Młode (Opowieści z tamtych dni)

niepoprawni.pl 6 godzin temu

W jezuickim podziemiu, a ściśle rzecz ujmując, w znajdującym się tam Oratorium Jana Pawła II, zakończyło się właśnie spotkanie formacyjne młodzieży działającej w Oazie, zwanej też Ruchem Światło-Życie. Zebrani toczyli jeszcze ze sobą rozmowy indywidualne, a działo się to jesienią 1982 roku. Stan wojenny był zawieszony, godzina policyjna już nie obowiązywała, więc niekoniecznie trzeba było się śpieszyć z powrotem do domu. Patroli w dalszym ciągu było pełno, rewizje samochodów, jak i osób niosących ze sobą teczki, torby, przez cały czas się zdarzały, choć już trochę rzadziej. Mimo to opór społeczeństwa trwał. Wśród uczestniczek spotkania były cztery uczennice VI LO: dwie Aliny, zwane od koloru włosów Czarną i Białą, Krysia, nosząca pochodzącą od nazwiska ksywę Jagódka oraz Róża Kowalik. Każda z nich miała wpięty opornik, taki symbol sprzeciwu wobec władzy ludowej. Wcześniej noszone były czarne wstążki jako znak żałoby narodowej po wprowadzeniu stanu wojennego, potem rezystory będące symbolem oporu, w końcu ich miejsce miały zająć przywożone z Warszawy metalowe orły w koronie z flagą. Były to niespokojne duchy, uczestniczyły w tajnych kompletach, gdzie uczono między innymi prawdziwej historii polskiej, w Mszach w intencji Ojczyzny, a u Jagódki w domu odbywały się zakazane wieczorki muzyczno-poetyckie. To wszystko było dla nich za mało. Chciały działać bardziej zdecydowanie, kolportować ulotki, rozlepiać plakaty, drukować nielegalne czasopisma. Garnęły się do konspiracji. Starsi o dwa-trzy lata ich koledzy i koleżanki nazywali je Młodymi. Z uwagi na to, iż miały dopiero po szesnaście lat, uważali, iż nie należy wciągać ich do bardziej ryzykownych działań. Ewentualna wpadka i jej konsekwencje, takie jak zatrzymania na czterdzieści osiem godzin, zastraszające przesłuchania czy też więzienie mogły być dla nieletnich jeszcze koleżanek zbyt dużą traumą. Młode postawiły jednak na swoim. dzięki dłuta wydłubały w gumolicie napis „Solidarność”, przytwierdziły go do drewnianego klocka, tworząc w ten sposób pieczęć. Za jej pomocą przy użyciu czerwonego tuszu drukowały na zmianę nazwę zakazanego związku, po czym je rozlepiały, gdzie tylko się dało. Na drzwiach wejściowych do bloków, w witrynach sklepowych, na przystankach MZK, jak i dyskretnie w autobusach i tramwajach, a choćby w swojej szkole. Na spotkanie oazowe Czarna przyniosła pieczęć, tusz i nadrukowane ulotki, sprawnie rozdała je dziewczynom, które schowały je do kieszeni kurtek. Miały też przy sobie klej. Powrót wieczorową porą to dobry czas, by rozlepiać ulotki. Tusz i pieczątkę Alina przekazała Krysi, była to jej kolej na drukowanie kolejnych partii. Jagódka tuż przed spotkaniem była na treningu siatkówki, miała też przy sobie strój sportowy oraz śpiewnik oazowy. Po podzieleniu się kontrabandą dziewczyny opuściły kościół. Pierwszy odcinek drogi pokonywały wspólnie. Szły ulicą Magdzińskiego w kierunku Starego Rynku, tam każda miała pójść w swoją stronę. Pokonując tę trasę, rozmawiały głośno, żywo gestykulując, czym niepotrzebnie zwróciły na siebie uwagę nadchodzącego z przeciwnej strony patrolu.

Dowody proszę pokazać – usłyszały znienacka.

Ale my jesteśmy niepełnoletnie, nie mamy dowodów – wykrzykiwały jedna przez drugą.

Wszystkie? – dopytywał milicjant – to po czego tłuczecie się nocą po mieście?

Wracamy ze spotkania – pośpieszyła z odpowiedzią Alina Biała.

Jeszcze nie ma dziewiątej – wtrąciła Czarna – to wczesna pora.

Nie tak późno – wtrącił się kapral – jeszcze niedawno o tej porze obowiązywała godzina milicyjna.

Ale już nie obowiązuje – niepotrzebnie wyskoczyła Krysia – nie ma już zakazu poruszania się po mieście.

W takim razie zapraszam do radiowozu – zdecydował dowódca patrolu.

Czy to konieczne? – Róża próbowała ratować sytuację.

Proszę nie dyskutować. Idziemy!

Już po chwili cała czwórka, odprowadzona przez milicyjną eskortę, wylądowała w milicyjnej suce.

– Panie sierżancie – kapral meldował nieznajdującemu się w radiowozie wyższemu stopniem – przyprowadziliśmy takie, co twierdzą, iż są nieletnie, legitymacji nie mają, za to do powiedzenia dużo.

– Legitymacji nie mają? – pytał dowódca. – Radzę wam dobrze poszukać. Jak nie znajdziecie, trzeba będzie je zawieźć na komisariat i poczekać, aż rodzice odbiorą.

Młodym wyraźnie miny zrzedły, wszak każda z nich miała przy sobie kontrabandę, przy zatrzymaniu rewizja pewna.

Naprawdę nie mamy, przynajmniej ja – odezwała się Róża.

Ja też nie, ja też nie – odzywały się kolejne dziewczyny.

Pokazać torby – polecił sierżant.

Młode z lękiem spoglądały na siebie. Jako pierwsza polecenie wykonywała Biała. Otworzyła spokojnie torbę, ulotki miała pochowane w kieszeniach. Milicjant zajrzał, nic takiego tam nie było. Wskazał na Jagódkę, która miała nie tylko ulotki, ale też wszystko, co było potrzebne do ich drukowania. Ta postanowiła gliniarza wziąć sposobem. Najpierw wyciągnęła nadgryzioną bułkę kładąc na wolne krzesło, następnie spodenki od wuefu, koszulkę, śpiewnik pieśni oazowych.

A to co – odezwał się kapral, biorąc go do ręki – nielegalne druki?

Książeczka rzeczywiście przypominała jakością druku, jak i formą składu wydania bezdebitowe.

Pieśni o Jezusie – pośpiesznie odpowiedziała Krysia.

O kim? – milicjantowi wytłumaczenie to zdawało się nic nie mówić.

No o Bogu – tłumaczyła rozpytywana.

Sierżant, widząc bezrozumną minę swojego podkomendnego, wziął śpiewnik do ręki i wyjaśniał kapralowi:

To takie, co w kościółkach śpiewają.

Przejrzał dokładnie, po czym orzekł:

Można to jej oddać. Władza ludowa szanuje prawo do wolności wyznania; inna rzecz, iż taka młoda, a już w zabobony wierzy. Pokazuj, co jeszcze masz w tej torbie.

Krysia użyła ostatniego atutu, wyciągnęła brudne, przepocone trampki i położyła na siedzenie. W torbie pozostała już tylko bibuła, tusz i pieczątka.

Zabieraj mi te śmierdziuchy z tapicerki, myślisz, iż będę po tobie prał, gacie i resztę chowaj i to już! – Sierżant naprawdę był wściekły.

Jagódka tylko na to czekała. W pośpiechu chowała ciuchy i inne bambetle do torby.

Wynocha z radiowozu – polecił najwyższy stopniem – i żebym więcej was nie widział wałęsających się po nocy bez dokumentów. Następnym razem skończycie na izbie dziecka!

Młodym nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Sukę opuściły błyskawicznie. Na ulicy odetchnęły z ulgą. Gdy się oddaliły, pierwsza odezwała się Róża:

Ty to masz nerwy – pochwaliła Krysię – mi nogi jeszcze teraz się telepią, dobrze, iż pały tego nie zauważyły. Zaczęliby coś podejrzewać. Ja na dzisiaj mam dosyć – oświadczyła Róża – spadam na chatę.

My też – odezwały się zgodnie obie Aliny.

Jagódka tylko się uśmiechnęła. Wracała do domu okrężną trasą, wybierając ciemne zaułki, przylepiając plakietki z napisem „Solidarność”, gdzie tylko się dało, aż do wyczerpania zapasów.

Idź do oryginalnego materiału