Partie skupiają się na bazach wojskowych i sprzęcie, a pomijają kwestie fundamentalne. W politykach obronnych zarówno liberałów, jak i konserwatystów wyczuwalna jest nuta rywalizacji na zasadzie „cokolwiek ty zrobisz, ja zrobię lepiej” – twierdzą trzej eksperci ds. bezpieczeństwa narodowego i wojska. Ich zdaniem jednak obie partie albo nie dostrzegają, albo celowo unikają najważniejszej kwestii bezpieczeństwa narodowego, jaka staje przed Kanadą w tych wyborach.
Jak mówią, wyborcy zadają sobie w tej chwili pytanie: Co musi się wydarzyć, by Kanada potrafiła się obronić samodzielnie – bez pomocy, a może choćby przeciwko Stanom Zjednoczonym?
We wtorek konserwatyści zaprezentowali swój kosztorysowany program, zawierający także elementy dotyczące obronności.
Liberałowie przedstawili swój, nieco bardziej szczegółowy, plan w sobotę, w czasie gdy wielu Kanadyjczyków uczestniczyło już w głosowaniu przedterminowym lub korzystało z wolnego wielkanocnego weekendu. Uderzające – jak wskazują eksperci – są podobieństwa między propozycjami obu partii w zakresie Arktyki i suwerenności północnych obszarów oraz ich wzajemne przebijanie się w tych kwestiach.
Choć może to świadczyć o pewnym konsensusie w kluczowych sprawach, to wśród obserwatorów polityki obronnej panuje przekonanie, iż partie próbują się prześcignąć w detalach – ilu baz arktycznych potrzeba, jak gwałtownie należy zakupić samoloty wczesnego ostrzegania.
Polityczne założenia liberałów i konserwatystów są jednak równie istotne przez to, czego nie zawierają – zwłaszcza w momencie, gdy fundamenty bezpieczeństwa Kanady niewątpliwie uległy przesunięciu.
Zobowiązania wobec NATO mogą niedługo się zdezaktualizować
Obie partie deklarują chęć osiągnięcia celu NATO w zakresie wydatków na obronność – dwóch procent PKB do roku 2030, poprawy systemu rekrutacji wojskowej, zakupu nowych okrętów podwodnych, budowy lub modernizacji baz w Arktyce, a także – co dość nietypowe – zakupu ciężkich lodołamaczy wojskowych.
Nowi Demokraci ograniczyli się do krótkiej wzmianki o sprawach obronnych, zapowiadając zerwanie kontraktu na myśliwce F-35 oraz bliżej nieokreślone inwestycje w społeczności północne. Partia Zielonych również zadeklarowała wzmocnienie bezpieczeństwa Arktyki, zapewnienie wojsku „konkretnych zdolności potrzebnych wobec współczesnych zagrożeń” oraz stworzenie narodowego korpusu obrony cywilnej.
Eksperci skupiają się na analizie programów liberałów i konserwatystów, ponieważ to te partie mają największe szanse na objęcie rządów. – Sądzę, iż więcej jest tu podobieństw niż różnic – powiedział Dave Perry, prezes Canadian Global Affairs Institute.
Jak zaznacza, fakt, iż obie partie zgadzają się co do realizacji celu NATO, jest znaczący – zobowiązania te, w tym także Kanada, zadeklarowały w 2014 roku po inwazji Rosji na Krym.
– Kanadyjczycy muszą sobie uświadomić, iż właśnie zaczynamy realizować zobowiązania, które podjęliśmy jedenaście lat temu, podczas gdy nasi sojusznicy przygotowują się już do nowych standardów, dotyczących tego, ile z gospodarki inwestujemy w obronność – tłumaczy Perry.
Na czerwcowym szczycie NATO spodziewana jest decyzja o podniesieniu progu inwestycji w obronność – być może choćby do 3,5% PKB. Prezydent USA Donald Trump mówił choćby o oczekiwaniach sięgających 5% PKB.
– Zaczęliśmy realizować zobowiązanie z 2014 roku… akurat wtedy, gdy ma ono zostać zrewidowane – stwierdza Perry. – Kanada niestety znalazła się w sytuacji, w której same deklaracje i obietnice już nie wystarczą. Nasi sojusznicy – w USA, Europie i Azji – słyszeli je latami, ale nie widzieli działań.
Niekomfortowa prawda
Prof. Michael Byers z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej zaznacza, iż pytanie o to, co sądzą o obietnicach sojusznicy – zwłaszcza Trump – ma dziś drugorzędne znaczenie, ponieważ „żądania amerykańskiego prezydenta wciąż się zmieniają”.
Po wyborach kluczowa może być jednak kooperacja z innymi sojusznikami – mówi. Następny premier powinien niezwłocznie nawiązać kontakty z europejskimi członkami NATO, Japonią, Koreą Południową, Australią i Nową Zelandią, aby „określić, jak możemy się nawzajem wspierać”.
Przed oddaniem głosu Kanadyjczycy powinni jednak zadać sobie pytanie: Co tak naprawdę jest potrzebne, by Kanada mogła się obronić – szczególnie w sytuacji braku wiarygodnego sojusznika z południa?
Prof. Rob Huebert z Uniwersytetu Calgary, ekspert ds. obronności i Arktyki, twierdzi, iż wszystkie partie konsekwentnie unikają tej niewygodnej kwestii.
Choć retoryka o Kanadzie jako „51. stanie USA” nieco osłabła, zagrożenie przez cały czas istnieje – mówi Huebert – a partie powróciły do stylu „business as usual”, skupiając się na sprzęcie wojskowym, zamiast zmierzyć się z fundamentalnym pytaniem.
– Egzystencjalnym zagrożeniem dla Kanady jest pytanie: jak poradzić sobie z nieprzewidywalną Ameryką, w obliczu coraz bardziej uzbrojonej i agresywnej Rosji oraz rosnącej potęgi Chin? – podkreśla Huebert. Dodaje, iż liderzy partyjni poświęcili tej kwestii bardzo mało czasu podczas debat. – Więc nie chodzi o detale. Czy w Arktyce powstaną trzy bazy czy jedna? Pytanie brzmi: Jak na poważnie zabierzemy się za obronę Kanady?
Jego zdaniem istnieje powód, dla którego partie i ich liderzy unikają otwartego zmierzenia się z tym problemem. – Odnoszę wrażenie, iż żadna z partii nie chce tego tematu podjąć poważnie, bo jedno niewłaściwe słowo mogłoby zakończyć się katastrofą wyborczą – ocenia.
Wszyscy eksperci są sceptyczni wobec tego, ile z przedwyborczych obietnic zostanie faktycznie zrealizowanych po wyborach.
To kwestia woli politycznej – mówi Huebert. – jeżeli uda się skłonić premiera do rzeczywistego myślenia o obronności i działania w tej sferze, wtedy rzeczy się dzieją – mówi, nawiązując do polityki obronnej rządu Justina Trudeau z 2017 roku. – Można wrócić do tamtego dokumentu i zobaczyć, jak był kompletny… a potem prześledzić, ile z tego zrealizowano. Kanada ma tendencję do mówienia o bezpieczeństwie – i nicnierobienia.