Według niemieckich mediów, wiele systemów uzbrojenia dostarczonych Ukrainie przez Niemcy okazuje się zawodne na polu walki. Dokumenty, do których dotarli dziennikarze „Sueddeutsche Zeitung”, NDR i WDR, pokazują, iż ukraińscy żołnierze mają poważne zastrzeżenia do nowoczesnego sprzętu wojskowego z Niemiec.
Z relacji niemieckiego attaché wojskowego w Kijowie wynika, iż najbardziej zaawansowana technologicznie broń, jak armatohaubica PzH 2000, system obrony powietrznej Iris-T czy czołg Leopard 2A6, wypadają najgorzej. Sprzęt ten jest często awaryjny, trudny w naprawie i zbyt skomplikowany w obsłudze. Ukraińscy żołnierze skarżą się na problemy z oprogramowaniem, przegrzewające się lufy oraz brak części zamiennych. W warunkach frontowych naprawy realizowane są tygodniami, co znacząco obniża wartość bojową tych systemów.
Zdecydowanie lepiej oceniana jest starsza broń, jak samobieżne działo przeciwlotnicze Gepard czy transporter opancerzony Marder. Choć opracowane dekady temu, te konstrukcje okazują się niezawodne i łatwiejsze w obsłudze. Gepard świetnie radzi sobie z rosyjskimi dronami, a Marder, nazywany przez żołnierzy „frontową taksówką”, zbiera pochwały za trwałość i użyteczność.
Doniesienia te budzą pytania o przyszłość niemieckich inwestycji w przemysł zbrojeniowy. Czy Ukraina, jako realne pole testowe dla nowoczesnej broni, powinna być traktowana jako punkt odniesienia? Zdaniem części wojskowych – tak. Inni wskazują jednak, iż Ukraina działa w skrajnie trudnych warunkach, często bez odpowiednich szkoleń czy zaplecza serwisowego.
Minister obrony Niemiec Boris Pistorius wyraził zaskoczenie doniesieniami i zapowiedział rozmowę z ukraińskim ministrem obrony. Twierdzi, iż dotąd nie otrzymał żadnych oficjalnych skarg na jakość niemieckiego sprzętu.
Ukraińskie doświadczenia pokazują, iż w realiach wojennych niezawodność i łatwość serwisowania często liczą się bardziej niż zaawansowana technologia. To istotny sygnał dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, ale i dla jego klientów.