Rząd odcinaj gaz ziemny bez realnego planu awaryjnego, a cenę zapłacą Kanadyjczycy.
Zakaz gazu ziemnego i promowanie energii elektrycznej bez wystarczającej jej podaży to przepis na rosnące koszty energii i przerwy w dostawach. Politycy mogą sobie zapomnieć o podstawach ekonomii, ale podaż i popyt przez to nie znikną.
Kiedy podaż czegokolwiek rośnie, cena spada. Ogranicz lub zmniejsz podaż, a cena wzrośnie. Popyt działa w przeciwnym kierunku — wysoki popyt podnosi ceny, a niższy je obniża.
Podobnie jak grawitacja, prawo podaży i popytu zawsze istnieje, ale wielu polityków zachowuje się, jakby nie istniało. Nigdzie nie jest to bardziej widoczne niż w polityce energetycznej, gdzie priorytetem są cele środowiskowe, a realia ekonomiczne schodzą na dalszy plan. Dążenia do wyeliminowania emisji związanych z energią w ciągu zaledwie kilku lat mogą wyglądać szlachetnie, ale ignorują praktyczne ograniczenia, a cenę zapłacą Kanadyjczycy.
Weźmy na przykład gaz ziemny. Emituje on znacznie mniej dwutlenku węgla niż węgiel czy ropa naftowa. W Kanadzie większość gazu ziemnego pochodzi z Alberty i Kolumbii Brytyjskiej i jest jednym z najtańszych i najbezpieczniejszych źródeł energii w kraju. Mimo to kilka jurysdykcji w Kolumbii Brytyjskiej zakazuje jego stosowania w nowych i remontowanych budynkach — posunięcia te są wspierane przez federalne cele dotyczące emisji i zachęty klimatyczne.
Te zasady mogą być dobrze przemyślane, ale ignorują podstawowy fakt: ludzie przez cały czas muszą ogrzewać swoje domy i gotować posiłki. Bez gazu będą zmuszeni korzystać z energii elektrycznej. Jednak w przeciwieństwie do gazu, energii elektrycznej już brakuje i staje się coraz droższa. Nasza obecna moc wytwórcza nie nadąża za rosnącym zapotrzebowaniem, i to jeszcze nie uwzględniając dodatkowego obciążenia ze strony pojazdów elektrycznych, centrów danych i energochłonnej sztucznej inteligencji.
Zapora Site C w Kolumbii Brytyjskiej, wielomiliardowy projekt hydroelektrowni w budowie na rzece Peace, ma po ukończeniu generować wystarczającą ilość energii elektrycznej dla 450 000 domów. Ale cała ta moc jest już zarezerwowana. Na horyzoncie nie widać żadnych zamienników na skalę Site C. Tymczasem nasza infrastruktura dystrybucyjna nie jest w stanie sprostać dzisiejszym potrzebom, a co dopiero jutrzejszym.
W jednym z niedawnych przypadków, BC Hydro, spółka państwowa odpowiedzialna za energię elektryczną w Kolumbii Brytyjskiej, poinformowała właścicieli budynków, w których planowano instalację ładowarek do pojazdów elektrycznych, iż nie ma wystarczającej ilości energii. Z powodu ograniczonej dostępności energii elektrycznej zablokowano choćby duże inwestycje mieszkaniowe.
Te ograniczenia nie mają charakteru wyłącznie technicznego – już teraz utrudniają budowę nowych domów.
Kanadyjczycy mogą akceptować wyższe koszty w zamian za korzyści dla środowiska, ale podnoszenie rachunków za mieszkania i energię grozi przekroczeniem pewnych granic.
Zakaz gazu ziemnego utrudnia budowę i utrzymanie niedrogich domów, bezpośrednio podważając deklaracje rządów dotyczące wspierania tych rozwiązań.
W domach, gdzie wymuszono przejście z gazu na prąd rachunki za ogrzewanie i ciepłą wodę mogą wzrosnąć czterokrotnie. Spada również niezawodność. Deweloperom zaleca się w tej chwili instalację zapasowych generatorów na wypadek spodziewanych przerw w dostawie prądu – paradoksalnie, te generatory często będą zasilane tym samym gazem ziemnym, którego użycie jest zakazane.
Nie możemy już zakładać, iż rząd zapewni dostawy prądu. To poważny cios dla standardu życia Kanadyjczyków.
Niektórzy twierdzą, iż te kompromisy są uzasadnione, jeżeli doprowadzą do redukcji emisji. Ale choćby ten cel jest wątpliwy. Gaz, którego tu nie spalimy, zostanie po prostu sprzedany gdzie indziej – prawdopodobnie do krajów, które przez cały czas polegają na węglu, ropie naftowej, a choćby oborniku. Ponieważ emisje nie respektują granic, globalny wpływ na klimat pozostaje taki sam, a choćby gorszy.
Oczywiście Kanada mogłaby pójść dalej i całkowicie zaprzestać produkcji gazu ziemnego. Pozostawić go w ziemi. Ale takie działanie zadałoby poważny cios naszej gospodarce i standardowi życia: czego żaden wybrany rząd prawdopodobnie nie przetrwa.
Alternatywnie, Kanada mogłaby eksportować więcej taniego i niskoemisyjnego gazu ziemnego, aby zastąpić brudniejsze paliwa za granicą. To zmniejszyłoby globalne emisje skuteczniej niż ograniczanie gazu w kraju.
Kanadyjczycy dbają o środowisko. Potrzebujemy jednak mądrej, zrównoważonej polityki – takiej, która wykorzystuje nasze zasoby mądrze, a nie marnotrawnie. Możemy dążyć do ochrony środowiska i stosowania czystszych technologii, jednocześnie uznając, iż prawa ekonomiczne obowiązują, choćby gdy są ignorowane.
Nie chodzi o wybór między dobrobytem a planetą. Chodzi o uświadomienie sobie, iż ignorowanie fundamentalnych zasad – takich jak podaż i popyt – wiąże się z kosztami, na które większość Kanadyjczyków nie może sobie pozwolić.
Dr Roslyn Kunin jest kanadyjską ekonomistką, znaną z rozległej pracy w zakresie prognozowania gospodarczego.
@Troy media