Unijne przepisy miały wprowadzić nowy porządek w internecie i wzmocnić pozycję europejskich państw wobec cyfrowych gigantów. Choć większość państw już dostosowała się do nowych regulacji, w jednym z nich prace utknęły na etapie zapowiedzi. Dlaczego tak się stało – i jakie mogą być tego konsekwencje?

Fot. Warszawa w Pigułce
Polska czeka. Unijne prawo leży w szufladzie, a Komisja traci cierpliwość
Choć większość państw Unii Europejskiej już dawno uporała się z wdrożeniem nowych przepisów o usługach cyfrowych, w Polsce projekt wciąż czeka na finalne decyzje. Opóźnienie ma już półtora roku i rośnie ryzyko kar finansowych. W tle pojawiają się naciski polityczne, a eksperci mówią wprost: to gra interesów między Europą a technologicznymi gigantami zza oceanu.
Bruksela pozywa Polskę
Akt o usługach cyfrowych, czyli Digital Services Act (DSA), to najważniejszy element unijnej strategii cyfrowej. Ma chronić użytkowników, ograniczać nadużycia platform i przywrócić kontrolę nad rynkiem cyfrowym. Mimo iż rozporządzenie obowiązuje w całej Unii, każde państwo musi wdrożyć je we własnym systemie prawnym. Polska tego nie zrobiła, a Komisja Europejska pozwała nas już przed Trybunał Sprawiedliwości UE.
Rząd tłumaczy, iż projekt jest gotowy i „na zaawansowanym etapie legislacyjnym”. Od wielu miesięcy jednak nie trafił do Sejmu. W międzyczasie inne państwa – w tym Czechy, Portugalia i Hiszpania – również zostały pozwane. Ale to Polska jest w gronie tych, które nie wykonały choćby podstawowego kroku: przyjęcia ustawy.
USA patrzą z niepokojem
Dyskusję wokół DSA w Polsce zaognił wpis ambasady USA, która w czerwcu otwarcie skrytykowała unijną regulację. To nie pierwszy raz, gdy Stany Zjednoczone próbują wpływać na europejską politykę cyfrową – podobnie było za rządów Donalda Trumpa, kiedy naciski ze strony ambasady zablokowały podatek od gigantów technologicznych.
Akt DSA godzi w interesy firm takich jak Meta, Google, Amazon czy Microsoft. Nowe przepisy wprowadzają obowiązki moderacji treści, raportowania danych i usuwania dezinformacji. Platformy, które złamią przepisy, mogą zapłacić choćby 6 proc. swojego globalnego obrotu.
Co dalej z cyfrową suwerennością?
Ministerstwo cyfryzacji zapewnia, iż Polska nie kieruje się głosami z zagranicy. Jednak wciąż nie wiadomo, kiedy ustawa zostanie uchwalona. Eksperci ostrzegają, iż zwłoka może osłabić pozycję Polski w europejskim systemie nadzoru nad siecią.
DSA ma realnie zmienić sposób funkcjonowania internetu w Europie. Ma też ograniczyć wpływy zagranicznych korporacji. Polska zwleka z wdrożeniem, narażając się nie tylko na wysokie kary, ale i na utratę wpływu w kluczowym procesie regulacyjnym. A to może mieć długofalowe skutki – nie tylko dla rynku, ale i dla bezpieczeństwa obywateli w sieci.