Ceny ropy pikują, rekordowe zapasy w USA wywołują alarm na globalnym rynku. Na rynku ropy trwa gwałtowny zwrot. Po najnowszych danych z USA notowania surowca zaczęły spadać w szybkim tempie.

Fot. Pixabay
Inwestorzy obserwują wykresy z rosnącym niepokojem, a analitycy ostrzegają: to może być początek większego wstrząsu w sektorze energetycznym.
Dane z USA poruszyły rynki
Amerykański Instytut Paliw (API) opublikował dane, które zaskoczyły wszystkich. W ciągu tygodnia zapasy ropy naftowej w USA wzrosły o 7,1 miliona baryłek. To największy przyrost od stycznia. W kluczowym dla logistyki hubie Cushing również odnotowano wzrost zapasów, choć nie tak gwałtowny.
Dla rynku to sygnał nadpodaży. Skoro rafinerie nie odbierają ropy w oczekiwanej skali, oznacza to wyraźne spowolnienie. Inwestorzy błyskawicznie zareagowali na te dane – cena ropy zaczęła spadać.
Ropa tanieje z dnia na dzień
Baryłka ropy WTI na giełdzie NYMEX kosztuje 67,56 dolarów, co oznacza spadek o 0,5 procent w ciągu jednej sesji. Jeszcze bardziej wyraźna zniżka dotyczy ropy Brent, która osiągnęła poziom 69,23 dolarów. To trzeci z kolei dzień spadków – i według prognoz nie ostatni.
Na rynku dominuje przekonanie, iż przy tak dużych zapasach nie ma podstaw do odbicia cen. choćby sezon wakacyjny, zwykle sprzyjający wzrostowi popytu, nie zdołał zrównoważyć nadmiaru surowca.
Prognozy spadają, presja rośnie
W reakcji na dane z USA analitycy zaczęli obniżać prognozy cen na drugą połowę 2025 roku. Jeszcze niedawno zakładano, iż baryłka ropy utrzyma się w przedziale 69–73 dolarów. Teraz coraz częściej mówi się o widełkach 53–62 dolarów.
To poważna zmiana dla państw eksportujących ropę i producentów surowca. OPEC+ może zostać zmuszony do pilnego reagowania – albo przez cięcia wydobycia, albo przez próbę zablokowania dalszego spadku cen politycznymi decyzjami.
Czy wraca widmo wojny cenowej?
Wielu komentatorów porównuje obecną sytuację do kryzysu z 2020 roku, gdy nadprodukcja i spadek zapotrzebowania wywołały gwałtowną wojnę cenową między największymi graczami. Dziś scenariusz wygląda podobnie: wysokie zapasy, niepewny popyt, presja na producentów.
Na razie nie ma decyzji o cięciach, ale rynek spodziewa się odpowiedzi. Zwłaszcza iż USA zapowiadają utrzymanie wysokiego poziomu wydobycia, a ewentualne wprowadzenie nowych ceł może dodatkowo ograniczyć globalny handel surowcami.
Co to oznacza dla kierowców?
W krótkiej perspektywie – niższe ceny na stacjach paliw. jeżeli obecny trend się utrzyma, tankowanie w wakacje może okazać się znacznie tańsze niż jeszcze kilka tygodni temu przewidywano. W dłuższym horyzoncie jednak niepewność na rynku ropy może przełożyć się na większą niestabilność cen energii i surowców.
Obniżki cen to dobra wiadomość dla odbiorców końcowych, ale równocześnie powód do niepokoju dla gospodarek opartych na eksporcie ropy. Przy niskich cenach ich przychody maleją, co może prowadzić do napięć politycznych i gospodarczych.
Sygnał ostrzegawczy dla całego rynku
Obecny spadek notowań ropy to nie tylko efekt jednej publikacji danych. To sygnał o szerszym spowolnieniu popytu i rosnącym napięciu między podażą a konsumpcją. Inwestorzy z niepokojem analizują kolejne prognozy, a giełdy reagują coraz bardziej nerwowo.
W ciągu najbliższych tygodni wszystko będzie zależało od dalszych danych o zapasach, decyzji OPEC+ oraz nastrojów geopolitycznych. Jedno jest pewne – na rynku ropy trwa okres dynamicznych zmian, a stabilizacja nie nadejdzie szybko.
Źródło: forsal.pl/warszawawpigulce.pl