
Choć tegoroczne lato oszczędza nasz kraj, a ostatnie opady poprawiły nieco sytuację hydrologiczną, to rolnicy nie mają wielu powodów do radości. O sprawę pytamy naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Rolnicy niemal w całej Europie nie mogą spać spokojnie. choćby Wyspy Brytyjskie doświadczyły w tym roku najgorszej w historii suszy, w wyniku której kraj odnotuje ogromne straty w plonach. Podobna sytuacja jest w południowej części Europy.
Tymczasem u nas pogoda jest dosyć łaskawa. Oczywiście nie do końca, bo globalne ocieplenie to nie tylko ponadprzeciętne temperatury. To także przechodzenie z jednej skrajności pogodowej w drugą.
Tą skrajności jest czas bez opadów i czas z intensywnymi, wręcz nadmiarowymi opadami.
Susza wyraźnie złagodniała, ale nie zniknęła całkowicie
– Po opadach deszczu w lipcu sytuacja pod kątem suszy hydrologicznej uległa znaczącej poprawie. Jeszcze dwa tygodnie temu obowiązywało 77 ostrzeżeń hydrologicznych związanych z suszą, podczas gdy na dzień 22 lipca liczba ta spadła do 47. Ostrzeżeniami objęte są głównie obszary zlewni Przemszy, Wieprza, Pilicy, Narwi, Bugu, Warty oraz Iny – komentuje dyżurna synoptyk IMiGW, Izabela Adrian, zapytana przez SmogLab.
Wierzchnia warstwa gleby na większości powierzchni naszego kraju jest wilgotna. Stan przepływu rzek także się znacząco poprawił.
Jednak nie oznacza to, iż susza została zażegnana. Większość głównych rzek, takich jak Wisła, Odra, Warta czy Narew, wciąż znajduje się w strefie wód niskich – informuje przedstawicielka IMiGW.
– Pomimo opadów, czasem o bardzo wysokich sumach, wystarczy kilka cieplejszych dni bez deszczu lub z niewielkimi opadami, by sytuacja hydrologiczna ponownie się pogorszyła. Deficyt po tegorocznej ciepłej zimie i suchej wiośnie był na tyle znaczny, iż choćby ostatnie opady nie zdołały go wyrównać na dłuższy okres – dodaje ekspertka.

Zawirowania pogodowe wpływają na nasze plony
Borykamy się z przykrymi konwekcjami ocieplającego się klimatu, od których zależą nasze plony. Tu, jak tłumaczą dla SmogLabu profesorowie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP), nie jest w tym roku źle. Niestety, nie jest też dobrze.
– Wygląda na to, iż ten rok od względem aury, póki co, nie jest najgorszy. Na początku sezonu wegetacyjnego mieliśmy do czynienia z epizodycznymi napływami chłodu, które mogły spowodować lokalne szkody w produkcji owoców, a napływ rekordowo ciepłych mas powietrza w kwietniu sprowokował nadmiernie szybki rozwój rzepaku – mówi dr hab. Bogdan Chojnicki, prof. UPP.
– Jednak, dość chłodny maj mógł paradoksalnie dobrze wpłynąć na pozostałe zboża. W takich warunkach niska temperatura ograniczała parowania a to sprawiło, iż rośliny lepiej radziły sobie w warunkach niedoboru wody. W takich warunkach jakikolwiek opad poprawiał sytuację wodną na polu. Jednak, na glebach lekkich, które dysponują niższą zdolnością do przytrzymywania wody (retencja) dłuższy okres opadowy mógł lokalnie ograniczyć wzrost roślin – wyjaśnia naukowiec.
Jak mówi dalej „możemy mieć nadzieję na dobre plony.”
Dobrze jednak nie jest
Ogromne straty w plonach i dramat wielu rolników tak, jak w Wielkiej Brytanii czy nad Morzem Śródziemnym nas ominęły. Nie znaczy to jednak, iż strat nie ma.
– Straty w uprawach zbóż i rzepaku już są notowane, a spowodowały je przede wszystkim warunki meteorologiczne panujące w kwietniu i maju bieżącego roku – mówi dla SmogLabu dr hab. Zuzanna Sawinska z Katedry Agronomii na UPP.
Prof. Sawinska zwraca uwagę na ciepły, ale suchy kwiecień. Także na maj, który też był suchy, ale przynajmniej nie był gorący. Powinniśmy się cieszyć, iż było wtedy zimno. Dlaczego?
– Niskie temperatury, które wystąpiły w maju bieżącego roku, spowalniały wzrost i rozwój roślin. I można powiedzieć, iż na szczęście, ponieważ gdyby do niższych o 9 proc. opadów dołączyły jeszcze wysokie temperatury, straty byłyby znacznie większe, a wiele plantacji mogłoby po prostu nie przetrwać – tłumaczy prof. Sawinska.
Mieliśmy nie tylko problem z opadami, ale też wahaniami temperatur.
– W wielu rejonach kraju wystąpiło przesuszenie wierzchniej warstwy gleby, przez co potrzeby wodne upraw nie zostały w pełni zaspokojone. Opady deszczu w drugiej połowie maja bieżącego roku, miejscami intensywne i ulewne, poprawiły stan uwilgotnienia gleby, jednak zmienne dobowe warunki termiczne przez cały czas spowalniały wegetację upraw. Ponadto pojawiły się nawalne deszcze z gradem i bardzo silnym wiatrem, niszcząc całkowicie uprawy w niektórych regionach w Polsce – mówi prof. Sawinska.
Na polach zrobiło się zbyt mokro
Ostatnie deszcze, które nawiedzają nasz kraj, złagodziły suszę, ale przyniosły inny problem.
– I właśnie teraz, gdy wegetacja zbóż i rzepaku dobiega końca, przyszło nam mierzyć się z mokrymi żniwami – to można uznać za ironiczny chichot losu – zwraca uwagę nasza rozmówczyni.

I jak tłumaczy dalej:
– Opady i związana z tym duża wilgotność powietrza sprzyjają rozwojowi grzybów z rodzaju Alternaria i Cladosporium. Nie obniży to już ilości plonu, ale znacząco wpłynie na pogorszenie jego jakości.
To niejedyny problem, na który zwraca uwagę prof. Sawinska:
– Tutaj nie możemy nie wspomnieć o tym, iż grzyby z rodzaju Alternaria i Cladosporium porażając kłosy zbóż czy łuszczyny rzepaku wytwarzają zarodniki, które unosząc się w powietrzu, stanowią duże zagrożenie dla alergików. Mokre żniwa powodują, iż tych alergenów w powietrzu może być bardzo dużo. Alergicy powinni unikać spacerów w okolicy pracujących kombajnów, ponieważ unoszący się kurz a wraz z nimi zarodniki grzybów mogą powodować silne reakcje alergiczne.
Czy rolnicy są zdani na łaskę pogody w dobie ocieplającego się klimatu?
Oprócz tego, iż musimy odejść od spalania paliw kopalnych, trzeba zadać pytanie: co może zrobić rolnik? – Rolnik nie jest całkowicie bezradny wobec skutków zmieniającego się klimatu – uspokaja prof. Sawinska.
Naukoznawczyni z Poznania wskazuje na trzy rozwiązania. Pierwszym jest „dbałość o zawartość próchnicy w glebie – próchnica to naturalna gąbka, mały polowy rezerwuar wody”. Dlaczego próchnica jest tak ważna? – To właśnie ona tworzy strukturę gruzełkowatą gleby, dzięki której gleba dobrze przepuszcza powietrze i wodę – odpowiada prof. Sawinska i dodaje:
– Gleba bogata w próchnicę nie tylko zatrzyma więcej wody po deszczu (czyli rośliny dłużej z niej skorzystają), ale też w przypadku ulew zadziała jak gąbka – wchłonie nadmiar wody i ograniczy szkody związane z erozją.
- Czytaj także: Prof. Paweł Rowiński: „Patrzymy na to, żeby tanio kupić ser, chleb. Tylko iż na ten chleb gdzieś muszą rosnąć zboża”
Nie tylko zboża, ważne są też inne rośliny, które powinny być wśród pól
Kolejne rozwiązanie, jakie radzi poznańska profesor to stosowanie zadrzewień śródpolnych. – Pasy drzew i krzewów skutecznie zmniejszają siłę wiatru, który – jak wiadomo – przyspiesza parowanie wody z powierzchni gleby i roślin. Ograniczenie jego działania sprzyja zatem poprawie bilansu wodnego w krajobrazie rolniczym.
Trzecim ważnym rozwiązaniem jest sianie roślin przyjaznych dla pożytecznych dla rolnictwa owadów. Prof. Sawinska proponuje wydzielenie trzymetrowych pasów po obu stronach dróg gminnych i rowów melioracyjnych dla roślin. Wszystko po to, by stały się domem m.in. dla pszczół.
– Byłyby to obszary wspierające zarówno retencję wodną w glebie, jak i bioróżnorodność. Miejsca, w których mogłyby rozwijać się owady zapylające oraz mikroorganizmy niezbędne dla zdrowia ekosystemów rolnych. Strefy te ograniczałyby skutki gwałtownych opadów, zmniejszając ryzyko wezbrań, a jednocześnie pełniłyby funkcję naturalnych filtrów, oczyszczających wodę z biogenów – podobnie jak pasy zadrzewień – radzi naukowczyni z UPP.
Nadmierne opady oczywiście mogą powodować wezbrania rzek i powodzie, które zalewają tereny, na których rosną zboża.
– jeżeli chodzi o fale powodziowe zalewające tereny przyrzeczne, to jedynym remedium na straty upraw są ubezpieczenia, a jednym ze sposobów na ograniczenie takich strat jest lokalizacja użytków zielonych wzdłuż cieku. Użytki kośne czy pastwiska lepiej znoszą okresowe zalewane. Jednocześnie mogą stanowić element wiosennej retencji, dzięki której zabezpieczona zostanie woda na bardziej suchy, ale też cieplejszy okres letni – radzi prof. Chojnicki.
Zdjęcie tytułowe: Hubert Bułgajewski