nowymi rodzajami broni i uzbrojenia dla celów modernizacji potężnych arsenałów po obu stronach konfrontacji. Armia ukraińska jest tu celowo przedstawiana jako najbardziej doświadczona w nowoczesnych operacjach na polu walki. Życie ukraińskich żołnierzy i ofiara krwi są podporządkowane instrumentalnym celom protektorów Ukrainy. Liczą się przede wszystkim doświadczenia: efekty przystosowania się do nowych założeń strategicznych i taktycznych oraz sposobów zdobywania umiejętności technicznych.

Mimo iż amerykański prezydent zdołał odmienić, choć niekoniecznie odwrócić, narrację na temat przyczyn i winowajców wojny na Ukrainie, to jednak liczne niekonsekwencje koncepcyjne i decyzyjne oraz uleganie machinie zbrojeniowej prowadzą jego politykę na manowce. Może się bowiem niedługo okazać, iż Ameryka wraca w stare koleiny oskarżeń wobec Rosji, a poirytowany Trump już wygłasza opinie o swoim rozczarowaniu brakiem ustępstw ze strony Putina. Będzie to wkroczenie w kolejną fazę konfrontacji amerykańsko-rosyjskiej.

Wojna na Ukrainie nie skończy się więc bez jednoznacznie wyrażonej woli zawieszenia pomocy Zachodu dla Ukrainy. Ta natomiast jest determinowana wyborem przez państwa NATO i Unii Europejskiej strategii wzrostu gospodarczego poprzez maksymalizację zbrojeń. Postawiono na rekonwersję upadającego przemysłu w Europie w celach wojennych. Stawką dla USA jest natomiast utrzymanie statusu hegemona. Im dłużej potrwa wojna na Ukrainie, tym dłużej będzie aktualne uzasadnienie dla takiej strategii.

Rosja cementuje Zachód

Zaangażowanie w konflikt przeciw Rosji spełnia wreszcie rolę konsolidującą w rozchwianych i podzielonych społeczeństwach państw neoliberalnego kapitalizmu. Ponieważ i na zachodzie Europy, i w Stanach Zjednoczonych aktywizują się coraz bardziej siły antysystemowe, potrzebny jest straszak w postaci wroga zewnętrznego. Nie bez powodu trwa demonizacja Rosji i Putina, której rezultatem jest psychoza zbliżającej się inwazji rosyjskiej na państwa NATO. Także polska mobilizacja prowojenna jest tego wyrazem.

Kontekst rosyjski jest w tym konflikcie poddawany największemu ostrzałowi krytyki, tak ze strony polityków, jak i dominujących mediów. Wszyscy zdążyli zauważyć, iż Rosja ze względu na żywotność interesów swojego bezpieczeństwa nie zamierza wycofywać się z wojny, bez osiągnięcia założonych celów – rozbrojenia, denazyfikacji i neutralizacji Ukrainy. Wbrew oczekiwaniom, denazyfikacja i zmiana władz w Kijowie może okazać się niemożliwa, gdyż zmiany świadomościowe i ideologiczne zaszły tam bardzo daleko. W okresie wojny zdążyła wykształcić się bowiem ogólnonarodowa „epopeja” heroistyczno-martyrologiczna, oparta na etosie banderowskim. Ta będzie sprzyjać utrzymaniu u władzy dłużników zachodniego wsparcia i zakładników zafałszowanych uzasadnień wojny.

Nie bez znaczenia jest tolerowanie przez Zachód odradzania się nacjonalizmu ukraińskiego i budowania tożsamości narodowej Ukraińców opartej na tradycjach faszystowskich i rasistowskich, wydawałoby się całkowicie skompromitowanych w oczach opinii międzynarodowej. Kult OUN-UPA zyskuje usprawiedliwienie ze względu na agresywność rosyjską i rusofobię, ale na dłuższą metę kompromituje Ukraińców, a także wszystkich zachodnich protektorów fałszywej ideologizacji. Szkoda, iż rządzący w Polsce nie widzą tej ohydnej manipulacji. Szacunek należy się tym politykom, którzy mają odwagę nazywać rzeczy po imieniu.

Rosja broni przede wszystkim racjonalności podjętej decyzji o inwazji na Ukrainę, na co przekonująco wskazują w swojej książce dwaj amerykańscy realiści John Mearsheimer i Sebastian Rosato („Jak myślą państwa? Racjonalność w polityce zagranicznej”, Warszawa 2024). Putin i jego doradcy zdecydowali się nie dopuścić do uczynienia z Ukrainy bastionu Zachodu, który stanowiłby dla Rosji śmiertelne zagrożenie. W rosyjskiej interpretacji, podzielanej przez realistów politycznych, Rosjanie wszczęli wojnę prewencyjną w samoobronie, aby zapobiec pogorszeniu stosunku sił między ich państwem a szeroko pojętym Zachodem, ze Stanami Zjednoczonymi na czele.

Bez wyjścia?

Ponieważ wszystkie strony obstają przy swoich racjach, konflikt na Ukrainie przybiera charakter nierozwiązywalny. Przede wszystkim powstało ogromne zapętlenie narracji każdej z nich, pozbawiające je umiejętności poszukiwania rozwiązań politycznych. W przypadku Zachodu i samej Ukrainy mamy do czynienia z zaprzeczaniem faktom i upartym trwaniem przy fałszywych założeniach o możliwości pokonania Rosji na polu walki. Jest to szczególna pokusa dla rozmaitych szarlatanów i podżegaczy wojennych, którzy żerują na strachu i żądzy odwetu.

Przedłużanie wojny jest marnowaniem czasu, energii i zasobów, a przede wszystkim wykrwawianiem skonfliktowanych stron. Być może o to chodzi w cynicznej i wyrachowanej grze sponsorów tej wojny. Tylko nieliczni przywódcy, tacy jak Viktor Orbán, są zdolni zracjonalizować strategiczne myślenie i wskazać zarówno na fałszywe diagnozy, jak i szkodliwe perspektywy. Dalsze karmienie się iluzjami o zwycięskiej dla Kijowa wojnie przybliża wszystkie strony do nieuchronnej katastrofy.

Rosjanie zdają sobie sprawę z tego, iż na Zachodzie wykreowano wizerunek ich państwa jako źródła zagrożeń dla ładu międzynarodowego, w którym reguły gry są dyktowane przez tenże „kolektywny” Zachód. Dlatego tak istotny jest narodowy konsensus, który udało się Putinowi osiągnąć co do podstawowych wartości, decydujących o obronie żywotnych interesów. Rosjanie są przekonani, iż odzyskali status suwerennego mocarstwa, które nie musi spełniać oczekiwań Ameryki i jej wasali.

Według Siergieja Karaganowa, jednego z najbardziej znanych eksponentów współczesnej „idei narodowej”, najważniejszym osiągnięciem stało się pozbycie się przez elity rosyjskie kompleksów względem Zachodu. Nie wnikamy tu w sferę prywatnych powiązań prominentnych postaci rosyjskiego życia politycznego czy gospodarczego z państwami zachodnimi. Wojna na Ukrainie stała się niewątpliwie naturalnym katalizatorem przyspieszenia „zwrotu na Wschód” i zwiększyła możliwości alternatywnych rozwiązań na rynkach energetycznych czy zbrojeniowych. Stała się też narzędziem zachowania spójności społeczeństwa i zapewnienia ideologicznej legitymizacji władzy.

Rozważając „twarde” stanowisko Rosji w trwającym „rekonesansie” dyplomatycznym na rzecz przerwania działań wojennych należy zauważyć, iż w rosyjskiej kulturze strategicznej nie istnieje pojęcie „kompromisu” w regulowaniu sporów. Strategom rosyjskim przyświeca model gry o sumie zerowej. Stając naprzeciw mniejszego czy słabszego państwa kierują się motywem własnej wygranej i narzuceniem swojego punktu widzenia. Istotną rolę odgrywają nastawienia ideologiczne i uwarunkowania psychologiczne (np. syndrom oblężonej twierdzy czy symbolizacja heroizmu wojennego).

W wielu krajach, w tym w Polsce, żywy jest przesąd, iż warunkiem poprawy stosunków z Rosją jest jej przebudowa ustrojowa na modłę zachodnią. Tymczasem jest to warunek nie do spełnienia przy braku woli politycznej samych Rosjan. Kierują się oni bowiem realizmem kulturowo-cywilizacyjnym, który oznacza obronę własnego modelu państwa i stylu życia. Na tej płaszczyźnie Rosja znajduje szerokie poparcie Globalnego Południa, a choćby różnych sił politycznych na Zachodzie. Polskim politykom i medialnym manipulatorom takie rozumowanie nie mieści się w głowach ze względu na antyracjonalne i irracjonalne zaćmienie umysłów.

Geopolityka strachu

Z wielu wypowiedzi oficjeli rosyjskich przebija jednoznaczna konstatacja, iż jeżeli Zachód nie chce zaakceptować Rosji takiej, jaką ona jest, to przynajmniej musi się jej bać. Rosja jest zmotywowana do prowadzenia wojny tak długo, jak długo będzie to konieczne. Paradoks polega na tym, iż w takim podejściu wszystkie strony konfliktu stawiają na geopolitykę strachu i gry na zwłokę. Rosja nie przestaje postrzegać Zachodu w kategoriach agresywnych i ekspansywnych, natomiast państwa zachodnie i ich gremia euroatlantyckie – Unia Europejska i NATO – realizowane są przy optyce Rosji imperialnej i głodnej zdobyczy terytorialnych. Najtrudniejsze do pokonania są więc błędy percepcyjne i zakłócenia komunikacyjne między zwaśnionymi stronami.

Utarło się przekonanie, iż Rosja respektuje jedynie silniejszych od siebie. Dlatego rozumie wyłącznie język siły. jeżeli choćby tak jest, to jest to przecież prawidłowość odnosząca się do wszystkim mocarstw. To ze strony najsilniejszych grożą każdemu państwu złowrogie konsekwencje w razie zderzenia ich interesów. Rosja potrafi jednak układać się także z państwami mniejszymi, które są zdeterminowane do obrony własnych interesów i potrafią zrozumieć racje każdej ze stron. Widać to na przykładzie relacji dwustronnych nie tylko z Węgrami czy Słowacją, ale także z wieloma państwami Globalnego Południa, od BRICS+ poczynając.

Wiele wskazuje na to, iż w grze dyplomatycznej Rosjanie uwielbiają sprawdzać wytrzymałość przeciwnika i jego determinację na rzecz osiągnięcia celów. Sami dysponują osobliwą elastycznością, wyrażającą się w stosowaniu chwytów ideologicznych i propagandowych, z jednoczesnym pragmatycznym obchodzeniem pryncypiów. choćby w czasach ortodoksji komunistycznej Rosjanie negocjowali wiele porozumień międzynarodowych, kierując się prakseologią, a nie doktrynerstwem. Te cechy wpływają na wizerunek Rosji jako państwa trudnego do rozpoznania, ale i niezwykle niebezpiecznego oponenta. Nie bez powodu w obszarze wiedzy o kulturach negocjacyjnych znane jest przeświadczenie, iż jeżeli któryś z uczestników negocjacji międzynarodowych przebrnie zwycięsko przez rokowania z Rosją, to dobije interesu z każdym innym kontrahentem.

Rozgrywka o przyszłość świata

Osiem dekad pokoju, jakie upłynęły od zakończenia II wojny światowej, wykoślawiło postrzeganie przez elity polityczne Zachodu problemów zglobalizowanego kapitalizmu oraz narastających kryzysów wewnętrznych na tle dystrybucji bogactwa społecznego. Na takim tle Rosja jawi się nie tylko jako konkurencyjny ośrodek, broniący tradycyjnych wartości i sprawiedliwego, bo pod patronatem państwa, modelu życia społecznego, ale także jako stabilizator – co jest nie do przełknięcia dla zawodowych rusofobów – pokoju i bezpieczeństwa. Przeciwstawianie się tendencjom hegemonicznym w stosunkach międzynarodowych Rosja uznaje za oczywiste zadanie i cel swojej strategii międzynarodowej.

Dlatego patrząc na perspektywy rozwiązania kwestii ukraińskiej, trzeba mieć na uwadze szersze uwarunkowania geopolityczne, związane z bilansowaniem sił i interesów w skali globalnej, aby nie dopuścić do zawojowania systemu międzynarodowego przez jedno mocarstwo z grupą jego akolitów. Ukraina jest tylko pretekstem, i niestety ofiarą, w tej konfrontacji. Zdecydowana większość państw przyjaznych wobec Rosji, na czele z Chinami, opowiada się w tej chwili za taką wizją ładu międzynarodowego, w którym państwa będą korygować rozbuchane apetyty korporacji transnarodowych i ograniczać oligarchiczny kapitalizm, żerujący na masach bezbronnych obywateli.

Rosja kreuje siebie na gwaranta ukształtowanych w ostatnim stuleciu, a skodyfikowanych w Karcie Narodów Zjednoczonych, zasad prawa międzynarodowego, zwłaszcza suwerennej równości i nieingerencji w sprawy wewnętrzne państw. Podkreśla przy tym swoje atuty formalnego statusu mocarstwowego, jak stałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ oraz posiadanie potencjału jądrowego, porównywalnego jedynie z potencjałem USA. To legitymizuje pozycję Rosji w hierarchii rang, której nie ma i nigdy nie będzie mieć Ukraina.

Dla elit politycznych Zachodu jest to sytuacja trudna do przyjęcia. O ile są one bezsilne wobec wzrostu potęgi Chin, o tyle są tradycyjnie przeciwne temu, jeszcze od czasów carskiej Rosji, aby odgrywała ona rolę rywala, blokującego ekspansję Zachodu na kierunku euroazjatyckim. Są to stare kompleksy mocarstw europejskich, zwłaszcza Zjednoczonego Królestwa, a także USA od czasów powojennych. Bez zrozumienia antecedencji nie sposób pojąć tak silnego zaangażowania Zachodu w wojnę po stronie Ukrainy. Nie chodzi tylko o odzyskanie straconych kiedyś pozycji, na przykład w Odessie czy Donbasie po rewolucji bolszewickiej, ale zablokowanie odbudowy pozycji mocarstwowej Rosji w przestrzeni poradzieckiej, jako głównego rozgrywającego.

Przyznanie się do porażki na Ukrainie dla każdej ze stron imperialnej konfrontacji byłoby katastrofą wizerunkową i ambicjonalną. Gra toczy się o to, czy Rosja postawi na swoim, jeżeli chodzi o niepodzielność bezpieczeństwa, a także czy zostanie przywrócona jej sprawczość w rozwiązywaniu problemów w bezpośrednim sąsiedztwie, z jednoczesnym zdystansowaniem czy choćby wyparciem mocarstw zachodnich. Być może z dzisiejszej perspektywy to zadanie wydaje się niewykonalne, ale cierpliwość w odniesieniu do „nierozwiązywalnego” problemu może popłacać w dłuższej perspektywie, kiedy zmęczenie Zachodu i wyczerpanie Ukrainy doprowadzą do jej nowego ułożenia się z rosyjskim sąsiadem.

Prof. Stanisław Bieleń

fot. The White House

Myśl Polska, nr 29-30 (20-27.07.2025)

Idź do oryginalnego materiału