Koniuszewski: Żółty świat

myslpolska.info 4 godzin temu

Chiny są modne. Pekin to, Pekin tamto! Wszyscy się na nich znają. Samo Państwo Środka zachowuje się niezwykle uważnie i powściągliwie. Po tamtej stronie nie ma szału. Jest zaś napięta uwaga i głęboki namysł, osadzony w ich tak przecież długiej tradycji.

Przedstawiając problem w wersji uproszczonej – widzę to tak: ich obecne sukcesy przede wszystkim gospodarcze, w ślad za nimi i polityczne mogą wynikać jednak wyłącznie z powodów czysto rasowych. I to z rasizmu, nie jakiegoś kulturowego, cywilizacyjnego, czy sytuacyjnego, ale wprost rzekłbym choćby wyłącznie rasizmu biologicznego. O co chodzi? Niektórzy uczeni powiadają, iż ich sukcesy to dzieło najstarszej cywilizacji świata, która jakoby trwa najdłużej w gronie innych i co najważniejsze nieprzerwanie. W jakimś stopniu z pewnością tak, ale dzieje rozwoju wielokrotnie przerywano, niekiedy ich dorobek był systematycznie z furią i zawziętością niszczony.

Są również i tacy, którzy ich sukces pojmują jako zwieńczenie i podsumowanie. Wywodzą wszystko z ich systemów religijno-filozoficznych, bo adekwatnie tym są ich największe wierzenia: konfucjanizm, szintoizm oraz buddyzm. Owszem, są one zagadkowe dla nas. Duchowość ma swoje znaczenie i z pewnością ma swój wkład. Inaczej też niż np. chrześcijaństwo, w wielowiekowym procesie przydawania i odejmowania, w istocie nie zmieniają się. Katolicyzm zaś, a zwłaszcza nasze inne ryty podlegają o wiele większym przeistoczeniom. Europejska ciągłość cywilizacyjna na ich tle, z pewnością, jest o wiele bardziej chybotliwa. Są również zwolennicy tezy, iż rozwój jest skutkiem chinocentryzmu o wielkim ideowym natężeniu, zaś one same są adekwatnie wyspą. Tylko z pozoru można je uznać za składową część Eurazji. Na wschodzie potężny Pacyfik, na zachodnie góry i bezkresne pustynie, zaś na południu dżungle oraz zabójczy klimat. Chiny to zatem oaza, choćby taka jak Wielka Brytania i Japonia. W dużym stopniu także Stany Zjednoczone. Wszystkie te wyjaśnienia są jednak niewystarczające. Moim zdaniem o wiele bardziej przekonujący jest argument, iż rozwój Ludu Han przez wieki był głęboko organicystyczny. Kolonizacja nowych obszarów zawsze wiązana była z rolniczą ekspansją. Czyli podbój prowadzili przede wszystkim nie żołnierze, ale wieśniacy ze swoimi rodzinami. Zostało to po wiekach powtórzone przez sekty protestanckie w Ameryce Północnej. To jednak nie wszystko.

Ze względu na uprawne systemy i posiadane narzędzia (głównie drewniane) niezbędny nakład pracy był porównywalny do wysiłku w systemie uprawy ogrodowo – warzywnej. To robi wrażenie, zatem ciężka praca, ogromny znój i wytrwałość. Wprost katorżnicze warunki życia. Ktoś by mimo to mógł zapytać: no i co z tego? W zasadzie nic, gdyby nie jedno: dlaczego w sam raz ci ludzie, w tym właśnie wyizolowanym miejscu i tak długo byli do tego zdolni? Darwiniści powiadają, chyba choćby z upodobaniem, iż Han pochodzą od innej istoty niż ludzie białej rasy. Wynikać to ma z odkrycia na chińskich terenach kości i czaszek odmiennych niż te przypisywane poprzednikom Europejczyków. Miałoby to sens, gdyby zgodzić się z poglądem, iż ludzie tam do dzisiaj są, gdzie zawsze byli. Znaczenie wędrówek ludów i innych przemieszczeń jest jakoby drugorzędne. Tak więc o końcowym sukcesie zdecydowały przymioty rasowe? No i tyle!

Antoni Koniuszewski

Myśl Polska, nr 19-20 (11-18.05.2025)

Idź do oryginalnego materiału