Piłka w pułapce legalizmu

myslpolska.info 16 godzin temu

Wydawałoby się, iż w XXI wieku wiadomo co można, a czego nie można. To coś, co wpisane jest w filozofię „państwa prawa”. Wystarczy jednak, iż pojawi się okrągła piłka na boisku do piłki nożnej i wpadamy w rażącą niekonsekwencję.

Nie, to nie żart. Wystarczył tydzień w polskie piłce, by okazało się, iż „legalność” jest u nas pojęciem niezrozumianym i bardzo łatwo jest o czyjąś krzywdę. Mecz Korony Kielce z Radomiakiem Radom to nie zwykła ligowa potyczka, ale starcie na najpopularniejszej arenie sportowej w kraju dwóch zwaśnionych regionów. Spór ten wykracza daleko poza sport, ale mecz ligowy na najwyższym poziomie oczywiście je przywodzi na myśl obu stronom. Żadna to niespodzianka. Chyba tylko władze Ekstraklasy tego nie wiedziały, wyznaczając termin meczu na… 12.15 w niedzielę i to po zmianie czasu w letni. Przed meczem wystąpił znany raper Liroy i to ze swoim hitowym kawałkiem Scyzoryk, odwołującym się do tożsamości Kielc w ogóle. Raperzy swój występ okrasili obraźliwymi gestami wobec kibiców Radomiaka. Koronę będzie to kosztować 25 tysięcy złotych kary. Niby wszystko OK, prawda?

Ale kilka dni później rozgrywany jest z… 10-miesięcznym opóźnieniem mecz o Superpuchar Polski. Według przepisu jego gospodarzem powinien być mistrz Polski, co jednak nie miało miejsca, bo odmówił przyjęcia kibiców Wisły Kraków. Centrala przeniosła więc spotkanie na Stadion Narodowy, ale to z kolei zbojkotowali kibice Jagielloni. Efekt? Negatywny rekord frekwencji na podobno prestiżowym starciu. Ale to akurat rzecz poboczna. Dlaczego kibiców Wisły spotyka bojkot ze strony niezaprzyjaźnionych z Wisłą klubów i nie mogą udać się oni na wyjazdowy mecz? Bo kibice Białej Gwiazdy nie przystąpili do „paktu antysprzętowego”!

Zapytacie co to jest „pakt antysprzętowy” zapewne. Ustawa? Uchwała? A może akt prawa miejscowego? Nie, niepisane porozumienie nieformalnych grup kibicowskich o używaniu tylko ludzkiego ciała w bójkach między nimi. Sygnatariusze paktu mogą się więc ze sobą bić tylko na gołe pięści. Ale Wiślacy go nie „podpisali”, więc ich się bojkotuje. I choć to tylko zmowa grup kibiców, a nie legalny akt prawny, to jednak wywołuje w praktyce prawne skutki. Wisła Kraków jest regularnie pozbawiana prawa do autoryzowania zorganizowanych grup własnych fanów na mecze wyjazdowe. Przepisy są na tyle mętne, iż prawie każdy przy odrobinie kreatywności jest w stanie do takiego skutku doprowadzić. Warta Poznań np. otwarcie przyznaje, iż przyłącza się do bojkotu, bo sama bojkotowana być nie chce.

Paradne, prawda? Polskie prawo mimowolnie sankcjonuje porozumienia między nieformalnie działającymi grupami, których celem jest popełnianie przestępstw (bo tym są w świetle prawa bójki kibiców). Czyli wracając do tytułu: nie wiadomo co można, a co nie można.

Przy czym, nie chciałbym być źle zrozumiany. To dobrze, iż bardziej krewcy kibice zawierają takie porozumienia. Lepiej wszakże, by bójki – skoro i tak się odbywają – odbywały się bez poważnych uszkodzeń ciała czy choćby ofiar w ludziach. Należałoby też się zastanowić czy jest w ogóle sens penalizacji takich zachowań, skoro do podobnych dopuszczamy, a choćby promujemy jako „walki w oktagonie”, gdy któryś z celebrytów chce o sobie przypomnieć.

Tylko dlaczego w przypadku meczu Korony z Radomiakiem, gdy wiadomo iż emocje są w obie strony negatywne i każdy widz zdaje sobie sprawę, iż idzie na „mecz podwyższonego ryzyka” komisja ligi nagle udaje świętą i prawą, karząc klub za występ Liroya, a w wypadku bojkotu kibiców Wisły, który kończy się klapą na Narodowym, choćby nie ukrywamy iż rozstrzygający jest jakiś akt zawarty przez nieformalne grupy, drogą bynajmniej nie legislacyjną?

Tomasz Jankowski

fot. profil fb Wisły Kraków

Myśl Polska, nr 15-16 (13-20.04.2025)

Idź do oryginalnego materiału