
Matko,
Znałaś moje rany,
zanim je wypowiedziałem.
Przez burze hejtu, chorobę,
wszystko, co złe
szłaś obok
nawet gdy ja odwracałem wzrok.
Podniosłaś mnie z popiołów,
uciszyłaś krzyk w mojej duszy,
pokazałaś, iż porażka
nie jest końcem drogi.
Dziś, w Twoje święto,
przynoszę Ci serce
nie doskonałe,
lecz wierzące,
że w Twoich dłoniach
znów stanie się całe.
A gdy byłem rozbitą łodzią,
uczyniłaś ze mnie żagiel,
który znów łapie
wiatr nadziei.