Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzOW) w chińskim Tianjinie musiał być z definicji wydarzeniem imponującym. Organizowało go przecież mocarstwo stojące na czele Globalnego Południa i przewodzące w wielu obszarach obecnej transformacji ładu międzynarodowego.
Oczywiście, samo spotkanie – pomimo iż wielu określa je mianem przełomu – jest tylko jednym z elementów pewnego logicznego ciągu, jednym z kroków wiodących ku przemodelowaniu świata w kierunku opisywanej wcześniej przez teoretyków wielobiegunowości.
Ład wielobiegunowy, jak każda głęboka zmiana, rodzi się w bólach. Jego wyłonieniu się towarzyszyć muszą konwulsje zanikającego świata dawnego, drgawki przedśmiertne układu hegemonicznego, szczególnie odczuwane w jego amerykańsko-europejskim centrum. Nie wiemy jak długo trwać będzie ten proces, ale musimy być przygotowani na to, iż to zjawisko z kategorii longue durée zaproponowanej niegdyś przez francuskiego historyka Fernanda Braudela. Obserwujemy zatem ciąg wydarzeń będących częścią pewnego procesu, którego zasadniczych zrębów wielu jeszcze się nie domyśla. Zaryzykujemy jednak tezę, iż ten ciąg stanowi nieuchronną tendencję wiodącą w kierunku wspomnianej wielobiegunowości.
W Tianjinie owa transformacja odsłoniła się w kilku momentach. Po pierwsze, mamy do czynienia z nowym etapem polegającym na zrozumieniu kluczowych graczy, iż tylko wspólne działanie może przyspieszyć zmierzch hegemonizmu, który u swego kresu staje się coraz bardziej agresywny i nieobliczalny. Przejawem tego jest porozumienie i normalizacja stosunków Chin i Indii – dwóch najludniejszych państw na świecie (ich łączna populacja to dziś około 2,8 mld), które przez dekady pogrążone były w mniej lub bardziej istotnych sprzecznościach i sporach. Uścisk dłoni Xi Jinpinga i Narendry Modiego jest świadectwem zrozumienia procesu. Ewentualne spory odłożono na później. Na ten moment przeważył wspólny cel geopolityczny.
Obok Xi i Modiego stanął do wspólnych fotografii Władimir Putin. Niektórzy komentatorzy stwierdzili wręcz, iż mamy do czynienia z powstaniem swoistego eurazjatyckiego trójkąta mocarstw. Ale to nie wszystko. Stosunek zgromadzonych w Chinach przedstawicieli Globalnego Południa do Rosji wskazuje też na zrozumienie przez nich czegoś więcej. Jest to przyznanie, iż tocząca się od kilku lat wojna Zachodu z Rosją na terytorium Ukrainy stanowi militarny wyraz transformacji globalnej, a jednocześnie katalizator przyspieszenia procesu przemiany. Wojna ma zatem kontekst daleko wykraczający poza deklarowane w niej przez poszczególne strony cele. Wychodząc z takiego założenia, Globalne Południe nie tyle Moskwę bezpośrednio popiera (nie ma takiej konieczności), co życzliwie jej kibicuje.
Kolejna ważna kwestia to swoisty konserwatyzm uczestników szczytu SzOW w stosunkach międzynarodowych, przynajmniej deklaratywny, szczególnie widoczny w deklaracjach chińskich gospodarzy. Polega on na przypomnieniu roli prawa międzynarodowego oraz instytucji pozwalających na jego wypracowanie i przestrzeganie – ONZ czy Światowej Organizacji Handlu (WTO). Instytucje te powstały pierwotnie przy współudziale Zachodu, a ta ostatnia była wręcz na pewnym etapie instrumentem służącym jego praktykom hegemonicznym (fetysz wolnego handlu, znoszenie barier protekcjonistycznych – wszystko to korzystne było dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników na etapie ich bezsprzecznej przewagi gospodarczej i technologicznej). Globalne Południe apeluje dziś o przestrzeganie reguł ustanowionych przez te instytucje z dwóch powodów. Po pierwsze, zapisy ich statutów i podstawowych dokumentów głoszą równość suwerennych państw w stosunkach międzynarodowych, a to współbrzmi z założeniami wielobiegunowości. Po drugie, przywódcy obozu wielobiegunowego chcą w ten sposób niejako pokazać, iż chcieli zachowania reguł starego świata, chcieli powrotu do przestrzegania prawa w stosunkach międzynarodowych. Nie wyszło. Dlatego z czystym sumieniem można przystąpić do tworzenia obudowy instytucjonalnej świata nowego, opartego o wielobiegunowość i doktrynę suwerenizmu.
Świat wielobiegunowy nie będzie bajkową krainą sielankowego pokoju i uniwersalnej harmonii. W nim też będą pojawiać się spory, konflikty, a choćby wojny. Należy go jednak zrozumieć, zaakceptować kierunek transformacji i tendencję, której nie da się już zatrzymać. Szczególnie dotyczy to państw niewielkich i średnich, których wpływ na kształtowanie globalnego układu sił jest z definicji ograniczony. Jedynym przywódcą takiego państwa z Unii Europejskiej rozumiejącym otaczającą nas rzeczywistość międzynarodową okazał się premier Słowacji Robert Fico. Pojawił się on w Chinach jako jedyny szef rządu kraju UE. Przywódca kraju liczącego niespełna 5,5 mln ludności porozmawiał z największymi graczami globalnymi o interesach Słowacji.
Fico wykazał się zrozumieniem procesu, którego zaślepiona ideologicznymi schematami i patologiczną nienawiścią polska klasa polityczna nie jest i nie będzie w stanie nigdy zrozumieć.
Mateusz Piskorski
fot. profil X Roberta Fico
Myśl Polska, nr 37-38 (14-21.09.2025)