Wyborcze dyskusje prawicy nad „mniejszym złem” jak i powyborczy „kac moralny” środowisk postępowo-lewicowych dowodzą, iż rozwód moralności z polityką, cały czas jest nierealistycznym postulatem.
Ludzie spontanicznie przechodzą od tego, co jest, to tego, co być powinno, ignorując ogłoszenia empiryzmu i idealizmu o niewykonalności takiego kroku. Moralność empiryków jest sentymentalna. Sprowadza się do uczuć, na przykład do plemiennych emocji spajających poszczególne elektoraty. O moralności idealistów stanowią wymyślone przez nich idee na przykład idea wyższości liberalnej demokracji nad innymi systemami politycznymi. Możliwa jest również synteza etosu sentymentalnego z ideowym: nienawiść do osób myślących inaczej. Tak, czy inaczej człowiek musi rozstrzygać, co powinien czynić, czyli co jest dobre, bo od nakazu: „czyń dobro a zła unikaj” nie ma dyspensy. Analizy czołowych przedstawicieli realizmu politycznego potwierdzają, iż również międzynarodowa polityka nie stanowi wyjątku.
Amerykański politolog John Mearsheimer twierdzi, iż Rosja uznając stowarzyszenie Ukrainy z NATO za swoje egzystencjalne zagrożenie, traktuje agresję z 2022 roku jako konieczny środek zaradczy. Celem kolektywnego Zachodu jest zaprowadzenie liberalnej demokracji na Ukrainie. Skoro rozciągniecie wpływów liberalnych na obszar Ukrainy jest dobre, to przeciwdziałająca mu agresja rosyjska musi być uznana za złą. Wbrew pozorom nie ma tu sprzeczności. Polityka obejmuje sieć relacji, które mogą być sobie przeciwstawne. Prawa ręka jest przeciwstawna lewej, co nie znaczy, iż obie ręce są ze sobą „sprzeczne”. Wbrew Heglowi i jego uczniom sprzeczność jest wykluczona z istnienia, rezydując tylko w ludzkich głowach. Strony politycznych konfliktów są różne i mają różne adekwatności. Mogą nietrafnie postulować cele i optymalizować środki. Ani bowiem liberalna demokracja ani russkij mir nie mają licencji na uniwersalność. Wielość systemów moralnych nie dowodzi jednak nieistnienia dobra ale jedynie ludzkich braków w jego rozeznaniu. Liberalna zasada, iż ludzie nie zgadzają się w kwestii dobrego życia, nie rozstrzyga o tym, co dobrem jest (por. J. Mearsheimer, „Wielkie złudzenie. Liberalne marzenia a rzeczywistość międzynarodowa”, zwłaszcza rozdział: „Natura ludzka a polityka”).
Relatywizm w dziedzinie relacji jest całkowicie uprawniony, dopóki tych relacji nie pojmuje się jako samoistnych, czyli tak, jak katolicka teologia rozumie Trójcę Świętą. Niestety w taki sposób rozumują filozofowie po Kartezjuszu. „Przypuszczam, iż św. Tomasz byłby zdumiony tym, jak wielu współczesnych filozofów jest abstrakcyjnymi realistami kwestii uniwersaliów. Akwinata uważał, iż jedynym wypadkiem prawdziwej numerycznej tożsamości określonych natur jest Trójca Święta. Na tym właśnie miała polegać jej tajemniczość. Natomiast współcześni filozofowie tę samą tajemniczą relację wspólności cech widzą na każdym kroku. Co więcej stanowisko abstrakcyjnego realizmu można porównać do piętnowanego przez św. Tomasza poglądu, wedle którego w akcie poznania cały poznawany przedmiot musi istnieć w poznającym umyśle (ST I, 85,2). Podobnie jak w głowie istnieje tylko nieokreślona forma kamienia, tak też w rzeczach wspólne są tylko nieokreślone formy. Ludzkie poznanie jest aspektowe, tak samo jak formalna zgodność ze sobą stworzonych rzeczy. Inaczej jest tylko w Bogu – Bóg poznaje konkretnie i może być numerycznie jeden w trzech osobach ” (P. Rojek, „Tropy i uniwersalia. Badania ontologiczne”, 2019, str. 211).
Polityczny odpowiednik filozoficznych dociekań cytowanego Pawła Rojka znajdziemy u Romana Dmowskiego. „Polityka realna nie uznaje zasadniczo złych lub dobrych, niewłaściwych lub adekwatnych środków działania. Każdy środek, każda taktyka jest dobra, o ile jest odpowiednia w danych okolicznościach miejsca i czasu, w danym układzie stosunków międzynarodowych i międzypaństwowych” („Doktryna i realizm w polityce”, Przegląd Wszechpolski, 1904 r., nr 8). Nestor ruchu narodowego, podobnie jak Akwinata zauważa, iż z bytami ogólnymi nigdy nie mamy do czynienia. Dobro polityczne, jak wszelki byt, jest zawsze konkretne. Ani w polityce, ani poza nią, nie ma „dobra w ogóle”. Natomiast poza relacją do celu trudno trudno choćby mówić środkach, wszystko jedno jakich: złych, czy dobrych. W każdym bowiem wypadku moralność wiąże się z celem ludzkiego działania, wyrażającym się w słynnym pytaniu Mikołaja Czernyszewskiego (1828-1889) podjętym przez Lenina: Czto diełat’? (co robić). Różnice sprowadzają się tylko do sposobu udzielania odpowiedzi. A nie jest możliwe, aby ktoś dążył do celu, rozpoznanego jako zły. „Dobro jest tym, czego wszystko pożąda”. Zwolennik aborcji nie domaga się jej, gdyż jest zła, ale widzi w niej dobro (życie, zdrowie, samopoczucie) kobiety, czy przeludnionej rzekomo Ziemi. Również przyszły samobójca zakończenie własnego życia postrzega jako dobro, uwalniające go od niepotrzebnych cierpień. najważniejsze znaczenie ma tu rozeznanie się w złożonej rzeczywistości, które według Arystotelesa zajmuje normalnemu człowiekowi zwykle 40-50 lat życia.
„Arystoteles dokonał trychotomicznego podziału nauk: teoretyczne – których celem jest formułowanie wiedzy dla niej samej (metafizyka, fizyka i matematyka); praktyczne – których celem jest formułowanie wiedzy dla osiągnięcia doskonałości moralnej (etyka, polityka); pojetyczne (wytwórcze, od gr. poiesis) – których celem jest formułowanie wiedzy, dzięki której można wytwarzać określone przedmioty. W opinii Arystotelesa, nauki teoretyczne są najbardziej wartościowe, a tym samym najwyżej usytuowane w hierarchii, ze względu na fakt, iż opisują wiedzę dla samej wiedzy. Wśród nauk teoretycznych, największą wartość reprezentuje metafizyka, która dąży do zaspokojenia tylko i wyłącznie ludzkiej potrzeby czystego poznania” (Wikipedia). Według Stagiryty z trzech zazębiających się dziedzin ludzkiej aktywności, czyli kontemplacji, moralności oraz wytwarzania, najłatwiej nauczyć się tego ostatniego. Naśladując innych można przyswoić sobie zasady szkutnictwa, rolnictwa, czy retoryki. Na poziomie sztuki sterowanie człowiekiem jest pośrednie, gdyż odbywa się dzięki uzyskanym przez niego sprawnościom a nie samym bodźcom, jak to jest u zwierząt. Trudniejsza do opanowania jest moralność, ponieważ zakłada ona rozumienie sprawności. Najtrudniejsza jest kontemplacja przyczyn, wyjaśniająca jak rzeczywistość konstytuuje cele, które możemy realizować.
Włodzimierz Kowalik
Wiedza teoretyczna daje autonomię, której wyrazem jest strategia (etos) życia, strategia polityczna, racja stanu, czy interes narodowy. Dopiero działania na tym poziomie są autonomiczne (wolne), ponieważ tylko one są „podejmowane ze względu na nie same a nie na coś innego” – jak pisze Arystoteles. Opanowanie moralności nosi jeszcze charakter utylitarny (operacyjny). Natomiast zdobycie jakiejś sztuki wytwórczej ma głównie znamiona taktyki. Poniżej poziomu sztuk wytwórczych mamy już do czynienia z bezpośrednim sterowaniem w sposób, jaki rosyjski fizjolog Iwan Pawłow (1849-1936) tresował psy, badając ich odruchy warunkowe. Warunkowanie jest wspólne człowiekowi i innym zwierzętom i stąd nie jest specyficznie ludzkie. W dobie cywilizacyjnego upadku jest to jednak główna, świadomie wdrażana metoda sterowania społecznego (zob. Paolo Lionni, „Szkoła lipska i systematyczna destrukcja edukacji”, 2020). Przykładem choćby warunkowanie mas ideologicznymi uzasadnieniami w interesie tych, czy innych grup („zielony ład”, „wielki reset” itd.). Nie znaczy to wcale, iż moralność nie obejmuje polityki , czy ekonomii, a jedynie, iż postulowane cele niekoniecznie są udostępniane masom.
Prądy intelektualne kształtujące współczesną moralność mają charakter, który katolicka teologia zastrzega dla Trójcy Świętej: przyjmują, iż akcie poznania wyczerpywany jest cały poznawany przedmiot. Ponieważ człowiek dysponuje poznaniem zmysłowym oraz intelektualnym oznacza to jedną z dwu możliwości „bycia jak Bóg”: nominalizm lub platonizm. W rzeczywistości zmysły i rozum tworzą jedno poznanie, czerpiące z przedmiotów poza człowiekiem. Refleksja jest jedynie dodatkiem w zwykłym ludzkim poznaniu świata. jeżeli zgodzimy się z nominalistami, iż wrażenia zmysłowe wyczerpują zakres naszego poznania to tym samym pojęcia zostają polem dla oderwanej „samomyślącej się myśli” (Arystoteles definiował Boga właśnie jako Samomyślącą Się Myśl). o ile bowiem w empirycznym (lub umysłowym) akcie poznania wyczerpywany jest cały poznawany przedmiot, to poza empirycznym (lub umysłowym) poznaniem nic już nie pozostaje.
Empiryzm polega na zaprzeczaniu istnienia poza danymi zmysłowymi. Empirysta nie może uznać niczego poza zmysłową percepcją. Żeby zrozumieć konsekwencje wystarczy sobie uzmysłowić, czym jest woda. Trzy atomy w cząsteczce wody (H2O) pozostają do siebie w odniesieniu, którego nie mają do żadnych innych atomów we Wszechświecie. Cząsteczka wody jest czymś innym niż sumą dwu atomów wodoru i jednego atomu tlenu. Ma też całkiem inne adekwatności niż jej składowe osobno. Z kolei wszystkie cząsteczki wody są do siebie w relacjach, których nie mają do innych cząsteczek np. cząsteczek gazów, lub cząsteczek ciał stałych. Taki rodzaj odniesienia Arystoteles nazwał substancją (gr. ousia, hypostasis). Jest on powszechny w otaczającym nas dynamicznym świecie konkretów i właśnie dzięki niemu istnieje celowość (o celowości w kontekście nauk przyrodniczych zob. E. Feser: „Rewanż Arystotelesa. Metafizyczne podstawy fizyki i biologii”, 2024). Szczególnym zaś przypadkiem celowości jest intencjonalność umysłu. Konsekwencją „nakierowania” intelektu na rzeczy poznawane jest fakt, iż nie da się myśleć o „niczym”.
Fizyka jak każda nauka, zawiera kłopotliwe empirycznie zdania ogólne. W fizycznej implikacji: p?q (jeżeli p to q), poprzednik „p” jest zawsze ogólny, natomiast następnik „q” jest ostatecznie zawsze empiryczny, czyli porównywalny z danymi, głównie zresztą pomiarami. Skąd jednak wziąć abstrakcyjny ogół, o ile świat jest czysto empiryczny? Ostatnia próbę ratowania „śmiertelnej wiary w mechanistyczną i deterministyczną strukturę świata, którą wyznawał wiek XIX, opierając się na ewangelii Newtona” (Stanisław Piasecki: „Pogrzeb Newtona”, [w:] „Prosto z mostu. Wybór pism”, Kraków, str. 89) podjęli w XX wieku neopozytywiści. Próbowali po obu stronach implikacji wstawić zadania empiryczne, chcąc sprowadzić rozumowania naukowe do reguł czysto gramatycznych.
Nauka stałaby się katalogowaniem doświadczeń i umieszczaniem ich w słowniku wyrażeń dopuszczalnych. Zdanie „woda jest substancją” (zamiast wody może być dowolne pojęcie) znaczy tyle, iż wyraz „woda” jest rzeczownikiem. W takim ujęciu sensu pozostaje szukać w rozumie, gdzie musi on rezydować niezależnie od doświadczenia. Tutaj ma swe korzenie słynny rozdział bytu i powinności, ogłoszony jeszcze przez Davida Hume’a. Immanuel Kant obudzony przez Hume’a z „dogmatycznej drzemki” wierzył, iż sens manifestuje się w koniecznej dla naszego rozumu „ewangelii Newtona”. Jednak po Einsteinie nie ma już podstaw do takiej wiary. „Zasadniczej rewizji podległy (zasadnicze dla myślenia trzech wieków) newtonowskie pojęcia czasu absolutnego i przestrzeni absolutnej, które Kant uznał za aprioryczne, niezależne od wszelkiego doświadczenia formy naszego umysłu” (S. Piasecki: tamże, str. 83). Pomysł Kanta jest czysto woluntarystyczny i kilka odbiega od „róbta, co chceta” Jerzego Owsiaka.
Królewiecki myśliciel zadając pytanie „jak możliwe jest matematyczne przyrodoznawstwo” uznał, iż wydobycie sposobu w jaki Newton zbudował mechanikę klasyczną, ujawni wzorzec koniecznego postępowania w każdej dziedzinie. Próbując dekretować, na czym opiera się fizyka, przyniósł etyce prawdziwą zagładę. Nakaz postępowania według reguły, którą można postulować jako prawo powszechne, prowadzi Kanta do zasady, iż człowiek musi postępować tak, by człowieczeństwa własnego i innych używać zawsze jako celu i to „celu samego w sobie”, nigdy zaś jako środka (zob: „Uzasadnienie metafizyki moralności”). Wynika z niej, iż ludzi nie można podporządkowywać żadnym celom, co pociąga za sobą ideę samostanowienia jednostki, samostanowienia ludów i tak dalej. Powszechnemu prawu do samostanowienia się zawdzięczamy koncepcję „praw człowieka”, w tym także „praw osób LGBTQ”. Bez kantowskiej zasady nie byłaby możliwa ogłoszona przez II Sobór Watykański wolność religijna a prawo międzynarodowe nie znałoby zakazu prowadzania wojen. Ostatecznie sprawności etyczne (cnoty) wymagające u Arystotelesa dobrych 40 czy 50 lat praktykowania są dzisiaj „gwarantowane” każdemu bez względu na jego wiek i stan moralny, choćby na jednostkom działającym na poziomie samych odruchów warunkowych. Jest to przytłaczające osiągniecie etyki niezależnej od doświadczenia.
Sam Kant był przekonany, iż ostatnie zdanie w logice miał Arystoteles. Tymczasem logikę zdań, której u Stagiryty w ogóle nie ma, wymyślili dopiero stoicy. Być może kultura logiczna Kanta nie pozwala mu na przekształcenie zdań normatywnych w zdania opisowe. Logikom nie sprawia to jednak większych problemów. Na przykład norma „nie podrzynaj gardła śpiącej matce” znaczy to samo, co deskrypcja „podrzynanie gardła śpiącej matce jest niegodziwe”. Ściśle biorąc ze zdań o empirycznych faktach nie wynikają zdania o normach. Wynikanie jest bowiem operacją logiczną i można je prowadzić tylko na zdaniach ale nie na faktach. Fakty mogą istnieć, dziać się, przemijać ale nie mogą z siebie wynikać. Fakty powiązane są bowiem przyczynowo, obiektywnie a zdania powiązane są logicznie (tylko w myśli). Hume zadekretował jednak, iż przyczyn nie ma a Kant, iż przyczyną jest samo ludzkie myślenie (cokolwiek to znaczy). W obu wypadkach intelekt nie może niczego wnosić z faktów.
Uznający zarówno zasługi Kanta jak i II Soboru Watykańskiego Nikolaus Lobkowicz przytomnie odnotowuje swoje wrażenie, jakby filozofowie w więzieniu własnej świadomości snuli marzenia mające dostarczyć im pewności i nowej kreatywności myślenia. Sądząc, iż szczególnie sumiennie trzymając się treści spostrzeżeń, albo stosując się do modelu aksjomatycznej matematyki „możemy zbliżyć się nie do bytu, ale jedynie do naszej świadomości bytu; równocześnie w coraz większym stopniu izolując się […] od wiedzy, którą zawdzięczamy codziennemu doświadczeniu” („Od substancji do refleksji”, [w] „Czas kryzysu, czas przełomu”, Kraków 1996, str. 126). Rozdwojenie o jakim pisze Lobkowicz dobrze widać w kantowskiej antropologii. Chociaż człowiek jako byt fizyczny jest poddany mechanicznej konieczności to jako byt ludzki jest całkowicie wolny. Na skutek izolacji od codziennego doświadczenia doktryny empirystyczne oraz idealistyczne leżą po przeciwnych stronach wspólnie przez siebie wykopanej przepaści między faktami a powinnością. Empiryzm obstaje przy faktach a idealizm przy powinnościach.
Tymczasem sama nauka obejmuje zarówno fakty jak powinności. Naukowcy zajmując się badaniami a nie moralizowaniem, stosują przecież normę moralną, umożliwiającą osiągniecie wiedzy teoretycznej („teoria” oznacza z greckiego ogląd, kontemplację). Jest skądinąd oczywiste, iż do zbudowania teorii potrzeba zarówno kompetencji etycznej jak umiejętności (sztuki). Hierarchię przyczyn obserwujemy zresztą we wszystkich dyscyplinach. Matematyka jest normatywna dla fizyki. Prawa fizyki są normatywne dla chemii, podobnie jak prawa chemii są normatywne dla biologii. Chemia dla biologii, tak jak fizyka dla chemii są naukami wyższego rzędu. Teoria gier nauką będzie nauką wyższego rzędu dla teorii ewolucji, logika jest nauką wyższego rzędu (formalną) wszystkich nauk i tak dalej. Bez hierarchii przyczyn nauki pozytywne tkwiłyby w błędnym kole własnych danych (na temat odróżnienia przyczynowania liniowego od przyczynowania hierarchicznego zob. E. Feser „Pięć dowodów na istnienie Boga”, 2022).
Powinno dziwić, iż rzeczywistość umożliwia uprawianie nauki, dając się przybliżać dzięki struktur prostszych od niej samej. W matematyce nosi to nazwę „algorytmicznej ścieśnialności” a w filozofii nazwę „analogii bytu”. Inaczej ludzkie poznanie, które jest zawsze aspektowe, byłoby wobec świata bezradne, czyli takie, jakim jest w myśli Hume’a, czy Kanta. Gdy poznany aspekt rzeczywistości jest generalizowany i traktowany jak całość, czyli z zanegowaniem pominiętych aspektów, pojawia się absurd – znak pozostawania w ekskluzywnym towarzystwie własnych myśli. „Prawdziwa jest całość” jak mętnie skwitował Hegel. Prawdziwość jest jednak cechą niektórych zdań a nie mitycznej całości. Negując to ulegamy za Heglem, zabranianej przez logikę pokusie wygłaszania zdań o wszystkim. Popadamy w bełkot twierdząc, iż cała rzeczywistość składa się z danych empirycznych albo z myśli. Postępowanie nie mieszczące się w naszych pojęciach moralnych uważamy za pozostające poza moralnością.
Empiryk uznający tylko obserwacje uzna je za potwierdzenie, iż z tego, co jest, nie wynika, co może – a tym bardziej – co powinno być. Jednak dzieje się tak na mocy jego własnej decyzji. Podobnie będzie w wypadku idealisty ogłaszającego imperatywy moralne w oderwaniu od empirycznego świata. Tu również przyczyną jest decyzja, żeby nie liczyć się z empirią. To tylko pokazuje jak kluczowa jest sprawność wyboru, czyli właśnie moralność. Ludzkie zachowania od marketingowego warunkowania po krytycznie uprawianą naukę stawiają dominujący współcześnie empiryzm i idealizm pod zarzutem braku realizmu.
Włodzimierz Kowalik
Myśl Polska, nr 27-28 (6-13.07.2025)