

Magdalena Rigamonti: Mija 85. rocznica zbrodni katyńskiej i 15. rocznica katastrofy smoleńskiej.
Piotr Świerczek: Katyń został zabity przez Smoleńsk. Zapominamy o tych, którzy naprawdę zostali zamordowani przez Rosjan w Katyniu, 85 lat temu.
Od 15 lat zajmujesz się katastrofą smoleńską.
Ostatnie słowa, które wypowiedział Lech Kaczyński do brata brzmiały: prześpij się jeszcze, żebyś się nie rozsypał. Wtedy mama braci Kaczyńskich była chora. Jarosław Kaczyński mówił o tym w dokumencie Marka Osiecimskiego w TVN24 rok po katastrofie. Wtedy jeszcze dawało się rozmawiać. Potem politycy zaszczepili w nas wirus kłamstwa.
Politycy PiS-u, w tym przede wszystkim Antoni Macierewicz.
Była taka część Platformy Obywatelskiej, która wprost szeptała premierowi Tuskowi: To dobrze, niech żyją tymi swoimi zamachami. Zrobimy z nich wariatów. Antoni Macierewicz zatruwał umysły Polaków, a premier Donald Tusk nic z tym nie robił. Zespół do odkłamywania kłamstw Macierewicza powołano, kiedy liczby w sondażach dotyczących przyczyn katastrofy na korzyść zamachu przekroczyły grubo ponad 30 proc. Raport dotyczący katastrofy autorstwa Jerzego Millera nie został wytłumaczony społeczeństwu w prosty sposób.
Symetryzm?
Nie, po prostu uważam, iż zarówno PiS, jak i PO dosyć cynicznie, każda partia w inny sposób i z innym ciężarem, wykorzystały to, co się wydarzyło w Smoleńsku. I będę o tym pamiętał. Podobnie, jak będę pamiętał Donaldowi Tuskowi, iż nazwał mnie manipulantem, po tym, jak przedstawiłem wypowiedź Edmunda Klicha, który w pierwszych dniach po Smoleńsku opowiedział, jak to 38-milionowy naród bada największą katastrofę w swojej historii. Mówił, iż nie ma łączności kodowanej na miejscu, brakuje tłumaczy przysięgłych, nie ma pieniędzy i tak dalej, i tak dalej.
„To był adekwatnie początek końca”
Ewa Kopacz mówiła, iż każdy kawałek ziemi na lotnisku w Smoleńsku został sprawdzony.
A potem przepraszała za te słowa o przekopywaniu. Powtarzała to, co mogli mówić jej Rosjanie. Może trzeba było zapakować w drugi rządowy samolot polskich specjalistów z różnych dziedzin, inaczej ułożyć te relacje z Rosjanami i próbować wszystkiego dopilnować. Może trzeba było zadbać o to, żeby polscy patomorfolodzy uczestniczyli w czynnościach sekcyjnych w Moskwie.
Byli na miejscu, ale nie zostali dopuszczeni do stołów sekcyjnych, siedzieli na korytarzu, na ławce.
I rozmawiali z rodzinami ofiar, zamiast pracować przy ciałach. Powiedzmy sobie to jasno, iż właśnie takie rzeczy spowodowały, iż te wszystkie spiskowe teorie Antoniego Macierewicza padły na podatny grunt.
I narodziła się religia smoleńska.
Małgorzata Wassermann rok po katastrofie przeprowadza ekshumację swojego ojca. I okazało się, iż dokumenty sekcyjne przysłane z Moskwy nie zgadzają się ze stanem faktycznym. To może wszystko się nie zgadza? Może w ogóle ci Rosjanie nas okłamują?
Był taki moment w twoim życiu zawodowym, iż sam miałeś wątpliwości, iż w Smoleńsku doszło do katastrofy, a nie do zamachu?
Po premierze mojego filmu „Siła kłamstwa” byłem w Sejmie, rozmawiałem z różnymi politykami PiS-u, klepali mnie po plecach i mówili: dobra robota, dobra robota. Zrozumieli, iż skoro amerykański raport na temat katastrofy smoleńskiej ma 4000 stron, a Antoni Macierewicz pokazał tylko 1300, to nie ma więcej o czym mówić, wiadomo, iż Macierewicz pokazał tylko to, co było mu na rękę, a mnie oskarżył, iż jestem rosyjskim agentem.
Nie od razu PiS mówił o zamachu. Najpierw była kampania wyborcza i słowa na ten temat.
Przyspieszone wybory prezydenckie. Jarosław Kaczyński podczas kampanii prezydenckiej pisze odezwę do braci Rosjan. Wszyscy pamiętają, iż w planach była wizyta Lecha Kaczyńskiego 9 maja w Moskwie, na Placu Czerwonym… Reset między Polską a Rosją.
Druga tura wyborów odbywała się akurat w moje wesele. To był 4 lipca. Pokazały się wyniki i wiadomo było, iż Jarosław Kaczyński przegrywa wybory. A 7 lipca Antoni Macierewicz powołuje parlamentarny zespół do spraw Smoleńska. I to jest adekwatnie początek końca.
Piotr Świerczek: Antoni Macierewicz oszukał polskie społeczeństwo
Początek końca naszej wspólnoty.
Do zespołu zapisują się absolutnie wszyscy parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości. I zaczyna się snucie teorii spiskowych, zaczynające się od wycieku z samolotu, który to wyciek okazał się plamą wody po myciu tego samolotu. Potem była sztuczna mgła, zamrożenie danych podczas lotu, tuż przed lądowaniem, wiele wybuchów, dwie bomby, potem znowu wiele wybuchów. Wiele z tych teorii można byłoby tutaj przytoczyć, tylko po co, skoro przynajmniej od 2019 r. Antoni Macierewicz…
Wcześniej wierzył w zamach?
Od 2019 r. do biurka Antoniego Macierewicza zaczęły spływać liczne opinie zagranicznych ekspertów, które sam zamówił, a które jasno wskazywały, iż tam nie było żadnego zamachu.
Co więcej, cała narracja o śladach materiałów wybuchowych na pokładzie samolotu została obalona przez samego Macierewicza. Przedstawiciele komisji smoleńskiej pojechali przecież do bliźniaczej maszyny, która stoi do tej pory na płycie wojskowego lotniska w Mińsku Mazowieckim, wynajęli dwie ekipy badaczy, którzy weszli do tego samolotu i zaczęli próbnikami ją sprawdzać. I okazało się, iż w niej też były ślady materiałów wybuchowych. A przecież ten bliźniaczy samolot nigdy nie był w Smoleńsku…
Niestety, nigdy oficjalnie nie poznaliśmy wyniku tych badań, ponieważ wszystko to, co nie było zgodne z narracją, iż w Smoleńsku nasz prezydent został zamordowany, iż to był zamach, było chowane do szuflad. Tylko po to, żeby manipulować faktami. Raporty liczących się instytucji i świetnych badaczy były albo cenzurowane, albo nigdy nieupubliczniane. Do jednego z badaczy minister Macierewicz powiedział, iż jeżeli nie zmieni wniosków płynących z raportu, to mu nie zapłaci.
Kiedy się zmieniła władza został powołany zespół pułkownika Leszka Błacha, to dzięki dokumentom potwierdziło się to, iż Antoni Macierewicz oszukał polskie społeczeństwo i przez lata manipulował opinią publiczną.
„Jarosław Kaczyński sam miał wątpliwości”
Oszukał też Jarosława Kaczyńskiego. Czy Jarosław Kaczyński chciał być oszukiwany?
Pamiętamy przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, kiedy mówił: dojdziemy do prawdy, dojdziemy do prawdy. Nie wiem, czy Jarosław Kaczyński stał się zakładnikiem Antoniego Macierewicza. Pamiętam jednak wciąż te słowa Jarosława Kaczyńskiego. To był chyba 2018 r., kiedy powiedział, iż dziękuje Antoniemu Macierewiczowi. I mówił o teoriach udanych i mniej udanych. A to znaczy, iż sam miał wątpliwości. Wychodzi jednak raport podkomisji smoleńskiej.
Powycinany, ocenzurowany, wykastrowany przez Antoniego Macierewicza.
Wtedy część członków podkomisji zaczęła mówić, co się działo w środku podkomisji i to, iż Macierewicz manipuluje faktami. Główny pirotechnik podkomisji powiedział, iż nie podpisze się pod tym raportem, bo jego badania nie udowodniły, iż w Smoleńsku doszło do zamachu. Wychodzi raport, w którym Antoni Macierewicz de facto stwierdza, iż Federacja Rosyjska zamordowała nam prezydenta. I kompletna cisza.
Rządzi wtedy Zjednoczona Prawica, ale nic się nie dzieje. Kiedy jednak Rosja napada na Ukrainę, to wybuchy za naszą wschodnią granicą jakoś dziwnie się obozowi prawicy splatają z bombami termobarycznymi na pokładzie samolotu. I wtedy Jarosław Kaczyński już na twardo na nowo przyjmuje narrację, iż w Smoleńsku był zamach.
„Trzeba było robić więcej materiałów o tym, w jakim to wszystko jest stanie”
Leciał pan kiedyś samolotem Tu-154?
Tak, nie raz. Między innymi na misje wojskowe. Nie raz też rozmawiałem z pilotami. Wiedziałem, iż nie jest wesoło 36 Pułku Specjalnym, w którym były te wszystkie rządowe maszyny, ale nie wiedziałem, iż jest aż tak źle.
Piloci mówili, iż starsi, bardziej doświadczeni koledzy poszli za pieniędzmi do linii komercyjnych i zostawili tych młodych samych sobie. Wiedziałem, iż są kłopoty z pieniędzmi i iż jest kłopot z czasem, na przykład na treningi. Lotów było tak dużo, iż nie było de facto czasu, żeby się szkolić lub zwiększać swoje umiejętności.
Wiedziałeś, iż może być niebezpiecznie?
Władysław Stasiak, który zginął w tej katastrofie, minister w kancelarii Lecha Kaczyńskiego, kilka miesięcy przed katastrofą udzielił mi wywiadu. Rozmawialiśmy przed Pałacem Prezydenckim. Mówił: panie redaktorze, musi się stać coś złego. Ten samolot musi spaść i dopiero wtedy wszyscy się obudzimy. On to powiedział do kamery TVN24. Wiele lat później przekazałem to nagranie Barbarze Stasiak, wdowie po ministrze Stasiaku.
Po co?
Zależało jej na tym. Mam wyrzuty sumienia, bo trzeba było robić więcej materiałów o tym, w jakim to wszystko jest stanie. Może wtedy do tej katastrofy by nie doszło. I mam na myśli nie tylko to, iż lataliśmy starym samolotem, ale także to, jak wyglądały instrukcje, dlaczego drzwi do kabiny pilotów były otwarte i w zasadzie każdy mógł wejść.
W cywilnym lotnictwie to jest nie do pomyślenia, pilot musi być całkowicie odcięty od otoczenia, musi się skupić na tym, co robi. Przy tym locie złamano też przepisy dotyczące tego, kto może latać jednym samolotem. Po katastrofie CASY były jasne wytyczne, iż na pokładzie nie może być tylu wysokiej rangi urzędników państwowych. Ale w przypadku lotu do Smoleńska to zostało olane. Notabene zgodził się na to Bogdan Klich, ówczesny minister obrony. Miał powiedzieć: zgadzam się, zwłaszcza iż sam się wybieram. No, poleciał, jak wiemy, jego zastępca.
Chwilę przed lądowaniem, Arkadiusz Protasiuk, pilot Tupolewa słyszy od załogi Jaka, który już wylądował w Smoleńsku z grupą dziennikarzy: Arek, teraz widać 200.
Samolot dalej się zniża. Spada z prędkością dwóch pięter na sekundę.
Terrain ahead, terrain ahead — wszyscy to pamiętamy.
I: pull up, pull up. Jeszcze mogliby odlecieć, ale drzewo ucina końcówkę skrzydła, samolot traci równowagę siły nośnej i mimo iż się podnosi, to zaczyna się obracać na lewe skrzydło. W konsekwencji przewraca się, robi beczkę i spada. Proste. Niestety.