Polska, której nie pozwolono się wydarzyć

niepoprawni.pl 7 godzin temu

Wyobraź sobie Polskę, w której nie wybuchła II wojna światowa. Polskę, której nie spalono, nie splądrowano, nie wyrżnięto. Polskę, która nie musiała zaczynać od zera, z kolan, z ruin. Wyobraź sobie kraj, który mógł iść do przodu – bez sześciu milionów grobów pod nogami.

Byliśmy młodą, ambitną Rzeczpospolitą. Mieliśmy Centralny Okręg Przemysłowy, rozwijającą się Gdynię, jedną z najsilniejszych armii Europy, dynamiczne miasta, rosnącą naukę, sztukę, przemysł. Nasze PKB rosło w tempie 6-8% rocznie. Jeszcze chwila – i Polska mogła być potęgą Europy Środkowej.

Gdyby nie wojna, nie Niemcy, nie 1 września – dziś moglibyśmy być krajem liczącym 60 milionów obywateli. Nie byłoby dziury demograficznej. Nie byłoby pustych miejsc po lekarzach, nauczycielach, inżynierach. Nie zginęłoby 39% polskich medyków, 33% nauczycieli, 30% profesorów. Nie zamordowano by naszej elity – tylko ona zbudowałaby przyszłość.

Warszawa – nie odbudowywana z gruzów – byłaby dziś metropolią o populacji 4–5 milionów. Lśniącą nowoczesnością jak Seul, zakorzenioną w historii jak Wiedeń. Lwów – drugim po Krakowie ośrodkiem akademickim, z politechniką i uniwersytetem w pierwszej setce świata. Wilno – nie jako symbol straty, ale jako duchowe centrum północno-wschodniego Mazowsza.

Gdyby nie wojna, nie utracilibyśmy ponad połowy infrastruktury. Nie zniszczono by 5948 km torów kolejowych, 15 tys. km dróg, 47767 metrów mostów. Nie spalono by 1400 lokomotyw, nie rozebrano 83 tysięcy wagonów. Nie zburzono 63% zakładów przemysłowych. Nie rozkradziono 3,9 mln sztuk bydła, 5 mln świń i 75 mln mł drewna.

Nie zamieniono dynamicznej gospodarki w spaloną ziemię. Gdyby nie wojna – Polska mogłaby mieć dziś PKB na poziomie 2–2,5 biliona dolarów. Bylibyśmy w G7. Być może w G5. Zamiast gonienia Zachodu – to Zachód patrzyłby na nas, jak doganiamy przyszłość.

Nie zniszczono by 66% muzeów, 43% bibliotek, 4880 szkół, 352 szpitali, 778 przychodni. Nie wywieziono by 2,5 mln ludzi na roboty przymusowe. Nie porwano by 196 tysięcy dzieci do germanizacji. Nie wrzucono by setek tysięcy do transportów, łagrów, dołów śmierci. Nie zagazowano by 3 milionów Żydów polskich w Auschwitz, Treblince, Bełżcu. Nie rozstrzelano by setek tysięcy cywilów w Palmirach, Woli, Ponarach. Nie przelano morza krwi – krwi, która miała żyć, tworzyć, budować.

Gdyby nie wojna – polska kultura byłaby dziś jedną z najsilniejszych w Europie. Zamiast odbudowywać narodowe dziedzictwo – tworzylibyśmy nowe. Możliwe, iż festiwal filmowy w Gdyni byłby dziś drugim Cannes. Możliwe, iż nagrody literackie nazywano by "Reymontami". Możliwe, iż więcej noblistów mówiłoby po polsku.

Gdyby nie wojna – Polska nie musiałaby się o nic prosić. Nie musiałaby przyjmować kamieni zamiast sprawiedliwości. Nie byłoby potrzeby przypominać światu, iż zostaliśmy zamordowani, obrabowani, zdradzeni.

Bo to wszystko, czego nie ma – wszystko, co spalono, wybito, zagazowano, rozkradziono – to nie jest tylko przeszłość. To jest życie, któremu odebrano prawo do tego, by mogło się wydarzyć. To są możliwości, które zostały brutalnie przerwane.

To jest Polska, która nie miała prawa się wydarzyć, bo Niemcy zdecydowali, iż nie zasługujemy. Dlatego gdy Berlin z dumą planuje postawić 30-tonowy kamień w geście "upamiętnienia", nie jesteśmy wzruszeni. Bo ten kamień nie waży tyle, co sześć milionów istnień. Nie znaczy tyle, co cały kraj, który mieliśmy zbudować. Nie zasługuje, by przykrywać prawdę. Bo tej prawdy nie da się przykryć.

Dlatego za każdym razem, gdy ktoś zapyta, "po co wracacie do tej wojny?", warto odpowiedzieć prosto: bo ona nigdy naprawdę się nie skończyła. Nie dla nas.

Nie skończyła się dla naszych dziadków, którym odebrano szansę na życie w kraju, który miał rosnąć, a nie płonąć. Którzy zamiast rozwijać gospodarstwa, firmy, naukę – grzebali swoich bliskich, kryli się po lasach, umierali w fabrykach śmierci i łagrach, wracali z frontów nie do domów – tylko do ruin.

Nie skończyła się dla naszych rodziców – wychowanych w powojennej biedzie, z opowieściami o tym, co było i nigdy nie wróci. W PRL-u – państwie, które samo walczyło ze wspomnieniem wolnej Polski. Którzy nie dziedziczyli majątków, bo je spalono. Nie rozwijali rodzinnych firm, bo je znacjonalizowano. Nie podróżowali, nie budowali, ale marzyli – pod cenzurą z sierpem i młotem.

I nie skończyła się dla nas. Bo całe nasze pokolenia – dzieci wojny, wnuki ruin – przez dekady koncentrowały się na jednym: przetrwać. Dogonić innych. Odbudować. Nadrobić. I tylko czasem, w lepszych chwilach – spróbować sięgnąć po coś więcej.

Ale to "więcej" zostało nam odebrane jeszcze zanim się urodziliśmy. Odebrano nam perspektywę. Odebrano wizję, wiarę w to, iż możemy być pierwsi, a nie tylko "doganiający". Odebrano ciągłość pokoleniowego dorobku, zaufanie do państwa, do elit, do wspólnoty. Przerwano nasz bieg. Kazano zacząć od zera.

I właśnie dlatego nie zapomnimy. Bo to nie była tylko zbrodnia przeciwko naszym przodkom. To była zbrodnia przeciwko naszej przyszłości. A przyszłość – to rzecz, której odebrać nie wolno. Nie kamieniem.
Dzisiaj mamy za sterami władzy znów ludzi, którzy nie tylko nie pozwolą Polsce się wydarzyć, ale zniszczą choćby nadzieję na to, iż kiedykolwiek mogłaby się wydarzyć.

(LEMINGOPEDIA 3.0)

Idź do oryginalnego materiału