„Mój apel”
Jestem za!
Nie jestem stałym czytelnikiem tygodnika. Kupuję sporadycznie, gdy żona sobie przypomni i da mi kasę, abym kupił, bo lubi czytać horoskopy, a ja przy okazji zaglądam, jakie tam „Ludzie listy piszą”. Kiedy sobie nie przypomni, a jestem w markecie na zakupach, to znajduję czas, aby te listy poczytać, ale gazety nie kupować, bo już dla mnie za droga. Postanowiłem napisać ten krótki list z jednego powodu. Bylejakość niektórych listów jest tak porażająca, iż aż nie chce się wierzyć, iż to możliwe. Tylko jeden, pt. „Mój apel”, podpisany ELA w 27. numerze wzbudził moją ciekawość, i to już w pierwszym akapicie.
Pani ELA napisała: „Teraz zanosi się na to, iż nieuka zastąpić ma… alfons”. List jest świetny, gratulacje dla Pani i za rzadką odwagę dla Redakcji, iż to puściła – a ja od siebie dodam, iż nie tylko alfons, ale i ćpun na oczach milionów ludzi. Jednak obawiam się, iż apel Pani Eli do ANGORY i innych mediów może (choć nie musi) być wołaniem o wodę na środku Sahary. Ten tygodnik jeszcze chyba nie dojrzał do takiego apelu, lub nie dotarło do świadomości wielu, iż przy tak najsilniej spolaryzowanym, nie tylko w Europie, ale i na świecie naszym społeczeństwie, można „nie ocieplać” wizerunku prezydenta. Będą to z uporem maniaka robić nadal. Ocieplać! Dając głos każdemu, choćby największemu pisiemu zapyzialcowi. A wie Pani dlaczego? Bo patrzą na każdego prezydenta u nas nie z punktu widzenia człowieka, jego przeszłości, cech osobowych czy kompetencji, ale jako na URZĄD.
Koniec kropka. A jeżeli zdarzy się jakimś cudem, iż coś nieprzychylnego wobec głowy państwa wydrukują, to tylko po to, aby prowokować innych, co tu piszą do polemiki. Ja czytam listy czasami, ale już dosyć długo. Pani od niedawna pisze. I super, bo Pani listy są naprawdę ciekawe. Ja jestem za tym Pani apelem i mam nadzieję, iż grono walczących z pislamizmem niebawem się powiększy – o ile tygodnik pozwoli. Pozdrawiam Panią i życzę ciekawych, życiowych, a może z własnego otoczenia spostrzeżeń konfrontacyjnych z pisim „towarzystwem”. J.K.
Kilka refleksji
Kiedy 15 października zobaczyłem wyniki wyborów, czułem euforia i szczęście, iż udało się odsunąć populistów od władzy. Dziś dominują rozczarowanie, niepewność, żal. Uważam, iż postawienie na Nawrockiego kosztem Trzaskowskiego jest porażką społeczeństwa i nie usprawiedliwiają jej ani błędy tego ostatniego w kampanii (pominięcie dużych miast, schowanie tęczowej flagi na debacie w Końskich czy zbyt słabe akcentowanie praw kobiet), ani powolne tempo rozliczeń zjednoczonej prawicy. W zdrowym kraju nie do końca jasna przeszłość kandydata – wyłudzenie mieszkania, powiązania z grupami sutenerskimi i faszystowskimi – skutkowałaby spadkiem poparcia i byłoby po prostu dyskwalifikujące. Wszystko to przypomina sytuację w Stanach, gdzie naród ponownie wybrał formalnie skazanego Donalda Trumpa zamiast Kamali Harris – kobiety liberalnej i wykształconej.
Niestety, taki werdykt u nas oznacza, najpóźniej za dwa lata, powrót Prawa i Sprawiedliwości do władzy w koalicji z Konfederacją. Od dłuższego czasu w głowie kłębią mi się pytania, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi: Czy dostęp do niezależnych mediów patrzących rządowi na ręce będzie utrudniony i jak bardzo? Czy osoby o poglądach lewicowych i liberalnych (do których należę i ja) zostaną zmuszone do milczenia, by chronić siebie i bliskich? Czy kobietom zupełnie odbierze się prawo decydowania o sobie i swoim ciele? Czy ludziom niemieszczącym się w konserwatywnych ramach dotyczących płci i orientacji seksualnej grozi niebezpieczeństwo i jak duże?
Jeśli odpowiedź na to wszystko będzie pozytywna, to oprócz walki o swoje prawa – tym razem dużo trudniejszej – pozostaje liczyć na to, iż nowi rządzący prędzej czy później się nie dogadają – tak jak to się właśnie stało w Holandii i powoli dzieje w Ameryce. Nadzieją jest też to, iż Kaczyński któregoś dnia z powodu zdrowia, wieku i biologii nie da rady już dzielić Polaków i niszczyć nadwiślańskiego grodu.
Na koniec smutna refleksja: czy naprawdę jesteśmy aż tak podzieleni, by hejtować w internecie siedmioletnią córkę prezydenta elekta? Czy nie może już być tak jak w moim otoczeniu, iż rozmawiamy, nie obrażając siebie nawzajem, i mogę mówić, co myślę, bez konsekwencji i obaw, a blisko osiemdziesięcioletni członek mojej najbliższej rodziny ma wiele szacunku dla moich poglądów, mimo iż w wielu kwestiach różnimy się tak bardzo, jak to możliwe? PIOTR STOŁOWSKI
Nie potrafię się z tym pogodzić…
Jestem z miasta. Moje miasto to Dęblin, jedno z najszybciej wyludniających się miast w Polsce według danych GUS. Nie ma tu niczego, co mogłoby zatrzymać młodych. Lotnicza Akademia Wojskowa, która w tym roku świętuje 100-lecie istnienia, jest tylko przystankiem dla młodych, którzy wyruszają stąd w wielki świat, aby spełniać swoje marzenia. Zostają starsi, którzy mieszkają tu z dziada pradziada i jest im dobrze. I tworzą, niestety, w moim mieście PiSland. Pomagają im w tym żołnierze zawodowi, ich rodziny i emeryci wojskowi, którzy stanowią znaczącą grupę dęblińskiej społeczności.
Nie potrafię tego zrozumieć. Wydawałoby się, iż to ludzie wykształceni, którzy dzięki swoim kontaktom podróżują i mają okazję poznawać świat, a wierzą w te banialuki, które wciska im PiS. W każdych wyborach wygrywa tu PiS i, niestety, w wyborach prezydenckich też wygrała marionetka Kaczyńskiego. Otrzymał m.in. głosy zwolenników Menzena i Brauna. Jak napisałam, nie rozumiem tych decyzji. Pierwszy proponuje płatną edukację, a gwałt nazywa nieprzyjemnością, drugi bez przerwy wzywa imienia Boga, a każde jego słowo to jad połączony z nienawiścią bliźniego, który myśli inaczej. Powinien przecież, według boskiej nauki, miłować wszystkich. Nie chcę prezydenta Nawrockiego, nie chcę, żeby gdziekolwiek wypowiadał się w moim imieniu (my, naród), czy to w Polsce, czy na forum międzynarodowym. Dla mnie ten wybór to hańba.
Nie potrafię się z tym pogodzić. Jak naród, który deklaruje przynależność do chrześcijaństwa, może wybierać prezydenta z takimi paskudnymi występkami, jak Kościół może przymykać oczy na wyraźne łamanie Dekalogu przez tego człowieka i agitować wiernych, aby oddali głos na takiego kandydata. Mam dzieci i wnuki, chcę dla nich przyszłości w otwartej Europie i szans, jakie mają wszyscy wykształceni, myślący ludzie. Nie chcę zaścianka, peryferii Europy, wasala Rosji i ubolewania, iż Polska podzielona jest na pół. Niestety, ten wybór jeszcze bardziej podkreśli te różnice, a dla wyborców Trzaskowskiego to będzie kolejny trudny czas. Mam pretensję do rządu i koalicjantów. Kiedy wygrali wybory, podpisali jakieś zobowiązania, mieli realizować wspólny program. Nie byliby jednak sobą, gdyby nie próbowali urwać kawałka tortu dla siebie. Nie było jedności. Wystawili kilku kandydatów na prezydenta, zamiast wszyscy poprzeć tego, który miał największe szanse. Woleli kopać go po kostkach w durnych debatach, zamiast okazać swoje wsparcie i pomóc mu zwyciężyć.
Mają teraz to, co mają. Mam nikłą nadzieję, ale jednak nadzieję, iż się w końcu dogadają, zaczną realizować obietnice, rozliczą złodziei z PiS, wezmą się do roboty i może uda im się zmarginalizować rolę „decyzji prezesa”. Mam nadzieję, bo inaczej za dwa lata znów obudzimy się w PiSlandzie, państwie hochsztaplerów, cwaniaków i manipulatorów, u których Bóg jest tylko na ustach, a nie w zachowaniach. Na koniec polecam Państwu piękny i jakże aktualny wiersz Juliana Tuwima „Do prostego człowieka” lub jego muzyczną wersję w wykonaniu zespołu Akurat. MAŁGA
Po wyborach, przed wyborami
Pan Karol Nawrocki stwierdził 1 czerwca, na początku wieczoru wyborczego, iż zwycięży uczciwość. Dlatego po ponad półtora roku po raz kolejny zgłaszam potrzebę korekty liczby mandatów w okręgach wyborczych do Sejmu. Obecna ordynacja wyborcza jaskrawo narusza art. 96 Konstytucji RP, iż „wybory są… proporcjonalne…”. Ta sytuacja odbiła się na wyniku wyborów 15 października 2023 r., ponieważ dała PiS, i w mniejszym stopniu KO, ekstraprzewagę. Z kolei wybory prezydenckie utrwaliły istniejący duopol partyjny, jednocześnie potwierdzając zróżnicowanie preferencji politycznych obywateli, zwłaszcza w pierwszej turze. Pożądana jest więc sprawiedliwsza reprezentacja ich poglądów w Sejmie. Konstytucja w art. 100 stwierdza, iż „Zasady i tryb… wyborów określa ustawa”, więc można poprzez zmianę ustawy prawo wyborcze ograniczyć niżej przedstawioną dysproporcję.
Nie ma żadnego powodu, aby uczciwy pan prezydent zawetował takie zmiany. Mam propozycję, którą poddaję pod rozwagę Sejmu, Senatu i Czytelników. Zakładam, iż w kolejnych wyborach do Sejmu będą te same okręgi wyborcze (41), a 7 to najmniejsza możliwa liczba mandatów w okręgu (dziś to tylko okręg częstochowski); progi procentowe 5 proc. lub 8 proc. dla komitetów wyborczych oraz, iż obywatele polscy za granicą będą przez cały czas mogli głosować na kandydatów w okręgu stołecznym. Przy obliczaniu liczby mandatów w okręgach najdokładniejsza byłaby metoda ilorazów d’Hondta, stosowana w wyborach do Parlamentu Europejskiego, czyli cała Polska widziana jako jeden wielki okręg wyborczy. w tej chwili istnieje kolosalna różnica siły głosu wyborcy – od aż 83 433 głosów na każdy mandat w okręgu 19 (Warszawa), z czego jedna trzecia to głosy z zagranicy; do zaledwie 36 020 głosów w okręgu 7 (z Chełmem). I trochę czystej statystyki. Odchylenie standardowe średniej liczby głosów w poszczególnych okręgach od średniej krajowej wyniosło w wyborach: w 2023 r. – 11,63 proc.; 2019 r. – 10,48 proc.; 2015 r. – 10,73 proc. Po zastosowaniu wyżej omówionej metody byłoby to 4,69, 5,21 i 6,73 procent. To chyba o wiele bardziej sprawiedliwe? W wyborach w 2023 r. metoda d’Hondta w skali kraju dałaby następujące liczby miejsc w Sejmie (w nawiasie aktualny ich przydział): PiS – 169 (194); KO – 147 (157); Polska 2050 – 69 (65); Lewica – 41 (26); i Konfederacja – 34 (18).
Przewaga koalicji wzrosłaby więc do 257, ale ugrupowania poza POPiS miałyby o 35 mandatów więcej. Mandaty w danym okręgu byłyby przydzielane komitetom wyborczym dopiero po otrzymaniu informacji z Krajowego Biura Wyborczego o ich liczbie do podziału w danym okręgu. Ta liczba zaś w największym stopniu zależy – właśnie! – od frekwencji. Pozdrawiam Czytelników i Redakcję CZESŁAW BARAŃSKI (
Va banque?!
Czytając wiele powyborczych analiz w dziennikach i tygodnikach, natknąłem się na nieznane mi dotąd pojęcie – astroturfing. Astro Turf to marka sztucznej trawy popularnej w USA, a za Wikipedią: Astroturfing, kładzenie sztucznej trawy – określenie służące do nazwania pozornie oddolnych obywatelskich akcji lub inicjatyw podejmowanych w celu wyrażenia poparcia albo sprzeciwu dla idei, polityki, usługi, produktu, wydarzenia. Kampania tego typu ma sprawiać wrażenie niezależnej akcji społecznej, podczas gdy rzeczywista tożsamość jej inicjatora i jego intencje pozostają ukryte. Analiza dotyczyła przyczyn szturmu na Kapitol po przegranych przez Trumpa wyborach, roli trolli Putina i mediów społecznościowych. Czy z czymś podobnym mieliśmy i będziemy mieli przez cały czas do czynienia u nas? Tam, w USA, inicjatorami byli Biden i Trump.
U nas od lat są nimi Kaczyński i Tusk. Żyjemy w kraju, w którym presji grupy peowców i pisowców poddawani jesteśmy bez przerwy przez media, w tym społecznościowe. Gdy wokół nas jest pełno osób wyrażających jakąś opinię, z czasem zaczynamy przyjmować ją jako własną. Tak zwany astroturfing polega właśnie na zalewaniu przestrzeni informacyjnej – co dzieje się u nas od lat w komentarzach i na forach – opiniami, które wpływają na kształtowanie światopoglądu ludzi, ostatnio mocno w grupie młodych. Tak wypłynęli Mentzen i Braun, pomagając częściowo Nawrockiemu wygrać.
Ten sam przekaz powtarzany w botach i memach tysiące razy spowodował, iż nie mając szans na poznanie opinii innych (nikt nie rodzi się nazistą) niż te, które już się komuś spodobają i je „polubił”, wielu zaczyna się radykalizować. Mało tego, powtarzają je sobie w kółko już nie tylko jako opinie, ale własne „fakty” i przyjmują je jako pewnik. To jest zaczyn pod teorie spiskowe. Myślenie krytyczne (nawet wśród znanych dziennikarzy) jest w defensywie, no bo po co coś sprawdzać od razu, jak algorytm swoje już zrobił. Wracam do naszych inicjatorów – Kaczyńskiego i Tuska. Kaczyński chce rękoma Nawrockiego (bo nie jego głową) zrobić wszystko, aby obalić rząd Tuska i to jak najszybciej. Wiedział, iż rząd techniczny nie powstanie, Tusk dał mu czas, więc „podbiera” peeselowców, którzy mu choćby pomagają, robiąc wewnętrzne badania: „A może by tak do PiS?”. Tusk mówi: „Nie”, rządzimy do końca kadencji. Tożsamość inicjatora według definicji astroturfingu znamy. To Tusk, ale czy jego intencje pozostają ukryte? Nie wiem, ale mając tę możliwość, iż mogę pisać do tygodnika, pozwolę sobie pofantazjować o tym, co Tusk mógłby zrobić. Pójść va banque i „zabić” Kaczyńskiego jego własnymi „pomysłami”.
Prościej? Zadłużyć kraj i oddać mu władzę. Np. wysłać do Dudy czy Nawrockiego ustawę o 60 tys. zł kwoty wolnej od podatku, a jak podniesie do 140 tys. zł – jak obiecał w kampanii, to dać wszystkim, bez kryteriów dochodowych. Nie bawić się z podatkami, inwestycjami, rolnikami, podnieść budżetówce, dać sobie spokój z naprawą wymiaru sprawiedliwości, ze służbą zdrowia i kościołami, a samorządom kasę przerzucić choćby ze zbrojeniówki. Ciekawe, co z tym zamierzałby zrobić prezes NBP i NIK. Nierealne? Powinien przynajmniej dać jasny sygnał, iż tak chciałby zrobić. Chyba tym razem żadne algorytmy wspomagane AI by nie pomogły, bo jak ktoś w sieci napisał, że: Skoro demokracja wam się nie podoba, to jedzcie g…o. Miliony much nie mogą się mylić. KOMINIARZ
Komentarz
Jako komentarz do tych wyborów posłużę się cytatami, pewnie tendencyjnymi, ludzi zdecydowanie, i to jest pewne, mądrzejszych ode mnie. – Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą i twarze lud bawiące na końcu się znudzą. Ręce za lud walczące sam lud poobcina, imion miłych ludowi lud pozapomina. Wszystko przejdzie po huku, po szumie, po trudzie. Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie. Adam Mickiewicz – Jest taka polskość, która mówi wiele i głośno. Im więcej krzyczy, tym bardziej jawna jest jego głupota. ks. Józef Tischner – Coraz większa część społeczeństwa nie rozumie świata, w którym żyjemy. I dlatego właśnie pozwala, aby rządzili nimi cyniczni cwaniacy, oszuści i złodzieje. James Woods – jeżeli wydobywa się jako źródło swojej siły krzywdy ludu, to na ogół nie po to, aby budować demokrację, ale po to, aby ją zastąpić państwem totalitarnym. prof. Karol Modzelewski – Jedną z najbardziej wrednych cech PiS jest degradowanie przeciwników i sprowadzanie ich do pojęcia wroga (…).
Odebranie komuś prawa do miłości do Ojczyzny jest odrażającym, niemoralnym i dehumanizującym zabiegiem. Radosław Sikorski – „Ceterum censeo Carthaginem esse delendam” – Zburzyć najpierw Kartaginę, bo inaczej Rzym padnie – to słowa Katona Starszego, ale odnoszą się one w tym sensie, iż bez rozprawienia się politycznego z PiS, Polska tak czy tak upadnie jako kraj zachodni. Mariusz Janicki i Wiesław Władyka – Wyniki przy urnie wyborczej zależą w równej mierze (a choćby bardziej) nie od tego, co robi PiS, tylko czym jest PiS (…). PiS odwołuje się do kategorii politycznych umocowanych w polskiej tradycji. Jest współczesną emanacją Narodowej Demokracji, z wyraźnym przechyłem w stronę ONR. prof. Jan Tomasz Gross Mieliśmy za prezydenta „małego człowieka”, bufona, cynika, narcyza, zarozumialca, partyjniaka i, jak się okazało, dyletanta prawnego, a będziemy mieć „prawdziwego Polaka”, człowieka z kontaktami z półświatka, krętacza, cwaniaka, oszusta, bojówkarza kiboli, ale śpiącego z Biblią pod poduszką. I to jest właśnie Polska!! ANDRZEJ WAWRZEŃCZAK
Kundlizm ma się dobrze?
Na temat sytuacji w polskiej piłce nożnej napisano i powiedziano bardzo dużo. Niestety, jestem pewny, iż nie znaleziono dotychczas przyczyny jej obecnego stanu. Mam parę lat na karku i pamiętam erę Kazimierza Górskiego w tej dziedzinie. Ten świetny, ale skromny gość zaczął swoją pracę trenera od objazdu wielu miast wojewódzkich w Polsce i obserwacji gry zawodników 7-ligowych. Miał dobre oko, ale gdy przedstawił listę zawodników na mające się rozegrać w dawnej NRF mistrzostwa świata, to wszyscy stukali się w głowy, z kim on chce o to mistrzostwo walczyć. Tych nazwisk musieliśmy się gwałtownie uczyć, bo już pierwszy mecz na tych mistrzostwach z Argentyną (4:3) dla Polski pokazał, iż to on miał rację.
Skończyło się na trzecim miejscu w świecie na tych mistrzostwach i nastąpiło to w pięknym stylu. Później przyszły lepsze i gorsze lata dla tej dyscypliny sportu, ale już tak dobrze jak za pana Górskiego nie było. I teraz chcę przejść do czasu obecnego. Drogę Roberta Lewandowskiego do pozycji, jaką osiągnął, większość nas zna. Od mało znanej drużyny ligowej w Polsce do renomowanego klubu Bayern Monachium była dość długa droga, ale udało mu się ją przejść wyjątkowo szczęśliwie. Zawodnicy tego klubu zauważyli, iż ma on wybitny talent do strzelania bramek. Dlatego trener tego klubu ustawiał Roberta w pozycji wysuniętej prawie pod bramkę przeciwnika. Miał tylko czekać na celne podanie mu piłki, a on już resztę załatwiał sam, umieszczając piłkę w bramce rywali.
I to funkcjonowało bez zarzutu, bo w drużynach zagranicznych, zwłaszcza niemieckich, premie dostają po wygranym meczu WSZYSCY zawodnicy i są to choćby bardzo duże pieniądze. Otrzymywał je również nasz zawodnik i niedługo stał się dzięki temu bardzo zamożnym człowiekiem. I tu zaczynają się schody. Dopóki Lewandowski grał za granicą, to dało się to tu jakoś wytrzymać.
Ktoś jednak wpadł na pomysł, żeby go ściągnąć do reprezentacji Polski. I tu, przyznaję, brak mi wiadomości, jak te „finansowe” sprawy wyglądają w polskich drużynach. Mało tego. Pan Robert był przez cały czas wystawiany na pozycji wysuniętej, aby dobijał bramki przeciwnej drużynie, tylko… zabrakło podań do niego. Choć zauważali to komentatorzy meczów, to jednak było widać, iż choćby ryzykując, iż samemu nie strzelą tego gola, zawodnicy omijali demonstracyjnie Lewandowskiego na boisku. I tak przegrywaliśmy te mecze po kolei i nic się nie zmieniało. Motywacja albo demotywacja tych zawodników polskich była chyba taka: „A co ja temu bogaczowi jeszcze będę chwały przysparzać. Niech się buja”.
Nie wierzycie mi? To odsyłam Was do dwóch filmów polskich: „Milioner” z Januszem Gajosem, a drugi to serial „Ranczo”, odcinek, w którym para zwykłych ludzi wygrywa 5 milionów w totolotka. I jaka jest reakcja współobywateli? Melchior Wańkowicz nazwał takie postawy kundlizmem. Ale tacy byliśmy i przez cały czas jesteśmy. Z poważaniem CZYTELNIK