Rękas: PKN, czyli wiwat nowy wódz! Taki sam jak wódz poprzedni…

myslpolska.info 5 godzin temu

Kto był najwybitniejszym prezydentem RP po 1990 roku? To elementarne. Po 1990 roku III RP nie miała wybitnego prezydenta.

I nic wskazuje, by ten stan rzeczy miał się niedługo zmienić, a mimo to są ludzie, którzy wciąż powtarzają hasło „Poczekajcie, trzeba dać mu szansę!”, choć wygłaszali je już na poważnie o Andrzeju Dudzie, przypominali przy pierwszej kadencji Donalda Trumpa i choćby po wyborze Wołodmyra Zełeńskiego (taktownie i nie chcąc urazić przesympatycznych poza tym kolegów, nie będę publicznie wymieniał nazwisk). Zaprawdę, nadzieja jest pseudonimem artystycznym naiwności. Tymczasem oczekiwanie na „prawdziwie polskiego, godnego” itd. prezydenta wywodzącego się z głównego nurtu ma jeszcze słabsze podstawy niż wiara, iż piłkarska reprezentacja Polski kiedyś tak się po prostu w sobie zaweźmie i zdobędzie puchar świata. Pozostając zatem przy analogii stadionowej już niedługo prawdopodobnie przejdziemy do „niby człowiek wiedział, ale jednak łudził”, by zakończyć zwyczajowym „Nic się nie stało, Polsko! Nic się nie stało…” oraz „Już za 5 pięć lat…!”.

Na początku był długopis

Na razie nowa głowa III RP idzie tropem Bronisława Talara z serialu Dom, który jako kierownik budowy z awansu podpisał, jak pamiętamy, choćby podłożony mu schemat sejfu myśląc, iż to plan budowy domu. I trochę podobnie wyglądają kolejne „prorozwojowe inicjatywy ustawodawcze” podstawiane PKN przez PiS-owskie zaplecze. Rzecz jasna, realnie o dalsze działania prezydenta Nawrockiego należy pytać Jarosława Kaczyńskiego, bo to on będzie podejmować wszystkie decyzje, podobnie jak było podczas 10-lecia prezydenta Dudy. Z pewnością też znajomość motywów i technik lidera PiS-u będzie pod tym względem znacznie bardziej pouczająca niż roztkliwianie się nad każdym zdaniem pierwszej oficjalnej przemowy PKN. Nie od dziś wiadomo wszak, iż gdyby wszystkie przemówienia inauguracyjne się spełniały, to cała ludzkość, nie tylko Polacy, żyłaby w powszechnym dobrobycie i pokoju. Przede wszystkim zaś oczekiwanie od któregokolwiek polityka głównego nurtu, by wykazał się niezależnością, patriotyzmem czy szeroką wizją rozwoju Polski to jak upieranie się, iż chociaż jedna dziwka w burdelu jest dziewicą.

Samo przemówienie pana prezydenta potwierdziło zresztą jedynie, że… nie jest on dobrym mówcą. Zostało napisane chaotycznie i wygłoszone niezgrabnie. Uparte powracanie do jednej tylko, w dodatku bardzo kontrowersyjnej i obrosłej mitami inwestycji, Centralnego Punktu Komunikacyjnego świadczy, iż szuflady spin-doktorów pałacu prezydenckiego (czyli PiS-u) świecą pustkami i żadnych realnych „wielkich planów”, wbrew opowieściom pana prezydenta, po prostu nie ma. Z konkretów adekwatnie prezydent Nawrocki zapowiedział bowiem jedynie, iż będzie czytać szkolne lektury. Cóż, lepiej późno niż wcale…

Sługa sług Ukrainy

Całkowitą pomyłką jest także wyciąganie daleko idących wniosków z pominięcia w owym pierwszym wystąpieniu Ukrainy. Nie musiało być o niej mowy, skoro padła zapowiedź „budowania siły systemu immunologicznego odpowiedzialności wschodniej flanki NATO”. System immunologiczny z zasady broni danego organizmu przed patogenami. Nietrudno zgadnąć kogo pan prezydent uważa za taki czynnik chorobotwórczy w otoczeniu Polski. Trzymając się zatem porównania medycznego, można założyć przyspieszenie takiej prezydencko-NATOwskiej terapii, po której wszyscy padniemy na ostrą białaczkę.

Dla równowagi zresztą przed fetą na Zgromadzeniu Narodowym mieliśmy wszak wyskok nadprezydenta Kaczyńskiego, który w swoim głośnym już wystąpieniu z okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego zaprzeczył zbrodniom popełnianym przy jego tłumieniu przez ukraińskich nazistowskich kolaborantów. Niestety, taka bezczelność jest możliwa także dzięki naiwności tych kijowosceptycznych, antybanderowskich wyborców, którzy w drugiej turze wyborów dali się nabrać na ograną sztuczkę z „mniejszym złem” i pozorowaną niezależnością Karola Nawrockiego, zwłaszcza w kwestii stosunków do oligarchiczno-banderowskiej Ukrainy. W efekcie to nie prezydent stał się zakładnikiem swojego elektoratu, w dużej części niechętnego dalszemu popieraniu Kijowa, ale to adekwatnie ci wyborcy zostali po raz kolejni wystrychnięci na dudka. Skandaliczne przemówienie Jarosława Kaczyńskiego jest tego tylko ostatecznym potwierdzeniem. Czas kampanii wyborczej się skończył, a politycy wrócili do roli „sług narodu ukraińskiego”, podczas gdy równolegle narasta propagandowa presja współczesnego ukraińskiego nazizmu, czego wyrazem było ostatnie sprofanowanie Pomnika Ofiar Rzezi Wołyńskiej w Domostawie, na którym pojawiły się hasła i symbole ku czci banderowskiej UPA.

Nie będzie suwerenności bez degermanizacji i deamerykanizacji

Prezydent Nawrocki był też łaskaw zapowiedzieć, iż będzie „głosem tych, którzy chcą Polski suwerennej, Polski, która jest w Unii Europejskiej, ale Polski, która nie jest Unią Europejską, tylko jest Polską”. Co to jednak oznacza, jakie działania zamierza PKN podjąć, by rzeczywiście uwolnić Polskę spod dyktatu Brukseli i Berlina? Przecież wszyscy wiemy, iż takie kroki mogłyby być tylko dwa: Polexit, na który nie ma na razie w Polsce wystarczającego przyzwolenia społecznego (bo z przynależnością do UE Polacy mylnie kojarzą prawo do pracy zagranicą, z którego korzysta blisko 3,5 miliona naszych rodaków) oraz odbudowa suwerennej polskiej gospodarki, na którą nie ma zgody ani amerykańskiego hegemona, ani tym bardziej bezpośredniego ekonomicznego zarządu, sprawowanego nad III RP przez Niemcy.

Jedno mega lotnisko (CPK), trochę farm wiatrowych na Bałtyku czy elektrownia atomowa z amerykańskim czy francuskim kapitałem i technologią nie będą się równać odzyskaniu suwerenności gospodarczej przez Polskę, a przeciwnie, mogą tylko pogłębić naszą zależność od obcych. To prawda, iż docelowo konieczna jest degermanizacja polskiej gospodarki, ale nie uda się jej wdrożyć bez deamerykanizacji polskiej polityki geopolityki. Tymczasem to przecież partia pana Nawrockiego bardzo poważnie zmniejszyła polskie pole manewru, zwłaszcza zgadzając się bez zastrzeżeń na europejski dyktat klimatyczny, pozbawiający europejską gospodarkę konkurencyjności, rabunkowo podwyższający koszty życia, a dla Polski dodatkowo destrukcyjny przez swoje ukierunkowanie na dekarbonizację, czyli pozbawienie wartości głównego polskiego surowca energetycznego, czyli węgla. Te wszystkie opowieści prezydenta Nawrockiego rażąco rozmijają się z praktyką jego zaplecza partyjnego, a to ono ma w jego otoczeniu głos decydujący.

Hieny ze Skazą

Pozostając w sferze stosunków międzynarodowych, uwagę co uważniejszych obserwatorów zwróciła demonstracyjnie niska ranga amerykańskiej delegacji nadzorującej inaugurację nowej prezydentury. Nic w tym geście zaskakującego. Ekipa Donalda Trumpa nie ma zamiaru kupować tych, których ma za darmo. Po co okazywać pozory szacunku komuś, kto i tak gotów się upodlić na jeden gest hegemona? Cały pomysł „grania na Amerykę” i autoprezentacja PiS-u, w tym prezydenta Nawrockiego jako rzekomych ludzi Trumpa to od początku fikcja obliczona na podbechtanie kompleksów niektórych wyborców. Nie, Amerykanie nie namaszczą III RP na mocarstwo europejskie, które znów będzie sprawować swe najjaśniejsze rządy nad połaciami Europy Środkowej. Choćby nie wiadomo jak długo polscy politycy zachowywali się jak stado hien wysługujące się Skazie z Króla Lwa żadnej nagrody nie będzie, a choćby ochłapy pójdą na łapówki dla tych, których Amerykanie mogą chcieć ugłaskać. Padlinożerstwo nijak politycznej klasie III RP nie popłaci, a Polskę może tylko pogrążyć.

Rzecz jasna, sprzeczne z polską racją stanu jest także dalsze eskalowanie stosunków polsko-rosyjskich. To prawda, iż PKN tym razem odpuścił swe namiętne ataki na Rosję i jej prezydenta, ale znowu, nie miejmy złudzeń ani nadziei na odprężenie. Przeciwko komu ma być bowiem zapowiadana przez prezydenta „budowa siły wschodniej flanki NATO”, przeciw powodziom? Zresztą, nie dość było takich wyskoków w samej kampanii wyborczej i przed nią, gdy Karol Nawrocki wzywał do zerwania stosunków dyplomatycznych z Federacją Rosyjską, jego zdaniem będącą państwem „postsowieckim, neoimperialnym, okrutnym, barbarzyńskim”. Postawmy sprawę jasno: ten człowiek bez wahania zatwierdziłby rozkaz ataku na Rosję, gdyby tylko dostał takowy z Waszyngtonu, Londynu i Berlina, a i Jarosław Kaczyński, i Donald Tusk tylko by go w tym wspierali.

A to dla Polski i dla Polaków może być ostateczna katastrofa.

Konrad Rękas

Aniemowilem.pl

Idź do oryginalnego materiału