Made in China

niepoprawni.pl 5 godzin temu

„Demokracja nie pasuje ani do nauki, ani do rządów prawa, ale wynika z przesądów i głupoty, jej rezultatem jest zaś wielki chaos”. Powyższe sformułowanie dobrze obrazuje kierunek w jakim zmierzają współczesne Chiny pod władzą komunistycznej partii, a adekwatnie nowego cesarza Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga, który jest autorem powyższych słów. Podobno by zrozumieć współczesne Chiny i panujący tam system trzeba poznać ich dzieje i kulturę. Po przeczytaniu kilku książek i dwutygodniowej wizycie w ChRL wciąż jestem jednak daleki od stwierdzenia, iż nowoczesny komunizm, który na dobre tam się zadomowił, jest ewolucyjnym wynikiem wielowiekowej tradycji podporządkowania się władzy, czyniąc z niego optymalny ustrój dla 1,4 miliarda w tej chwili żyjących Chińczyków (a także wzór do naśladowania dla pozostałych Ziemian). Chińskie władze (piszące na nowo historię kraju) sugerują, iż przyjęcie się systemu komunistycznego w Chinach jest zgodne z wolą narodu, iż sprzyjają temu procesowi cechy narodowe obywateli państwa środka takie jak pracowitość, dyscyplina, uczciwość czy skromność, iż wynika ono z potrzeby zapewnienia bezpieczeństwa, zachowania stabilności rozwoju i jedności etnicznej. Ich wrogowie oponują, iż rozkwit systemu jest efektem indoktrynacji i terroru jakiemu w ciągu 80 lat od zakończenia II wojny światowej poddano Chińczyków.

Jedni i drudzy mają po części rację, ale prawda jest też taka, iż system nie przetrwałaby próby czasu, jeżeli nie szedłby z nim w parze wzrost poziomu życia obywateli ChRL, a ten jest w ostatnich dekadach ogromny. Zagranicznego obserwatora uderza rozwój technologiczny i infrastrukturalny przewyższający o dekadę to, co widzimy w Europie. Nadrobiono choćby zaległości, jeżeli chodzi o kwestie środowiskowe. Minęły już czasy gdy na międzynarodowe imprezy odbywające się w Pekinie zatrzymywano fabryki i ruch uliczny – dziś w tym ruchu dominują samochody elektryczne, a każdy wolny skrawek ziemi w miastach jest zazieleniany. Skala inwestycji jak i prędkość budowania jest wręcz imponująca (jest to efektem nie tylko zaawansowanej myśli technicznej, ogromnej sprawności zarządzania i wysiłku ludzkiego – nie istnieją tam problemy natury formalnej, ziemia w stu procentach jest własnością Państwa, więc przesiedlenie setek tysięcy ludzi, których domostwa kolidują z pasem autostrady, czy szybkiej kolei, terenem zalewowym nowej zapory, albo miasteczkiem olimpijskim (jak miało to miejsce w stolicy w 2008 roku) nie stanowi dla partii większego wyzwania.

Z takim autorytarnym, nastawionym na cel podejściem nie trudno stawać do rywalizacji w wojnie gospodarczej z Stanami Zjednoczonymi, bo o wojnie gospodarczej z podzieloną Europą trzeba już mówić w czasie przeszłym – zakończyła się zwycięstwem Azjatów. Każdy aspekt funkcjonowania Państwa jest dobrze przemyślanym i rozwijanym elementem układanki: infrastruktura, zaplecze technologiczne, surowce, moce wytwórcze, zdyscyplinowana i efektywna siła robocza, a przede wszystkim gruntownie wykształcone, wyspecjalizowane kadry inżynierskie i kierownicze (nic w tym dziwnego, skoro dzieciom od najmłodszych lat wpaja się pochwałę dla pracy i nauki - przedszkolaki nie tylko potrafią się ubrać, ale wykonują większość prac manualnych, które sprawiłyby kłopot zachodnim nastolatkom. jeżeli chodzi w dalsze etapy kształcenia różnice między wschodem i zachodem jeszcze się pogłębiają – widać to dobrze na przykładzie ilości absolwentów najlepszych amerykańskich uczelni, których ogromny odsetek to imigranci pochodzenia azjatyckiego). Dla Chińczyków teoria to abstrakcja, wszystko testowane jest w praktyce. Członkowie partii i zwykli obywatele, mężczyźni i kobiety, dorośli i dzieci, wszyscy mają wyznaczone zadania i znają swoje miejsce w szeregu. Chińczycy stali się samowystarczalni w praktycznie każdej dziedzinie – od budownictwa przez motoryzację po hi-tech. Kto jeszcze postrzega Chiny jako producenta plastikowych zabawek, powinien gwałtownie zaktualizować dane. Dziś Chińczycy produkują wysoce złożone towary dla gospodarki i klienta indywidualnego, od tych budżetowych po luksusowe. Nie trzeba przypominać, iż w tej chwili każdy obywatel świata posiada coś wyprodukowanego w Chinach i są to rzeczy coraz lepszej jakości. Produkty zalewają rynek wewnętrzny, a wszelkie nadwyżki eksportowane są w świat po cenach nieosiągalnych dla konkurencji. Przy tym wolnorynkowym (przynajmniej jednostronnie) przepływie towarów stawiają wciąż na sięgający czasów starożytnych izolacjonizm, zapewniający stabilność władzy i bezpieczeństwo wewnętrzne, umożliwiające realizację pościgu społeczno-gospodarczego za Zachodem, w którym Chińczycy, ze swoim wodzem na czele są niezwykle skuteczni.

To jest ta jaśniejsza strona medalu, która turyście w Chinach przesłania obraz opresyjnego systemu. Systemu, w którym partia jest hegemonem, obywatel pracującym bez wytchnienia pokornym sługą, a technologia niezbędnym narzędziem władzy, ułatwiającym sterowanie chińskim molochem. Narzędziem kontroli, indoktrynacji i zaprowadzania porządków, słowem: utrzymania w ryzach społeczeństwa. Przyglądając się życiu zwykłych obywateli ciężko oczywiście dostrzec to jarzmo autorytarnej władzy. Propaganda i cenzura nie zakłócają normalnego funkcjonowania społeczeństwa, choć gdy lepiej się przyjrzeć, dostrzega się ich nieznany nam (czytaj niepamiętającym komuny Europejczykom) absurdalny poziom - przykładem są piętrzące się w księgarniach stosy „Myśli” Xi Jinpinga, biografii Mao Zedonga i innych tego typu dzieł, które stanowią większość asortymentu.

Internet w Chinach jest wyspą (właściwie cały globalny Internet jest dziś zbiorem wysp, połączonych tylko siecią transportujących informacje statków, z tą uwagą, iż te statki nie zawijają do chińskich portów). Chińczycy mają własne przeglądarki, media społecznościowe, komunikatory. Zachodnie aplikacje (te zainstalowane w naszych telefonach w Chinach nie działają) posiadają swoje lokalne odpowiedniki, ściśle kontrolowane przez władze. Mamy więc dla przykładu Baidu (Google), Weibo (Twitter), Wechat (Whatsapp), Alipay (Google Pay) i wiele innych narzędzi internetowych służących im na co dzień – tu znów na pozór nie widać różnicy jakościowej (choć nie ma tu mowy o jakimkolwiek szyfrowaniu prywatnych danych, transakcji, wiadomości i tym podobnych – wszystko dostępne jest dla oczu wielkiej, czerwonej pandy). Podobnie jest zresztą w innych dziedzinach życia. Chińczycy mogą korzystać z większości praw obywatelskich przysługujących mieszkańcom Europy – mają dostęp do edukacji i służby zdrowia, migrują ze wsi do miast (półlegalnie), podróżują po świecie (w grupach i na określonych zasadach), korzystają z dobrodziejstw nowoczesnych technologii, mogą czuć się bezpiecznie (wg. różnych wyliczeń na każdego z 1,4 miliarda Chińczyków przypada do 2 kamer przemysłowych) funkcjonując w stabilnym otoczeniu prawnym i społecznym, żyją na względnie wysokim poziomie, można powiedzieć własnym życiem – pod warunkiem, iż pracują, siedzą cicho i nie wchodzą w drogę władzy, co w dyktaturze napotyka pewne problemy. Różnica między nami, a nimi polega na tym, iż tu w demokracji władza ignoruje niezadowolenie obywateli, natomiast tam w komunizmie miażdży je w zarodku.

Poszanowanie prawa jednostki w konflikcie z władzą jest tylko symboliczne. Obywatel jest zdany całkowicie na jej łaskę, a ta rzadko jest łaskawa, jeżeli chodzi o podważanie panujących zasad. Procesy przebiegają sprawnie, kary są surowe. Większość oskarżonych zostaje zdyskredytowana przed rodziną i społeczeństwem, a formy przesłuchań sprawiają, iż przyznanie się do wszelkich zarzutów to tylko formalność. Narażenie się partii równa się śmierci obywatelskiej, niezależnie od zajmowanej pozycji. W tym zakresie panuje równość klasowa, której pragnął Marks. Równość ta nie obejmuje członków najwyższych struktur partyjnych i ich czerwonych rodzin, którzy stali się nową elitą Chin, choć i oni nie mogą spać spokojnie. Władza komunistyczna ma to do siebie, iż jest wiecznie niespokojna o swoją pozycję, nieufna i gwałtownie sięgająca po drastyczne narzędzia przywracania porządku, umacniania swojej pierwszorzędnej pozycji, odnowy poprzez czystki w szeregach. Dziś możesz zdobywać uznanie towarzyszy, rosnąć w siłę i bogacić się, jutro możesz zostać uznanym za szkodliwy element. W tej materii przewodniczący Xi bierze przykład z swoich wielkich poprzedników Stalina i Mao zwalczając wrogów rzeczywistych i urojonych (podczas pierwszych lat jego rządów dwa miliony członków partii i kilkadziesiąt tysięcy urzędników zostało oskarżonych i skazanych za korupcję, zlikwidowano też tysiące zdrajców współpracujących z międzynarodowymi siatkami szpiegowskimi - ilu niewinnych ucierpiało w trakcie tych działań nigdy się nie dowiemy, chociaż ich skuteczność jest niepodważalna, potwierdzają je choćby służby amerykańskie takie jak CIA).

Jeśli w poprzednich dekadach istniał jeszcze w Chinach jakiś prodemokratyczny ruch oporu, to został on zmieciony w trakcie pandemii Covid-19. choćby Hongkong, który po wcieleniu do Chin przez lata rządził się innymi prawami, spacyfikowano i podporządkowano władzy w Pekinie. Igrzyska olimpijskie w 2008 roku były poligonem dla planów objęcia społeczeństwa programem powszechnego nadzoru, lock-down 2020-2022 umożliwił jego wdrożenie na pełną skalę. Podczas pandemii przetestowano nie tylko nowe możliwości techniczne, ale i granice ludzkiej wytrzymałości. Zaprzęgnięto do tego cały aparat Państwa i wszelkie systemy informatyczne z ich ogromną mocą obliczeniową, by „przekonać” do siebie opornych, by zidentyfikować i zneutralizować punkty zapalne i wszelkie przejawy choćby jednostkowego oporu. Dziś Chińczycy stanowią całkowicie podporządkowaną władzy nację, wyzbytą z marzeń o swobodach politycznych, w imię których w 1989 roku podjęli walkę z systemem – wtedy rozruchy skończyły się wymordowaniem setek studentów, na dekady niszcząc próby liberalizacji kraju i stwarzając podstawy nowoczesnej, silniejszej dziś niż kiedykolwiek dyktatury.

Muszę powiedzieć, iż wizyta w Chinach była dla mnie doświadczeniem formatywnym. Miałem bowiem możliwość poczuć, a raczej tylko wyobrazić sobie, czym był w naszym kraju system komunistyczny i dlaczego miliony Polaków postanowiły go definitywnie odrzucić i pójść w stronę systemu, w którym żyjemy. Systemu niedoskonałego, obfitującego w różne patologie, ignorującego coraz częściej prawo do samostanowienia, ale puki co szanującego prawo do samoobrony. To, iż w Polsce udało się odrzucić komunizm można uzasadniać słabością ZSRR w tamtym okresie, wiatrem zmian w Europie, naszym położeniem geopolitycznym i historycznymi stosunkami z Rosją, brakiem przekonania ze strony władz w Moskwie, iż możliwe jest utrzymanie Polski w sowieckich ryzach, a może i innymi czynnikami psychologicznymi i socjologicznymi. W Chinach ten proces skończył się fiaskiem, na co wpływ również miały prawdopodobnie wspomniane czynniki kulturowe. Co by nie mówić o Rosji, jej ośrodek władzy leży w końcu w Europie. Rosja była i jest krajem ekspansywnym, rządzonym silną ręką, władzy zdarza się tam łamać prawa jednostki, rozpędzać siłą zgromadzenia i stosować represje w stosunku do niesfornych obywateli, a to wszystko w otoczeniu intensywnej propagandy. jeżeli miałbym jednak porównać odczucia z moich dwóch wizyt w Rosji sprzed kilku lat i odczucia z tegorocznej wizyty w Chinach, to w mojej ocenie nasz sąsiad uchodzi za państwo iście demokratyczne. Chińskie władze osiągnęły to czego nie udało się osiągnąć Związkowi Radzieckiemu i z czego późniejsza Rosja dawno zrezygnowała – z próby ubezwłasnowolnienia swoich obywateli. W miastach ChRL testowany jest właśnie program SCS wystawiający każdemu obywatelowi ocenę wiarygodności społecznej w postaci punktów, których ilość będzie warunkowała pozycję każdej jednostki w społeczeństwie, z szeregiem konsekwencji za tym idących). Planistyka, konsekwencja w działaniu, wyrafinowane metody łamania wewnętrznego oporu w wykonaniu chińskich władz, mogą być przykładem i powodem do obaw, tym bardziej, iż chińskie oczy nie są skierowane tylko do wewnątrz.

Przemyślana, można by rzec dalekowzroczna polityka zagraniczna, w której Chińczycy stosują tak zwaną „miękką siłę” ma im umożliwić stanie się mocarstwem nr 1, dyktującym warunki reszcie świata. Swojej realnej siły jeszcze nie pokazali – jak mówi wódz Xi - nie nadszedł jeszcze na to adekwatny czas. Brzmi to dość sugestywnie. Niby nie angażują się w konflikty zbrojne i nawołują do pokoju, ale utrzymują 3 milionową armię. Niby – jak twierdzą – nie ingerują w politykę wewnętrzną innych państw i nie zrzucają na nie swoich problemów, ale razem z wszelkimi możliwymi towarami (wliczając w to technologie wojskowe) wysyłają w świat niebezpieczne idee i sprzeczne sygnały, zyskując coraz więcej sojuszników. Mówi się, iż upadek ZSRR i komunizmu w Polsce w 1989 roku zmienił oblicze Europy, ale brutalne stłumienie próby jego obalenia w Chinach w tym samym roku zmieniło oblicze świata, choć skutki tego wydarzenia jeszcze nam się w pełni nie ukazały. Bezwzględność aparatu państwowego, determinacja z jaką partia realizuje swoje cele, daje im ogromną przewagę gospodarczą i militarną nad krajami demokratycznymi. prawdopodobnie w głowach wielu przywódców na świecie rodzi się pytanie: czy tego rodzaju system nie byłby remedium na nasze problemy? Taki demokratyczny komunizm, wersja 2.0 – ostatnia deska ratunku dla upadających państw Zachodu i nadzieja dla rozwijających się państw drugiego i trzeciego świata. Skoro można było do niego przekonać ponad miliard Chińczyków, coś musi w tym być? Kapitalistyczny dobrobyt w połączeniu z reżimem pozwalającym poskromić negatywne, ludzkie skłonności. Dobrobyt w niecodziennym połączeniu z czystymi ulicami, na których nie uświadczysz narkomanów i bezdomnych. Dyscyplina i kontrola, spokój, ład i porządek, o którym marzą politycy i zwykli zjadacze chleba. Tak z grubsza wyglądają Chiny - można tam odetchnąć w przekonaniu graniczącym z pewnością, iż jutro nic się nie zmieni – plany pięcioletnie, skład rządu, prawodawstwo, obyczaje. Żadna wywrotowa siła, czy kolejne wybory, żadna nowa idea czy moda nie postawi jutro wszystkiego na głowie, doprowadzając do chaosu i niepokoju, jak ma to miejsce w Europie, Stanach Zjednoczonych i w wielu innych miejscach.

Patrząc jak sprawnie zarządzane jest to Państwo bałem się i jednocześnie odczuwałem podziw. Nowoczesny, zautomatyzowany, można powiedzieć luksusowy komunizm, który na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od kapitalistycznej demokracji, choć pod tym ładnym opakowaniem jest tym samym, starym dobrym komunizmem, który depta warunki brzegowe nieprzekraczalne dla systemu demokratycznego i dla mnie również. Nie mogę bowiem wyobrazić sobie egzystowania w ciągłym przeświadczeniu, iż jestem tylko wyrobnikiem państwowych norm, iż moje życie nic nie znaczy, iż za krytykowanie władzy czeka mnie ciemne więzienie, albo kulka w łeb. Może i demokracja – a raczej Ci, którzy za jej fasadą się kryją – wykańczają nas na tysiąc innych, bardziej humanitarnych sposobów, ale ich możliwości zwalczania czy pozbywania się świadomych swoich praw obywateli są wciąż jeszcze mocno ograniczone, a to za przyczyną panujących tu właśnie demokratycznych instytucji. Choć kuleją one coraz bardziej, to istnieje tu jeszcze przestrzeń do przeciwstawiania się patologizacji demokracji, przestrzeń do przeciwstawiania się próbom wprowadzania zakamuflowanego autorytaryzmu (do czego dążą samozwańczy wyznawcy „Nowego Porządku”) przez świadomych swoich praw demokratów, którzy nie wpadli jeszcze w rutynę prowadzenia bezrefleksyjnej egzystencji (jak miliony, dla których niewiedza jest błogosławieństwem, niezależnie od tego, czy w takim stanie umysłu utrzymuje ich opresyjny system, czy własny wybór).

]]>https://naocznyobserwator.blogspot.com/]]>

Idź do oryginalnego materiału