Tak naprawdę – nie jest ona nowa. Generalnie metody niszczenia naszego kraju są dwie. Pierwsza polega na realizowanym konsekwentnie, choć bez fajerwerków, przejmowaniu kolejnych polskich aktywów przy równoczesnym, przez większość niedostrzegalnym, odbieraniu Polsce kolejnych składników jej podmiotowości. Druga polega na generowaniu chaosu skutkującego spektakularną degradacją naszego kraju.
Pierwsza metoda praktykowana była przez większą część wieku XVIII, w latach PRL – u i UBekistanie niedorzecznie zwanym Trzecią Rzeczpospolitą. W roku 1717 tylko nieliczni wiedzieli, iż Sejm zwany niemym swoje milczące obrady prowadził niemal pod lufami obcych wojsk. W całkowitej więc ciszy przyjęto jego aprobatę dla zredukowania polskiej armii, stacjonowania na obszarze Rzeczpospolitej obcych wojsk i narzucenia jej całego szeregu ograniczeń, często zresztą bardzo podobnych do tych, jakie w ostatnich dziesięcioleciach nakłada Polsce Unia Europejska. Formalnie mieliśmy jednak państwo, stabilne granice, formalnie polskie urzędy, wybory do Sejmu, polską armię (w liczbie umożliwiającej defilowanie i towarzyszenie uroczystościom). Wprawdzie zdarzył się zamęt Konfederacji Barskiej a w 1772 roku rozbiór, ale większość rozumiało to jako zdarzenia przejściowe. Król bowiem przez cały czas używał tytułu władcy także ziem odciętych nowymi granicami, o rzekomym istnieniu Rzeczpospolitej w pełnym kształcie mówiły uchwały Sejmu. Nade wszystko – obywatele niezachwianie szczycili się swymi wolnościami. Jak wynika z pamiętników ludzi tamtego czasu – mało kto zauważył moment, w którym polskie państwo przestało istnieć. Wprawdzie obcych wojsk, do obecności których przyzwyczajono się od pokoleń, nagle pojawiło się jakby więcej. A potem przyszły wieści, iż zgromadzenia Sejmików zostały odroczone, w końcu – odwołane. Wtedy zaczęło do wszystkich docierać, iż nie będzie już ani Sejmików ani Sejmu, iż na gmachach urzędów wiszą już inne flagi, iż inne (przerażająco wyższe) trzeba płacić podatki. Bo całe terytorium państwa znalazło się już pod obcą władzą, bo państwo polskie – już nie istniało.
W czasach Stalina i Bieruta członkowie Związku Młodzieży Polskiej (polskiej, bez słowa „sowieckiej” czy „socjalistycznej”!) śpiewali pieśń o „Polsce niepodległej”. A tą „niepodległą Polską” rządzili ludzie wyznaczeni w Moskwie. Stąd węgiel z Zagłębia Wałbrzyskiego „sprzedawany” był do Związku Sowieckiego poniżej ceny jego transportu do portu w Szczecinie, o kosztach wydobycia choćby nie wspominając. W tej „niepodległej Polsce” ludzie za walkę o niepodległość skazani na więzienie, marli jak muchy w sudeckich kopalniach uranu. Po tych kopalniach służących tylko i wyłącznie sowieckiemu imperializmowi pozostały w górach liczne śmiertelne pułapki (prawie nie zabezpieczone kopalniane szyby o głębokości setek metrów) a jak się właśnie okazało także hałdy radioaktywnych odpadów zagrażające życiu przebywających w ich okolicy. Formalnie jednak Polska na mapie była, co z zadowoleniem przyjmowali wojenni wiarołomni sojusznicy Polski.
Historia pokazała więc, iż można Polskę podporządkować sobie w całości lub wymazać z mapy bez wielkiego krzyku, z błogosławieństwem zarówno wielkich mocarstw, międzynarodowych sojuszy, państw i narodów przez wieki postrzeganych jako nam przyjazne a choćby z głośną aprobatą największych autorytetów epoki. Takich, jakimi w XVIII wieku byli Wolter, Rousseau, D’Alembert i inni piewcy zarówno Fryderyka II, jak i Katarzyny II. Bywało jednak i tak, iż jurgieltnictwo, czyli kupienie wielkiej części elit państwa, jak to miało miejsce w wieku XVIII, nie przynosi dostatecznego skutku. To, iż część elit współczesnego państwa polskiego też została kupiona i iż służy wrogim Polsce celom, nie podlega najmniejszym wątpliwościom. Kwestia jest tylko taka, jak wielka jest owa część elit. Mamy też dziś do czynienia z sytuacją, w której nieco większa część Polaków, niż w XVIII wieku składająca się na konfederatów barskich czy insuregentów Tadeusza Kościuszki – stawia opór działaniom w celu likwidacji państwa. Taką sytuację też znamy z naszej historii i znamy metody, do jakich sięgają wtedy wrogowie Polski. W pierwszych latach Powojennego Powstania Antykomunistycznego opór społeczny był potężny, choć w kraju wykrwawionym i okupowanym przez Armię Czerwoną skazany na niepowodzenie. Zainstalowany w Polsce polskojęzyczny, choć w części tylko złożony z Polaków – renegatów reżim borykał się jednak z wielkimi problemami. Rządzenie terrorem, zamykanie w więzieniach i obozach dziesiątek tysięcy patriotów, zbrodnie o skali uzasadniającej nazywanie ówczesnych polskich realiów kontynuacją eksterminacji narodu – przyciągały jednak uwagę świata. W tej sytuacji sowiecki okupant wraz z prosowieckim reżimem sięgnął do środków podobnych do tych, które pojawiają się w Polsce i dziś. Środki te, wobec niemożności w miarę bezgłośnego spacyfikowania naszego kraju, służyć miały wywołaniu w Polsce chaosu i wygenerowaniu obrzydzenia do Polski. Po serii prób nieudanych – w Kielcach udało się zainscenizować zbrodnię na grupie Żydów. W promieniu jednego kilometra od miejsca tych zdarzeń, obejmujących teren fragmentu jednej ulicy, jednego skweru i paru kamienic, znajdowały się jednostki milicji, ORMO, UB, koszary wojska „polskiego” i sowieckiego. Z tysięcy przebywających w nich umundurowanych i uzbrojonych ludzi nikt nie kiwnął palcem w obronie bitych i zabijanych. Świadkowie relacjonowali natomiast o oficerach z najwyższych pięter niedalekich koszar, komisariatów i urzędów przyglądających się wydarzeniom przez lornetki. Czyli – nadzorujących przebieg zdarzeń. Operacja uwieńczona została sukcesem – w świat poszła wieść, iż ohydni Polacy spontanicznie mordują ocalałych Żydów. W efekcie wygenerowanego tym sposobem antypolskiego odium – świat stracił zainteresowanie Polską, sprawą jej wolności, dokonywaną przez sowieckich okupantów eksterminacją Polaków.
To, iż w Polsce możliwe były przez kilka lat rządy nie do końca posłuszne Berlinowi, najwyraźniej wywołały wśród wrogów Polski potrzebę wykonania podobnego manewru. Czyli – doprowadzeniu do chaosu, który Polskę skompromituje, zohydzi, odwróci od Polski tych, którzy zainteresowani są współpracą z Polską. Przede wszystkim – odwróci od Polski zainteresowanie ze strony obecnej administracji Waszyngtonu. Już w świat poszyły obrazy w rodzaju „Zielonej granicy” Agnieszki Holland, na których polskojęzyczni żołnierze w polskich mundurach i z polskimi insygniami na czapkach zachowują się niczym esesmani z Auschwitz. A na czele rady muzeum obozu w Auschwitz postawiono jedną z osób bijących rekordy w produkowaniu i nagłaśnianiu najohydniejszego wizerunku Polski i Polaków. jeżeli do tego dodamy odczytywane z kartki przemówienia „ministry” oświaty, wg której Auschwitz zbudowali „polscy naziści” to mamy już dostatecznie dużo wrogich Polsce pieczeni sporządzonych na tym samym podłym ogniu. W świat idą kolejne fale antypolskich oszczerstw a w Polsce więcej niż pewne będą protesty przeciw wrogiej Polsce działalności. Wszystko po to, by każdy potencjalny współpracownik czy sojusznik od Polski odwrócił się tak, jak większość odwraca się od zapijaczonego bandziora, któremu inne bandziory spuszczają łomot. „Zasłużył sobie, niech spada, nie moja sprawa” – tak w takiej sytuacji myśli większość świadków zdarzenia. I to samo ma się niedługo stać z Polską.
Jeśli nie daj Boże wybory wygrałby Trzaskowski – premierem pozostanie także bezbrzeżnie pogardzany w Waszyngtonie Donald Tusk. A w drugiej połowie tego już roku Polacy zaczną coraz dotkliwiej odczuwać skutki budżetowej katastrofy. Do tego kraj nasz zaczną zaludniać coraz większe rzesze nigdzie nie chcianych, bo najbardziej niebezpiecznych migrantów. Szybka degradacja, coraz większy chaos i coraz większe zagrożenie wojenne będą wtedy więcej, niż pewne. Ale mało kogo będzie już wtedy Polska obchodziła. I to właśnie jest naczelnym celem wymierzanej właśnie w Polskę strategii.
Artur Adamski