Notariusz została obwiniona o to, iż na przestrzeni trzech lat (2020–2022) podczas 15 wyjazdów dokonała 84 czynności notarialnych związanych z umowami deweloperskimi w siedzibie swojego klienta (firmy deweloperskiej). Sąd izbowy we Wrocławiu uznał ją za winną i wymierzył karę pieniężną w wysokości 35 tys. zł. Po złożeniu odwołania przez obwinioną Wyższy Sąd Dyscyplinarny przy KRN obniżył tę kwotę do 7 tys. Wówczas jednak kasację wniósł rzecznik dyscyplinarny. Powołał się przy tym na rażącą niewspółmierność (łagodność) kary orzeczonej w II instancji.
Sprawa dotyczyła tzw. turystyki notarialnej, tj. wykonywania czynności rejenta w siedzibie klienta. Jak wskazał na rozprawie kasacyjnej rzecznik dyscyplinarny Krajowej Rady Notarialnej Waldemar Chwiałkowski, jest to jeden z najważniejszych problemów, z jakimi w tej chwili walczy samorząd rejentów. Dotyczy on wszystkich izb, ale w szczególności największych miast. Polega właśnie na tym, iż notariusze obsługujący firmy deweloperskie wykonują czynności w ich siedzibie, a nie w swojej kancelarii, która często znajduje się w innym mieście. W ten sposób pozbawiają możliwości zarobku lokalnych notariuszy.
Art. 3 prawa o notariacie przewiduje, iż rejent wykonuje czynności w swojej kancelarii, chyba iż „przemawia za tym charakter czynności lub szczególne okoliczności”. Tymczasem, jak wskazał rzecznik dyscyplinarny, notariusze robią to z powodów finansowych, gdyż w ostatnich latach nastąpił znaczny wzrost liczby kancelarii, a przez to większa konkurencja. Jednak takie postępowanie jest naruszeniem zasad lojalności wobec innych członków samorządu i nieraz stawia ich wręcz przed egzystencjalnym zagrożeniem dla istnienia kancelarii. Jednocześnie rejenci uprawiający taką „turystykę” starają się ją uzasadniać, na siłę wskazując wspomniane „szczególne okoliczności”.
– Ta sprawa to wierzchołek góry lodowej – skonkludował rzecznik dyscyplinarny, popierając uchylenie wyroku II instancji i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania.
Z kolei obrońca obwinionej wniósł o oddalenie kasacji jako oczywiście bezzasadnej. Wskazał, iż w tym wypadku istniały faktycznie nadzwyczajne okoliczności, gdyż wszystkie wyjazdy odbywały się w czasie epidemii Covid-19, gdy sam samorząd notarialny rozważał wprowadzenie zdalnych czynności. Wyjazdów nie było dużo, bo 15 na przestrzeni trzech lat. Obrońca wskazał też, iż z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika jasno, iż choćby w sprawach, gdzie liczba takich czynności podjętych poza kancelarią wynosiła kilkaset, za wystarczającą uznawano karę upomnienia lub nagany, a nie karę pieniężną.
Ostatecznie orzeczona przez sąd izbowy kara, zdaniem obrońcy, przekraczała maksymalny możliwy limit wynoszący 34 tys. zł. Dlatego zarzuty kasacji wskazujące, iż sąd odwoławczy z jednej strony bezzasadnie przyjął, iż kara ta była rażąco wysoka, z a drugiej strony wymierzył karę rażąco łagodną, są nietrafione.
Sąd Najwyższy przychylił się do tej interpretacji, oddalając skargę. Nie uwzględnił zarzutu dotyczącego rzekomych mankamentów w uzasadnieniu wyroku sądu odwoławczego, które miało niedostatecznie wskazywać powody zmniejszenia kary do 7 tys zł. Jednak zdaniem SN sąd II instancji nie ustalił żadnych nowych okoliczności.Skupił się tylko na wymiarze kary, w której to kwestii miał sporą swobodę decyzji. W tej sytuacji nie można uznać, żeby przyjęta przez WSD kara była rażąco łagodna.
Sędzia sprawozdawca Marek Siwek stwierdził, iż być może faktycznie kara za takie działania powinna być wyższa, ale wymagałoby to zmiany prawa. Gdyby bowiem ustawodawca przewidział maksymalną karę na poziomie 70 czy 80 tys. zł, wówczas faktycznie 7 tys. można by uznać za rażąco niewspółmierną.
Sygnatura akt: II ZK 55/24