
Czy ktokolwiek spodziewał się, iż nowo-mowa komunizmu wróci do Polski po ponad 30.latach od „obalenia komunizmu”? I to za czasów niby to liberalnej partii, nazywającej się „opozycją demokratyczną” a w zasadzie bolszewią w czystej postaci, wspieraną przez popłuczyny po PZPR? To się już stało w Polsce, gdzie libero-lewacka opozycja zdobyła władzę za sprawą gigantycznej manipulacji - zmiany znaczenia słów. Libero-lewacka opozycja sama nazwała się „opozycją demokratyczną”, zaś jawny gwałt na ustawie zasadniczej nazwała „obroną” Konstytucji – występując w koszulkach z napisem „KON-STY-TUCJA i nazywając neo-bolszewicki zamordyzm „przywracaniem praworządności”!
Nikt też nie spodziewał się, iż ucieczka z komuny pod skrzydła Unii Europejskiej będzie powrotem do autorytarnych rządów neo-komisarzy ludowych, nazywających się Komisją Europejską. Zmiana znaczeń słów to celowy zabieg ideologiczny, pozwalający następcom autorytarnego bolszewizmu wprowadzać tak bzdurne przepisy, jak relokacja migrantów, co w istocie jest zabiegiem choćby mało porównywalnym do przesiedleń ludności za czasów faszyzmu i komunizmu. Bo wtedy przesiedleńcy musieli pracować i to ciężko: przy budowie bunkrów dla armii Hitlera, czy też przy budowie kanału Wołga-Don.
Dzisiaj relokowani do państw Europy „inżynierowie” z Afryki otrzymują zasiłki wyższe niż emerytury po 40.latach pracy rodowitych mieszkańców! Nic więc dziwnego, iż sprowadzają całe swoje rodziny, które żyją bez pracy - ale na koszt białej „ciemnoty”. Celowo piszę „białej”, gdyż każdy protest przeciwko „ubogacaniu” Europy – w tym Polski, obecne siły „postępu” określają jako „rasizm”… To kolejne nowo-słowo sił „postępowej” Europy i Polski zmierzającej pod wodzą Tuska ku unicestwieniu.
Słowa o „rasizmie”, o „faszystowskich” obrońcach granic i o „neo-sędziach” to oderwane od rzeczywistości określenia, w celu manipulowania świadomością społeczną dla umocnienia władzy libero-lewactwa w Europie. Ostatecznym celem tej władzy jest zbudowanie europejskiej wieży Babel – na wzór totalitarnego państwa Oceania, rządzonego przez wszechobecną Partię i Wielkiego Brata i opisanego przez George'a Orwella w jego powieści "Rok 1984".
Tusk, jako wykonawca tego zadania celowo posługuje się kłamstwem, rysując przed sporą częścią zmanipulowanego społeczeństwa miraż „dobrobytu”, „większej ilości gotówki w portfelach” i uśmiechu na ustach, gdy już znajdziemy się we wspólnym raju. W raju, którego nie udało się zbudować ani Hitlerowi, ani Stalinowi ani też przywódcom Korei Północnej. Tusk i jego junta – za sprawą nowo-mowy chcą bowiem nie tylko utrzymać się przy władzy, ale tak „opiłować” Polaków, „by już nigdy nie podnieśli głowy”. Są to słowa Nitrasa o katolikach – śmiertelnym wrogu „zdrowych sił Narodu”.
Dla osiągnięcia tego celu „opozycja demokratyczna” siłą przejęła telewizję i prokuraturę, a teraz zamierza rozprawić się z Sądami. Czyli „neo-sędziami”, którzy sabotują przywracanie praworządności przez libero-lewactwo – czyli nieukrywane już przez nią rządy autorytarne. Wsparciem dla tego procederu – podobnie jak we wszystkich autorytarnych rządach jest propaganda.
Wnikliwy polski analityk życia politycznego w Rosji bolszewickiej, Antoni Ossendowski stwierdził, iż „dyktatura proletariatu w istocie swej jest dyktaturą dziennikarzy”, zaś Włodzimierz Sokorski, szef radia i telewizji Polski Ludowej, sformułował tę prawdę krótko: „Kto trzyma mikrofon w swoim ręku, ten ma rząd dusz w swoim kraju”. Nic więc dziwnego, iż śmiertelnym wrogiem Tuska i jego junty jest niezależna telewizja i niezależni dziennikarze, którzy mają odwagę walczyć z nową formą faszyzmu i bolszewizmu, ukrytą pod nazwą „opozycji demokratycznej” i „praworządności”.
Śmiertelnym wrogiem totalitarnego państwa są także ludzie zdolni do samodzielnego myślenia, stąd pomysł takiego ograniczenia nauczania w szkołach, by wychodziły z niej przygłupy, podatne na totalitarną propagandę. Totalitarna propaganda w TVP w likwidacji, TVN i w takich mediach jak „Gazeta Wyborcza” promuje bowiem państwo, opisane w powieści Orwella, czego przykładem jest wywiad z prof. Wojciechem Sadurskim na łamach „Gazety Wyborczej”. Sadurski (obok innych „autorytetów” prawa) zachęca ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska Waldemara Żurka, by lekceważył prawo i szedł na rympał w procesie przywracania tak zwanej praworządności:
„Trzeba być w naprawianiu demokracji bardziej jak Herkules w stajni Augiasza niż jak Syzyf na stromej dróżce wzgórza w Tartarze. A konkretnie? Śmiało lekceważyć ustawowe zasadzki zastawione na demokratyczną władzę przez PiS” - ogłosił Sadurski. „Praworządność to nie jest stosowanie się władzy do jakichkolwiek praw, także tych o charakterze ustawowych zasadzek, ale wymaga pomijania tych przepisów ustawowych, wydanych przez poprzedników […] Trzymanie się ściśle litery prawa ustawowego jest drogą donikąd, jeżeli to prawo zostało celowo tak napisane przez poprzednią władzę, by sparaliżować demokratyzujące reformy jej następców” – wyłuszcza zasady neo-prawa szarlatan Sadurski, zaś min. Żurek - adresat pomysłów Sadurskiego odpowiada, iż wszedł do rządu, aby chronić Polskę przed PiS-em chcącym "wprowadzić państwo autorytarne"!
Doczekaliśmy więc czasów, gdy mordercy praworządnej Polski określają się jako jej obrońcy, wysoko umieszczając na piersi znaczek z napisem „KONSTYTUCJA”…