Hanna Dobrowolska: Sekswirus atakuje! Wypisz dziecko z edukacji zdrowotnej!

15 godzin temu

Antyzdrowotna, antyrodzinna i deprawująca permisywna edukacja seksualna, którą pod płaszczykiem zdrowia, postępu ludzkości i walki z ciemnogrodem próbuje narzucić szkołom lewicowa na wskroś minister edukacji [już nie „narodowej”] – zasługuje na jedno. Do śmieci!

Nie zapominajmy i nie bądźmy naiwni – w roku szkolnym 2025/26 edukacja zdrowotna [z komponentem w postaci edukacji seksualnej] będzie dobrowolna, jednak celem minister Barbary Nowackiej jest objęcie nią obowiązkowo wszystkich uczniów. Temu ma służyć i tylko temu ewaluacja przedmiotu za rok, tuż przed kompleksową reformą zapowiedzianą na 2026/7. Nikt nie gwarantuje nieobowiązkowości, tak jak nie były nigdy zagwarantowane prace domowe, lekcje religii i Pan Tadeusz jako lektura. Stąd opór powinien mieć charakter ciągły!

Ciąg dalszy pod oknem filmu

Argumentów przeciw temu iście szatańskiemu projektowi seksualizacji uczniów przywoływaliśmy w ciągu ostatnich miesięcy niemało. Są petycje, filmy, artykuły, opinie, ekspertyzy, kilka konferencji prasowych, konferencja w Sejmie RP, liczne wywiady. Kwestia została podniesiona w trakcie kampanii prezydenckiej oraz w „latarnikach” wyborczych, jako istotny element badania opinii społecznej.

Czytaj także: Przypudrowana trucizna – tzw. edukacja zdrowotna wejdzie do szkół 1 września

Jednak proces uświadamiania kolejnych milionów rodziców – doliczono się na razie około 2 milionów osób aktywnie sprzeciwiających się edukacji zdrowotnej – powinien trwać nie tylko do 25 września 2025 r. [do tego dnia można i należy WYPISAĆ dziecko z tego toksycznego przedmiotu], ale i … potem. Aż do skutku – gdy deprawacyjne zamysły znikną z podstawy programowej polskiej szkoły.

Kluczowa jest rezygnacja z zajęć, która powinna zostać złożona do dyrektora szkoły Warto uzyskać poświadczenie złożenia rezygnacji na kopii dokumentu. I warto zrobić to jak najszybciej, gdyż w tej chwili dyrektorzy planują pracę i etaty na przyszły rok szkolny. Odrzućmy ten szkodliwy przedmiot już dziś! Nieodwołalnie!

Zachęcająca nazwa ukrywa szkodliwe, antyzdrowotne i wprost seksualizujące treści, szczególnie w działach „Dojrzewanie” i „Zdrowie seksualne”. Zwraca też ostrze przeciw prokreacji i rodzinie m.in. w dziale „Zdrowie społeczne”. Aborcja, antykoncepcja, libido, zdrowie seksualne, LGBTQ etc. – przewijają się w podstawie, brak za to kobiety i mężczyzny, rodziny i dziecka od poczęcia jako wartości. Celem jest seksdobrostan.

W innych działach podstawa w większości powiela treści istniejące od lat i realizowane na wielu innych przedmiotach: przyrodzie, biologii, WF, geografii, języku polski…. Ekspertyzy Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły podkreślały ten fakt wielokrotnie!

Na szczęście trwa konsekwentna wojna świadomych rodziców z minister Nowacką i jej resortem. Tajny plan seksualizacji uczniów poprzez wprowadzenie niewinnego z pozoru przedmiotu, zamiast zlikwidowanego WDŻ, nie powiódł się. 2014/2015 rok i identyczne próby deprawowania w szkołach stanowiły dla nas ostrzeżenie. Reakcja była więc adekwatna do zagrożenia.

Część środowisk pamięta tamtą batalię i hasło standardy WHO – choć tym razem ukryte i pomijane – przez cały czas wzbudzają adekwatną reakcję. Kto nie słyszał o nich jeszcze – ten właśnie się dowiedział. O masturbacji upowszechnianej w krajach Zachodu, jako ozdrowieńczej metodzie na stres, o seksualnych zabawach w ciemnych pokoikach przedszkoli w Niemczech i torsjach uczniów we Francji po seks-zajęciach oraz o traumach dzieci w Norwegii wywołanych filmami porno z udziałem par homoseksualnych prezentowanych we wczesnych klasach szkół podstawowych. W krajach tych obserwujemy falę skutków, które powinny zaalarmować każdego przytomnego rodzica.

Gdy prawda o anty-zdrowotnej została nagłośniona, ministerstwo i posłuszne media, by przekonać Polaków do projektu, zastosowały sporo medialnych zabiegów. Jednak nie pomógł autorytet prof. Izdebskiego, szefa zespołu MEN. A choćby poważnie zaszkodził planom MEN, gdy upowszechniono wiedzę o współpracy seksuologa z Instytutem Kinseya. Nie spodobał się polskim rodzicom ten skompromitowany przed laty Instytut, a de facto klub wsparcia dla groźnych pedofili, udających naukowców, by realizować swoje dewiacyjne obsesje. Bardzo się nie spodobał!

Ponieważ sama B. Nowacka dostarcza kolejnych i kolejnych argumentów na NIE! – warto dołączyć je do długiej listy chorych i groźnych dla naszych dzieci rozwiązań. Jest to potrzebne, by ostrzec niepoinformowanych rodziców oraz by zapobiec dostaniu się sekswirusa do szkół i zainfekowaniu innych dzieci, choćby choćby zostały z zajęć wypisane…

Zaledwie przed kilkoma dniami, w ramach opiniowania kolejnego rozporządzenia ME [bez N, gdyż także ministerstwo nie jest już „narodowe”!], 30.04 Solidarność Oświatowa stwierdziła: „Przypominamy, iż uważamy wprowadzenie przedmiotu „edukacja zdrowotna” za niepotrzebne, a niektóre treści podstawy programowej za szkodliwe i antyspołeczne”.

Co czytamy w projekcie?

„Kwalifikacje do zajmowania stanowiska nauczyciela edukacji zdrowotnej w klasach IV–VIII szkół podstawowych i w szkołach ponadpodstawowych […] ukończyła studia przygotowujące do wykonywania zawodu lekarza, lekarza dentysty, farmaceuty, pielęgniarki, położnej, diagnosty laboratoryjnego, fizjoterapeuty lub ratownika medycznego, albo studia w zakresie zdrowia publicznego, i posiada przygotowanie pedagogiczne”.

Kurs on-line „przygotowanie pedagogiczne” obejmuje dwa semestry [270 godzin teoretycznych oraz 150 godzin zajęć praktycznych, także on-line, oczywiście]; po nim o intymnych kwestiach może nauczać dzieci nieroztropnych rodziców każdy z powyższych specjalistów wymienionych w rozporządzeniu.

Komisja NSZZ Solidarność sformułowała konkretne zarzuty związane z kadrami uczącymi:

„Wprowadzenie nowego przedmiotu „edukacja zdrowotna” – czytamy w opinii NSZZ Solidarność do rozporządzenia MEN – i dopuszczenie do jego nauczania szerokiego kręgu specjalistów, w tym nauczycieli biologii, wychowania fizycznego, psychologów oraz przedstawicieli zawodów medycznych, choć teoretycznie słuszne, budzi obawy o spójność i jakość realizacji podstawy programowej. Różnorodne wykształcenie prowadzących może skutkować rozbieżnościami w treściach i metodach nauczania, co będzie miało negatywny wpływ na jednolitość poziomu kształcenia w tym ważnym i budzącym kontrowersje obszarze”.

Treści i metody, o którym mówi się w opinii, i dodajmy – programy i podręczniki oraz pomoce dydaktyczne, stanowią o istocie nauczania danego przedmiotu. Nie znamy programów i podręczników oraz pomocy dydaktycznych! Nie istnieją jeszcze, choć prawdopodobnie właśnie powstają.

Nie ma również kadr wykształconych w tym zakresie! Otwierane kierunki studiów na uczelniach – zobligowanych do tego przez decydentów z bratniego ministerstwa nauki i wydajnie zachęcanych finansowo – przyniosą wykształcone kadry na … kolejny dopiero rok 2026/7.

Teraz MEN ratuje sytuację … łapanką, gdyż tak należy określić „dopuszczenie do jego nauczania szerokiego kręgu specjalistów” oraz otwarcie możliwości tworzenia zespołów kilku specjalistów wymiennie [zapewne?] uczących dzieci edukacji zdrowotnej. „Zajęcia z edukacji zdrowotnej mogą być prowadzone przez zespół dwóch lub więcej nauczycieli, o których mowa w ust. 1 i 2.” – brzmi projekt rozporządzenia.

Brak zabezpieczenia uczniów w konieczną obecność wychowawcy lub znanego uczniom innego nauczyciela – to nieodpowiedzialne narażanie nieletnich na terenie szkół i powinno wywołać jednoznaczny protest rodziców oraz być kolejnym argumentem na rzecz rezygnacji z tak nauczanego, na szczęście jeszcze nieobowiązkowego przedmiotu.

Na jeszcze inne zagrożenia wskazuje w opinii wysłanej do MEN Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.

Podkreślona zostaje tam możliwość wpływu organizacji i osób związanych ze środowiskiem LGBTQ na prowadzenie lekcji. Wszak nie przypadkiem kwestia osób LGBTQ została wpisana do podstawy programowej i nie została z niej usunięta, pomimo wielu ekspertyz wskazujących na deprawacyjny charakter i szkodliwe cele środowiska aktywnych lesbijek, gejów, biseksualistów, transseksualistów, queer [czyli odrzucających wszelkie normy] i innych….

Znane są najważniejsze mechanizmy manipulacji stosowane przez edukatorów seksualnych wywodzących się z tych środowisk na Zachodzie, ale i w Polsce, tyle iż dotychczas nie w ramach zajęć szkolnych objętych podstawą programową. To przedstawianie patologicznych zachowań jako normalnych i powszechnych, celowe niszczenie poczucia wstydu i sfery intymności poprzez wymuszanie relacji o czynnościach seksualnych na forum klasowym. W tym celu stosuje się prace w grupach, dyskusje, symulacje, odgrywanie ról, oglądanie i omawianie filmów. Filmy pornograficzne lub z udziałem aktorów porno celowo zatrudnianych na potrzeby „pomocy dydaktycznych” dla uczniów – to norma w szkołach od Odry na zachód. Jeszcze jednym perfidnym zabiegiem jest czynienie z uczniów np. starszych klas „ekspertów” w tej dziedzinie i celowe podważanie autorytetu rodziców. Dodatkowo uczniom zakazuje się relacjonowania rodzicom przebiegu lekcji i omawiania treści poruszanych na lekcjach.

Jeśli nie postawimy tamy już dziś i nie udowodnimy naszą aktywnością, iż „u nas zdrowotna nie przejdzie”, podobne mechanizmy zostaną wdrożone w polskich szkołach. Nikt nie zagwarantuje także, iż tak pojmowana „seksualna propedeutyka zdrowotna” nie obejmie jeszcze młodszych dzieci – podobnie zaczynało się na Zachodzie. Pierwsze tego symptomy w postaci porno-spektakli z udziałem tzw. drag queen mogliśmy już zobaczyć w kilku przedszkolach w Polsce.

Podkreślmy, iż te fatalne zmiany nie będą możliwe bez kadr wcielających je w życie – bez dyrektorów szkół i nauczycieli. Liczymy na roztropność środowiska i jego oddanie uczniom.

Dziękujemy dyrektorom za zgodę na organizowanie rzetelnych spotkań dla rodziców, informujących o tych zagrożeniach. realizowane są w tej chwili w wielu szkołach, gdyż warto wykorzystać czas do wakacji na poznanie istoty nowego przedmiotu szkolnego. Dzięki Radom Rodziców podejmowane są inicjatywy w tym zakresie. Dopuszczenie do głosu uświadomionych rodziców umożliwia zapoznanie się innych osób z wszelkimi zagrożeniami przed podjęciem decyzji, tak kluczowej dla osobowego rozwoju ich dzieci. Filmy „Zatrute umysły” oraz „To nic takiego” unaoczniają prawdę o korzeniach lewicowych „edukacyjnych” pomysłów i ich zgubnych skutkach. Służy temu także społeczna kampania „Tak dla edukacji! Nie dla deprawacji!” z cyklem szkoleń dla wolontariuszy. niedługo uruchomiona zostanie strona kampanii takdlaeduacji.pl

Dziękujemy proboszczom za spotkania organizowane w parafiach i księżom biskupom za zachętę do takich działań. To słuszna kontynuacja linii wytyczonej przez Konferencję Episkopatu Polski, zdecydowanie negatywnie opiniującej anty-zdrowotny i anty-rodzinny przedmiot, który zamiast zdrowia przyniesie jego rujnację i zdeprawuje młode pokolenia.

Razem obronimy nasze dzieci przed groźnym sekswirusem, którym – poprzez edukację zdrowotną – mają zostać zainfekowane polskie szkoły!

Hanna Dobrowolska

Ekspert oświatowy

Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły

ratujmyszkole.pl

Zobacz także:

Idź do oryginalnego materiału