Rynek gazu na razie się uspokoił. Oby tylko zima była ciepła…

6 dni temu
Zdjęcie: Fot. Depositphotos


Sezon napełniania magazynów gazu w Europie powoli się rozpędza. Na początku czerwca magazyny były w połowie pełne (dla pesymistów w połowie puste).

Kilka miesięcy temu sytuacja rynkowa wybitnie nie sprzyjała zakupom w okresie letnim, aby drożej sprzedać następnej zimy. A brak ekonomicznego bodźca stawiał pod znakiem zapytania zgromadzenie zapasów odpowiednich, by sprostać unijnym regulacjom czyli 90% zapełnienia magazynów na 1 listopada. W ostatnich tygodniach sytuacja jednak nieco się poprawiła i zatłaczanie pustawych po zimie magazynów ruszyło.

Spready słabe, ale nie tragiczne

Początek roku upłynął pod znakiem ujemnego spreadu lato 2025/ zima 2026. Ostatnio jednak spread jest już dodatni, choć daleki od marzeń traderów. Ledwo przekracza 1 euro za MWh, co może pokryć koszty przechowania gazu w magazynach do zimy, ale zarobek będzie groszowy. Czasy, gdy spread wynosił kilka euro na razie minęły. Stąd pojawiające się jakiś czas temu sygnały z rynku, przede wszystkim do rządu Niemiec, aby za magazynowanie dopłacił. Niemiecki rząd nie zamierza jednak wykładać pieniędzy podatników, za to Parlament Europejski i sama Komisja zasygnalizowała elastyczność w podejściu do spełniania regulacji dotyczących stopnia napełnienia.

Dziś gaz płynie do magazynów, a niemiecki operator rynku THE deklaruje, iż będzie naciskać na dopłaty tylko wtedy, jeżeli sytuacja na prawdę będzie tego wymagała. Na razie, według THE, to co się dzieje nie wymaga interwencji państwa, i być może już nie będzie wymagało. Zobaczymy latem. Ceny na razie są w porządku, spready też - stwierdził szef THE Sebastian Kemper, zastrzegając, iż być może rząd będzie musiał jeszcze interweniować, jeżeli rezerwowanie wolumenów w magazynów będzie szło słabo. Niemiecki rząd także nie widzi na razie powodów do interwencji, za którą na końcu i tak zapłaciliby konsumenci. Dziś interwencja jest nieuzasadniona - oceniło ministerstwo gospodarki w Berlinie.

Według nieoficjalnych informacji, niemiecki rząd poszedł choćby dalej, i uznał, iż interwencja nie będzie konieczna, choćby jeżeli Niemcy nie osiągną krajowego celu zapełnienia magazynów w 70% na początku listopada. Potrzeby interwencji nie będzie, jeżeli poziom zakontraktowania importowanego LNG będzie odpowiedni - oceniło ministerstwo gospodarki w notatce, na którą powołuje się Bloomberg.

Javier Blas, znany publicysta Bloomberga, ostrzega jednak, iż wciąż Europa może wejść w sezon zimowy z drugim najniższym poziomem napełnienia magazynów. Najgorszy przytrafił się w czasie kryzysu 2021 – 2022. Niemniej, osiągnięcie 80 proc. jest możliwe, o ile znowu nie przeszkodzi pogoda, tym razem nie tyle w Europie, ile na Morzu Karaibskim, gdzie właśnie zaczyna się sezon huraganów. Ewentualne uszkodzenie instalacji skraplania przez huragan rozmiarów „Katriny” z 2004 r. mogłoby znowu rozhuśtać rynek.

Blas oprócz pogody widzi dwa ryzyka polityczne – ewentualne sankcje dotyczące rosyjskiego gazu oraz porozumienie amerykańsko – chińskie, które zakończyłoby trwającą wojnę handlową i rozruszało znowu chiński eksport, wzmagając popyt na LNG.

W UE chęć objęcia rosyjskiego gazu sankcjami jest problematyczna. Wprawdzie KE opublikowała plan odejścia od importu od 2027 r. , ale według portalu Politico, Belgowie poprosili o bardziej kompleksową ocenę skutków regulacji, a Francuzi wolą poczekać, aż zmaterializują się negocjowane właśnie wieloletnie kontrakty z Katarem. Odejściu od rosyjskiego gazu sprzeciwiają się także Słowacja i Węgry.

W Polsce oporne zatłaczanie

Polskie magazyny po zimie odstawały od reszty Europy na plus. Sezon zimowy kończyliśmy ze stanem wypełnienia prawie 44%, czyli mniej więcej na tym samym poziomie, co rok temu. Nie zużyliśmy zbyt wiele, choć udział gazu w elektroenergetyce rośnie, ale w razie niższej generacji OZE braki na razie pokrywają elektrownie na węgiel.

Od umownego początku sezonu letniegi zatłaczamy, ale i sporo wyciągamy. W rezultacie stan zapasów na razie wiele się nie zmienia, dziś mamy dalej coś koło 44%. W zeszłym roku było lepiej, prawie 50%. Ale z drugiej strony mieliśmy wyjęty z piosenki Maanamu„wyjątkowo zimny maj”, więc i trochę więcej gazu szło na ogrzewanie.

Dodatkowo dane GUS wskazują na wzrost produkcji przemysłowej, co też może się łączyć ze zwiększoną konsumpcją gazu. Na razie nie ma co panikować, tylko poczekać, aż się w końcu zrobi ciepło. Ponieważ, o czym poniżej, temperatura ma znaczenie, i to duże. Polska do osiągnięcia unijnych wymagań powinna zmagazynować do jesieni około 1,5 mld m sześc.

Zapasy przerzedził chłód

Do wyjaśnienia pozostają dwie sprawy. Po pierwsze dlaczego ostatniej zimy, mimo, iż specjalnie jej nie odczuliśmy, europejskie magazyny gazu zostały tak spustoszone? Dla porównania, 1 kwietnia 2023 ich wypełnienie w UE wynosiło 55%, 1 kwietnia 2024 - 59%, a 1 kwietnia tego roku - zaledwie 34%. Przecież dwie poprzednie zimy też były „wojenne”, i na dokładkę także raczej ciepłe. Co prawda ustał tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę, ale rynek wiedział o tym dużo wcześniej i okoliczność tę zdyskontował.

Cezary Dulkowski z Biura Handlu Gazem Orlenu tłumaczy, iż analizując ceny spot na rynku i tempo opróżniania magazynów znajdujemy przede wszystkim korelację z pogodą. Grudzień minął pod znakiem dunkelflaute, czyli niskiej produkcji energii elektrycznej przez wiatraki. Co oznacza, iż braki te musiały uzupełniać elektrownie gazowe. Drugi okres podwyższonych cen i szybszego opróżniania magazynów to koniec stycznia, a trzeci - koniec lutego.

Właśnie wtedy nad Europe naciągnęły dwie fale zimna. Może nie był to wielki mróz, ale odczuwalnie zwiększył zużycie gazu. W poprzednich latach takich fal nie było. Co więcej, ani dojście do władzy Donalda Trumpa, ani pogłoski o powrocie rosyjskiego gazu do Europy, ani amerykańsko-ukraińska awantura w Białym Domu cen nie wzruszyła. - Czyli to pogoda, a nie geopolityka opróżniła magazyny – podkreśla Dulkowski.

Gazu nie zabraknie

Drugą zagadką jest zachowanie się cen w relacji najbliższe lato - kolejna zima. Od miesięcy uparcie ceny rynkowe na zimę 2025/2026 nie chcą iść w górę, a przez wiele tygodniu na początku roku były wręcz niższe niż te w lecie. Dopiero ostatnio nieco przekroczyły wyceny kontraktów letnich. A przecież państwa UE, aby spełnić regulacje musiały kupić tylko do magazynów 65 mld m sześc. gazu, o 30 mld m sześc. więcej niż w dwóch poprzednich latach. Wyższy popyt to przecież wyższe ceny, a te rosnąć nie chcą.

Wojna celna USA z Chinami, skutkująca wstrzymaniem zakupów amerykańskiego LNG przez Chińczyków nie ma tu wielkiego wkładu. Już w zeszłym roku Chiny sprowadziły zaledwie 30 metanowców, raptem 6% chińskiego importu. Przy skali amerykańskiego eksportu to wielkość praktycznie niezauważalna. Ale jest inna okoliczność. W 2024 roku Amerykanie nie oddali do użytku ani jednej instalacji skraplającej, a już w tym roku ruszą nowe linie o zdolnościach skroplenia prawie 4 mld m sześc. rocznie. W przyszłym roku będzie prawie 3 mld m sześć. nowych mocy, a za dwa lata - prawie 5 mld m sześc.

W dodatku administracja Trumpa cofnęła czasowy zakaz wydawania nowych pozwoleń, wprowadzony za Bidena. Biorąc pod uwagę plany inwestycyjne eksporterów oznacza to, iż moce eksportowe USA do 2030 roku prawdopodobnie podwoją się i sięgną prawie 400 mld m sześć. gazu rocznie. Czyli gazu nie zabraknie, a skoro tak, to będzie relatywnie niedrogi. Rynek to widzi i być może ta perspektywa jest odpowiedzią na zagadkę cen. W końcu jeszcze w 2025 roku moce eksportowe USA zwiększą się o ok. 15%, czyli o 330 metanowców Q-flex.

Ceny jeszcze mogą się ruszyć

Oczywiście, spora część tych dodatkowych mocy jest już zakontraktowana w długim terminie, bez takiej podstawy finansowej nowe linie skraplające po prostu by nie powstawały. Ale jak zwykle, część skroplonego gazu zostanie zaoferowana na spocie. jeżeli EU potrzebuje więcej gazu akurat w bieżącym roku, to europejskie firmy będą musiały dokupować gaz na spocie. To tworzy dodatkową ekspozycję na ryzyko zmiany cen na spocie. Na razie na rynku tego nie widać, ale być może jeszcze to zobaczymy.

Unijna organizacja regulatorów ACER, by uniknąć tego ryzyka zaleca szybszą dekarbonizację i zabezpieczenie większych wolumenów LNG na elastycznych warunkach kontraktowych, zamiast rynku spot. To, według ACER powinno ograniczyć ryzyko

Jeśli chodzi o Polskę, to ryzyko wystawienia się na skok na spocie prawie jej nie dotyczy. Orlen jest dobrze zakontraktowany w długim terminie, zakupy spotowe to praktycznie margines, gdy trafi się okazja. W dodatku do terminala w Świnoujściu w końcu zaczął docierać amerykański LNG, zakontraktowany w firmie Venture Global. Opóźnienie wyniosło prawie 5 kwartałów, a Amerykanie są oskarżani przez szereg klientów o celowe opóźnianie otwarcia terminala i sprzedawanie zakontraktowanego gazu „na boku” właśnie na spocie. Prezes Orlenu Ireneusz Fąfara ogłosił właśnie, iż koncern nie odpuści i żąda od VG uregulowania zaległości, ale na ewentualny wyrok arbitrażu trzeba będzie jeszcze poczekać wiele miesięcy.

Idź do oryginalnego materiału