Pod takim właśnie tytułem ukazała się jedna z ważnych książek Józefa Mackiewicza, napisanych w miesiącach dla naszej ojczyzny krytycznych, w których ważyły się przyszłe losy naszego kraju.
Tytuł ten przypomniał mi się kilka dni temu, kiedy oglądałem prowadzoną w studio Telewizji Trwam rozmowę z Dorotą Kanią. Znana dziennikarka mówiła właśnie o zagrożeniach, piętrzących się nad Polską. Nie przywoływała tej publikacji, ale wypowiadała się właśnie o tym, o czym mówi niedawno wydana nakładem Białego Kruka książka pt. „Zamach na Polskość”. Rozwijała temat nowych unijnych traktatów, po wdrożeniu których państwo polskie de facto przestanie istnieć, o okrojonym i często antypolsko sfałszowanym programie nauczania historii w polskich szkołach, o upośledzaniu polskich zdolności obronnych, będących skutkiem redukowania zamówień zbrojeniowo – amunicyjnych a przecież tuż za naszą granicą trwa wojna. W tej telewizyjnej dyskusji artykułowane było pytanie, zaczerpnięte z historycznego wystąpienia premiera Jana Olszewskiego: „Czyja będzie Polska?”

Właśnie do tego pytania nawiązała jedna z telewidzek, która ze studiem Telewizji Trwam połączyła się telefonicznie. Głosem wyrażającym mieszaninę zniecierpliwienia, ubolewania i politowania pani ta stwierdziła, iż ma już wiele lat (co prawdopodobnie miało oznaczać, iż jest bardzo doświadczona i mądra) i tonem wręcz oburzenia orzekła: „Jak można stawiać takie pytania, iż czyja będzie Polska?” W tym momencie jej głos miał ton kpiny, po czym niemal krzyknęła: „No przecież wiadomo, iż Polska będzie nasza! Bo i kogo ma być, jeżeli nie Polaków?” Następnie osoby z niezmąconym spokojem, choć i smutkiem słuchające tego w telewizyjnym studiu usłyszały szereg zarzutów. Takich, iż to nieprzyzwoite tak ludzi straszyć, iż takie wypowiedzi to „jątrzenie” (to słowo w oracji tej wyartykułowane zostało kilkakrotnie) i iż nie jest uczciwe insynuowanie komukolwiek złej woli. „Dzielicie ludzi, dzielicie naród polski, dzielicie społeczeństwo” – stwierdzała pani, „która ma już wiele lat”. Wypowiedź swą zakończyła podkreślonym z naciskiem stwierdzeniem, iż „pytania w rodzaju czyja będzie Polska są nieprzyzwoite i bardzo źle służą Polsce”.
Jak ja dobrze znam takie hm… wypowiedzi. Nie używam tu słowa „myśli” czy „poglądy”, bo mimo iż wypowiadają je osoby, które często „mają już wiele lat” to nie zawierają one niczego zasługującego na zdefiniowanie jako owoce myślenia czy przejaw posiadania jakiegokolwiek poglądu. Bo to żaden pogląd, to tylko przejaw najbardziej pospolitej ucieczki od problemu. To ubrana w pompatyczny ton mentorska paplanina osób zdolnych do rozumkowania (właśnie nie „rozumowania”, lecz: „rozumkowania”) na poziomie Scarlett O’Hary z powieści „Przeminęło z wiatrem”. Dziewczyna ta na każdy pojawiający problem miała jedno rozwiązanie, brzmiące: „Pomyślę o tym jutro”. I tak z dnia na dzień, z dnia na dzień… Iluż my wszyscy znamy ludzi na każdą sytuację potrafiących jedynie powiedzieć: „Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze…” Żadnej w tym treści, myślenia w tym absolutne zero, próby zbliżenia się do analizy sytuacji – jakiejkolwiek. Ale za sprawą takiej postawy zyskuje się spokój, komfort psychiczny, dobry nastrój. Oczywiście – do czasu. Do czasu, w którym na wszystko jest już za późno.
O tym właśnie pisał Józef Mackiewicz. O tym, iż ktoś ma wobec nas bardzo dla nas niekorzystne plany. O tym, iż ktoś już przygotowuje kształt naszego przyszłego losu. Żyjemy przecież w jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc na świecie. Po obydwu stronach mamy dwa państwa w całych dziejach świata najbardziej agresywne, obydwu sprawców najpotworniejszej z wojen. Parokrotnie doprowadzili oni już do wymazania nas z mapy świata. Zabijali nas obydwaj wcale nie tak dawno temu, do dziś nikt z nich się z tych zbrodni nie rozliczył. Przeciwnie – obydwaj ci „piekielni sąsiedzi” (to tytuł książki na ich temat autorstwa prof. Kucharczyka) demonstrują swoje nieustające imperialne ambicje. Tymczasem różne panie, które „mają już wiele lat i dużo wiedzą” mentorsko stwierdzają, iż nieprzyzwoicie o tych zagrożeniach jest mówić. Bo to ludzi może niepokoić, może im psuć nastrój. A to przecież – nieprzyzwoite.
Ktoś kiedyś wymyślił, iż struś to taki ptak, który na wieść o zagrożeniu wkłada głowę w piach w przekonaniu, iż jeżeli przestaje on widzieć zagrożenie – to owe zagrożenie przestaje istnieć. Ornitolodzy wartość tej opowiastki zweryfikowali stwierdzając, iż strusie nie są tak głupie. Przeciwnie – kiedy widzą zagrożenie to albo stawiają mu czoła stając do walki albo, jeżeli jest naprawdę wielkie, gwałtownie uciekają. Słynny (za sprawą relacji TV nadawanych z helikoptera) struś z waszyngtońskiego Białego Domu kiedy tylko zorientował się, iż ma stać się potrawą na wieczerzę Święta Dziękczynienia, przeskoczył przez ogrodzenie prezydenckiej rezydencji. A potem, gnając ulicami stolicy, następnie drogami Dystryktu Columbia pędził przed siebie przez pola innego już stanu. Ptak z niewielką główką a potrafił adekwatnie zareagować na zagrożenie. Nie stwierdził, iż „pomyśli o tym jutro”, bo był na tyle mądry by przypuszczać, iż jutra może nie dożyć. Nie wmawiał sobie, iż „wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze”, ale po szybkiej analizie sytuacji – przystąpił do logicznego działania.
Niektórym „którzy długo już żyją” przydałoby się tyle oleju w głowie, ile ma ten struś. „Optymizm nie zastąpi nam Polski” – pisał Mackiewicz. Miał rację, bo przecież sam optymizm – niczego nigdy nie rozwiązuje. To postawa czasem pomocna a czasem zabójcza. Od optymizmu nieskończenie więcej jest warta trzeźwa analiza sytuaacji. Przede wszystkim – dostrzeganie zagrożeń, by w porę im zapobiec. Jak ktoś ma rozumku mniej od słynnego waszyngtońskiego strusia – niech lepiej nie zabiera głosu w sprawach publicznych. Jak się ma taki rozumek – to czemu ma służyć publiczne demonstrowanie tej ułomności?
Artur Adamski