

W piątek 11 kwietnia w miejscowości Końskie w województwie świętokrzyskim odbyły się dwie pierwsze debaty prezydenckie w ramach tegorocznej kampanii prezydenckiej. W pierwszej, zorganizowanej o godz. 18.50 przez prawicową telewizję Republika uczestniczyli: Karol Nawrocki, Szymon Hołownia, Marek Jakubiak, Joanna Senyszyn oraz Krzysztof Stanowski.
O godz. 20.40, w położonej kilkaset metrów dalej hali sportowej w Końskich drugą debatę tego dnia przeprowadziły wspólnie telewizje: TVP, TVN i Polsat. Tym razem uczestników debaty było aż ośmiu. Oprócz wspomnianej wyżej piątki polityków wzięli w niej udział: Magdalena Biejat, Rafał Trzaskowski i Maciej Maciak.
Debaty w Końskich poprzedziło olbrzymie zamieszanie. Aż do końca nie było pewne czy wydarzenia się odbędą i kto weźmie w nich udział.
Ekspert wskazuje nieoczywistych przegranych
— Największą klęskę tej drugiej, większej debaty, ponieśli jej organizatorzy — uważa Bartosz Rydliński z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. — Chodzi mi tu zarówno o Rafała Trzaskowskiego, który debatę w ogóle zaproponował, jak i o telewizje, które ją wspólnie przeprowadziły. Trzaskowski źle to rozegrał. On już na wejściu chciał wybierać sobie kontrkandydatów, z którymi chciał rozmawiać i tych, którym tego prawa odmawiał. Podzielił kandydatów na lepszych i gorszych i to się oczywiście zemściło. Chciał ustawki „on kontra Nawrocki”. Być może właśnie na to był przygotowany przez sztab. Ale ostatecznie byliśmy świadkami wielogodzinnej, wielostronnej debaty, której Rafał Trzaskowski absolutnie nie wygrał. Lepiej poradzili sobie Szymon Hołownia i Magdalena Biejat — uważa ekspert.
Zdaniem Bartosza Rydlińskiego, Szymon Hołownia wiódł prym podczas programu na żywo, ponieważ jako były dziennikarz świetnie radzi sobie w pracy z kamerą. To sprawiło, iż w opinii wielu osób w piątek zaprezentował się bardziej „prezydencko” niż Trzaskowski.
— Co więcej, każda debata ma swoje momenty przełomowe, ma te ujęcia, które przechodzą do historii. I takim był bez wątpienia moment, gdy od Rafała Trzaskowskiego, który ostentacyjnie odrzucił tęczową flagę, przejęła ją kandydatka Lewicy Magdalena Biejat. Memy ze zdjęciami tego momentu już „latają” po internecie. To może być dla Rafała Trzaskowskiego pewnym istotnym problemem w dalszej części kampanii. Być może odwróci się od niego środowisko, które do tej pory go popierało — uważa politolog.
Nawrocki pomimo braku wiedzy wychodzi z debaty „z tarczą”. Odbije głosy Mentzenowi?
Zdaniem rozmówcy Onetu, o ile chodzi o kandydatów spoza koalicji rządzącej, to Karol Nawrocki osiągnął podczas debaty swój cel.
— Oczywiście, kandydat PiS zaliczył wielką wpadkę, gdy Hołownia wytknął mu brak wiedzy — mówi dr Rydliński. — Chodzi o to pytanie, gdy Nawrocki nie potrafił wymienić nazwisk prezydentów Litwy, Łotwy, Estonii oraz Finlandii. Ale mimo wszystko Nawrocki na tej debacie miał być po prostu „najbardziej wyrazistym prawicowym kandydatem”. I to mu się udało. Pomogła mu nieobecność Sławomira Mentzena. Zakładam, iż brak obecności lidera Konfederacji się na nim zemści. Bo jednak wczoraj wyborcy Konfederacji też oglądali debatę i mogli z ust Nawrockiego usłyszeć to, na co czekali, czyli szereg antyeuropejskich, antyunijnych, deregulacyjnych, antyniemieckich zdań. Takie sformułowania mogą pomóc Nawrockiemu przekonać elektorat wahający się pomiędzy PiS-em a Konfederacją oraz pomóc w ściągnięciu na drugą turę osób, które w pierwszej oddadzą głosy na Mentzena — wskazuje ekspert.
Nasz rozmówca ocenia też innych uczestników debaty. Jego zdaniem przynajmniej dwóch z nich przyjechało do Końskich, by odegrać tam rolę Stańczyka, czyli niejako wykpić obecny układ polityczny w Polsce i pokazać jego paradoksy. Zdaniem naukowca z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w te role wpisali się Krzysztof Stanowski i Joanna Senyszyn.
— Tak na gorąco, lepiej poradziła sobie z tym pani profesor Senyszyn — mówi Rydliński. — Ona była takim cichym bohaterem tej debaty. Wypadła lepiej. Niejednokrotnie pewnie wywoływała swoimi wypowiedziami uśmiech na twarzy wielu z widzów wczorajszej dyskusji. Natomiast Krzysztof Stanowski był o wiele bardziej spięty, aniżeli w swoim własnym studio podcastowym — dodaje.
Ekspert zwraca także uwagę na rolę Marka Jakubiaka.
— Wygląda i brzmi pewnie dla wielu osób jak taki sympatyczny, choć dość konserwatywny wujek na weselu. On właśnie taką rolę odgrywał i z pewnością wzmacnia przekaz Karola Nawrockiego. Oni wzajemnie się specjalnie nie atakowali. Zakładam, iż start Marka Jakubiaka jednak służy wsparciu tego szeroko pojętego obozu prawicowego. choćby wczoraj mówił, iż w drugiej turze należy głosować na patriotów. Zasugerował, iż będzie to głos na Nawrockiego. Marek Jakubiak w jakimś sensie może podbić w pierwszej turze wyborów frekwencję wśród prawicowych wyborców. Skłoni do pójścia na wybory panów i panie po 60-tce. Jest jednym z nich. W drugiej turze przerzuci swoje poparcie na Karola Nawrockiego. Takich głosów nie będzie dużo, ale zawsze coś — ocenia.
Bartosz Rydliński dodaje, iż obecność na debacie Macieja Maciaka jest dużym zaskoczeniem. Występ tego człowieka w telewizji powinien jego zdaniem stawiać pytanie o efektywność polskich służb.
— Jednak to, iż w debacie prezydenckiej pojawia się kandydat, który mówi językiem „rosyjskiego świata”, jest zastanawiające. Z drugiej strony on wcześniej legalnie zdobył jednak te 100 tys. wymaganych podpisów — wskazuje.
„Telekomunikacja” i „dupa”, czyli memiczne lapsusy Trzaskowskiego
Na koniec rozmówca Bartosz Rydliński zauważa, iż najtrwalszą rzeczą, jaka po paru tygodniach zostanie po debacie w Końskich, będą… memy. Te już w nocy zaczęły pojawiać się w sieci, a w sobotę rano ją zalały. Ich bohaterem najczęściej jest Rafał Trzaskowski, który miał dwa lub trzy lapsusy słowne.
— Kandydat PO odpowiadając na pytanie Marka Jakubiaka powiedział, iż ten najwidoczniej nie jeździ warszawską „telekomunikacją”. I teraz ja choćby sam sobie żartuję, iż może Rafał Trzaskowski jeździ po Warszawie… nie tramwajem, tylko „neostradą”. Później Trzaskowski odpowiadał na pytanie o Centralny Port Komunikacyjny i użył słowa „dupa”. W ogóle miałem wrażenie, iż miał największe fory w tej debacie, ale nie wypadł najlepiej, a już na pewno gorzej niż Szymon Hołownia — przyznaje.
— To w ogóle jest chyba powszechne zdanie komentatorów, którzy obserwują i oceniają pod względem warsztatowym takie telewizyjne wystąpienia. Rafał Trzaskowski przed tą całą debatą był bardzo spięty, a telewizje pokazywały to na przebitkach. Zakładam, iż jego sztabowi ta debata zwyczajnie wymknęła się spod kontroli: to, co się działo przez cały piątkowy poranek, przepychanki słowne na temat liczby uczestników, później fizyczne przepychanki przy wejściu na salę w Końskich. To było żenujące. Widać, iż też pod względem organizacyjnym sztab Platformy tego nie udźwignął.
CZYTAJ WIĘCEJ: Męczący wieczór. Pięć spostrzeżeń po debacie w Końskich