
ucieczka z generycznego snu. prosto w taki
o przenikaniu się form. jak nasiąkniętych bibułek.
gdzie, grając w kosi kosi łapci, gaworzymy
para-wyliczankę: `świndroń-dryńdroń,
czy pojawi się klawidroń`, mam na nazwisko
Manisterdziołek, co w tutejszym narzeczu
jest słowem gorszym, niż obelga,
za to ciebie – w ogóle nie dotknęło ugroteskowienie.
świetlista jak zawsze pokazujesz mi znaki na skórze.
poezję spokoju i wolności, od czytania której
zwijają się we mnie, kompletnie martwe,
liście pełne kolców.