W ostatnich latach obserwujemy rosnącą aktywność instytucji Unii Europejskiej w obszarze finansowania mediów. Ten trend wywołuje pytania o granice niezależności dziennikarskiej, przejrzystość działań politycznych oraz wpływ środków publicznych na kształt debaty publicznej.
Raport „Brukselska machina medialna: finansowanie mediów przez UE a kształtowanie dyskursu publicznego” („Brussels’s Media Machine: EU Media Funding and the Shaping of Public Discourse”), autorstwa Thomasa Faziego, opublikowany przez brukselski oddział konserwatywnego, węgierskiego Kolegium Macieja Korwina (Matthias Corvinus Collegium, MCC), stanowi jeden z najbardziej kompleksowych przeglądów tej problematyki. Autor podnosi w nim tezę, iż unijne dotacje medialne nie tylko nie wspierają wolności prasy, ale także służą strategicznej komunikacji Unii – niekiedy w sposób zbliżony do propagandy.
Thomas Fazi to włoski ekonomista, eseista i publicysta, który w ostatnich latach zyskał rozgłos dzięki krytycznym analizom instytucji europejskich. W tej publikacji autor koncentruje się na zagadnieniu finansowania mediów przez różne instytucje unijne – Komisję Europejską, Parlament Europejski oraz podległe agencje. Szczególną uwagę poświęca wpływowi tych środków na niezależność dziennikarską, przejrzystość redakcyjną i strukturę rynku medialnego w Europie.
„UE ustanowiła półstrukturalne relacje z mediami, włączając je de facto w ekosystem instytucjonalny.”
Cytat ten odzwierciedla główną tezę raportu: media, które korzystają z finansowania unijnego, stają się nie tylko odbiorcami wsparcia, ale także elementami unijnej strategii informacyjnej.
Mechanizmy finansowania mediów przez UE
Unia Europejska w ostatnich dwóch dekadach stworzyła rozbudowany system finansowania mediów, obejmujący zarówno redakcje wewnątrz wspólnoty, jak i projekty międzynarodowe. Kluczowym elementem tego systemu są środki kierowane z budżetu Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego oraz agencji wykonawczych na rzecz inicjatyw medialnych, które wspierają — według oficjalnych deklaracji — „pluralizm informacyjny”, „demokrację” oraz „walkę z dezinformacją”. Jednak, jak zauważa Thomas Fazi, praktyka ta coraz częściej przybiera formę warunkowego finansowania dziennikarstwa zgodnego z interesami unijnych instytucji.
„Programy te często promują jawnie polityczne narracje — podatnicy w istocie finansują proeuropejską propagandę.”
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych instrumentów finansowania jest program IMREG (Information Measures Relating to the EU Cohesion Policy), którego celem jest „popularyzacja korzyści płynących z funduszy spójności UE”. W latach 2017–2023 UE przeznaczyła w jego ramach ponad 40 milionów euro, z czego znaczna część trafiła bezpośrednio do redakcji medialnych.
„W latach 2017–2023 przez IMREG wypłacono ponad 40 milionów euro na kampanie medialne eksponujące zalety polityki spójności UE.”
W praktyce oznacza to dotowanie treści, które w jednoznacznie pozytywnym świetle przedstawiają działania Unii. Często są one produkowane przez duże redakcje komercyjne lub publiczne, które w zamian zobowiązują się do „wzmocnienia przekazu o skuteczności polityki UE”. Tego rodzaju konstrukcja programowa budzi poważne wątpliwości co do niezależności redakcyjnej, zwłaszcza iż projekty nie zawsze są oznaczane jako sponsorowane przez instytucje unijne.
Kolejnym istotnym narzędziem jest Journalism Partnerships, finansowany w ramach programu „Creative Europe”. W latach 2021–2023 przeznaczono na niego około 50 milionów euro. Oficjalnie chodzi o „wspieranie jakościowego dziennikarstwa”, ale według Faziego, program ten w praktyce wzmacnia narracje strategiczne UE.
„W rzeczywistości dotacje te trafiają do projektów, które wzmacniają cele komunikacyjne UE.”
Co istotne, aplikujący muszą wykazać, iż ich działania będą „spójne z wartościami i celami UE” — co de facto eliminuje wnioskodawców prezentujących narracje krytyczne lub eurosceptyczne. Dodatkowo, selekcji projektów dokonują często agencje blisko powiązane z Komisją Europejską, co zwiększa ryzyko konfliktu interesów i stawia pytania o przejrzystość procedur konkursowych.
Program Multimedia Actions ma na celu wspieranie paneuropejskiej produkcji medialnej. Obejmuje on m.in. finansowanie Euronews, kanału informacyjnego dostępnego w kilkunastu językach. Choć Euronews formalnie zachowuje niezależność, jego finansowanie przez Komisję Europejską rysuje inną rzeczywistość:
„Choć Euronews jest formalnie niezależny, otrzymuje znaczne fundusze z Komisji, co rodzi pytania o niezależność redakcyjną.”
Według raportu, między 2014 a 2020 rokiem Komisja Europejska przekazała Euronewsowi ponad 120 milionów euro. W zamian oczekiwano „produkcji treści promujących wartości UE” i „stałej współpracy z unijnymi służbami prasowymi”. Program obejmuje również projekty takie jak European Newsroom – wspólna platforma redakcji z 18 krajów, która działa pod auspicjami niemieckiej agencji DPA i otrzymuje milionowe wsparcie z budżetu UE.
„Zamiast wspierać niezależne dziennikarstwo, UE tworzy redakcje, które funkcjonują jako przedłużenie jej biura prasowego.”
European Digital Media Observatory (EDMO) to sieć instytucji zajmujących się „monitorowaniem dezinformacji” i „weryfikacją faktów”. Komisja Europejska przeznaczyła na jej rozwój co najmniej 27 milionów euro. Oficjalnie chodzi o walkę z fake newsami i ochronę demokracji, jednak raport wskazuje, iż EDMO może służyć także klasyfikowaniu niewygodnych narracji jako „dezinformacyjnych”.
„Instytucje takie jak EDMO, choć przedstawiane jako bezstronne, działają zgodnie z linią strategiczną UE i mogą uciszać treści uznane za sprzeczne z jej interesami.”
W strukturze EDMO dominują ośrodki akademickie, think-tanki i organizacje pozarządowe współpracujące blisko z instytucjami UE. Brakuje natomiast realnej reprezentacji niezależnych redakcji, co podważa deklarowaną „pluralistyczność” podejścia.
Odrębnym strumieniem finansowania są dotacje pochodzące bezpośrednio z budżetu Parlamentu Europejskiego. Między 2020 a 2024 rokiem przeznaczono blisko 30 milionów euro na kampanie informacyjne przed wyborami europejskimi, podcasty i produkcje audiowizualne.
„Te kampanie mają za zadanie nie tyle informować, co mobilizować opinię publiczną wokół działań PE — co zasadniczo zbliża się do politycznego PR-u.”
W przeciwieństwie do programów Komisji, środki z Parlamentu są przeznaczone wyłącznie na materiały o pozytywnym charakterze, których celem jest zwiększenie zaufania do instytucji europejskich. Brakuje natomiast finansowania projektów krytycznych, satyrycznych czy analitycznych, które mogłyby pełnić funkcję watchdogową. W ramach programu IMREG, środki otrzymały m.in. włoskie dzienniki „Il Sole 24 Ore” i „La Repubblica”, które realizowały kampanie informacyjne o inwestycjach UE w południowych regionach Włoch.
„Włoskie redakcje nie informowały jasno o charakterze finansowania – w wielu przypadkach brakowało oznaczenia sponsorowanego charakteru treści.”
Podobne przypadki odnotowano w Niemczech i Francji, gdzie lokalne media promowały działania UE w ramach Zielonego Ładu, niekiedy z pominięciem oznaczeń o współfinansowaniu.
Fazi podkreśla, iż jednym z kluczowych warunków ubiegania się o unijne dotacje jest ideologiczna zgodność z narracją UE:
„Wnioski o finansowanie, które nie wykazują spójności z narracją UE, są z reguły odrzucane – co prowadzi do cichej selekcji ideologicznej.”
Oznacza to, iż finansowane są głównie media promujące integrację europejską, transformację ekologiczną i politykę cyfryzacji, z wyłączeniem głosów krytycznych.
„Unijne finansowanie nie jest neutralnym wsparciem mediów, ale strategicznym narzędziem komunikacyjnym, służącym do budowania jednolitej narracji europejskiej.”
Jednym z bardziej uderzających aspektów raportu Faziego jest brak reakcji ze strony środowiska dziennikarskiego na potencjalne zagrożenia związane z finansowaniem ze środków unijnych. Autor zauważa, iż organizacje reprezentujące dziennikarzy rzadko podejmują temat wpływu funduszy z Brukseli na wolność prasy:
„Wielu dziennikarzy i redaktorów przyjmuje finansowanie z UE bezrefleksyjnie, jako coś oczywistego, nie zastanawiając się nad jego konsekwencjami strukturalnymi.”
Europejska Federacja Dziennikarzy, która formalnie opowiada się za niezależnością mediów, współpracuje z Komisją Europejską przy inicjatywach takich jak „Media Freedom Act”. Ta podwójna rola – jako beneficjenta i rzecznika niezależności – może prowadzić do konfliktu interesów.
Aby lepiej zrozumieć wpływ finansowania UE na media, warto przyjrzeć się trzem bardzo różnym przykładom narodowym:
Francja – Publiczne media nie uczestniczą bezpośrednio w programach IMREG ani Multimedia Actions, jednak niektóre redakcje lokalne korzystały z Journalism Partnerships. W debacie publicznej rzadko pojawiają się pytania o niezależność od UE, a dominujący jest dyskurs „partnerstwa z instytucjami unijnymi”.
Węgry – Rząd Viktora Orbána jawnie krytykuje unijne finansowanie mediów, zarzucając UE ingerencję w suwerenność informacyjną. Media prorządowe nie aplikują o środki unijne, zaś niezależne redakcje są często wykluczane z konkursów z powodu „niespójności z wartościami UE”.
Szwecja – Tamtejsze media zachowują większy dystans wobec środków unijnych, a dziennikarze są aktywnie szkoleni w zakresie unikania konfliktów interesów. Zaufanie społeczne do mediów pozostaje wysokie — co może wskazywać na korzyści płynące z zachowania niezależności.
Z punktu widzenia etyki zawodowej, dziennikarstwo powinno działać w interesie społecznym, a nie w interesie instytucji politycznych. Raport Faziego sugeruje, iż obecny model finansowania stawia tę zasadę pod znakiem zapytania:
„Gdy dziennikarstwo finansowane jest przez instytucje, które powinno kontrolować, traci swoją podstawową legitymację.”
Brakuje jasno określonych mechanizmów gwarantujących niezależność redakcyjną przy jednoczesnym korzystaniu z funduszy politycznych. Obowiązek oznaczania treści sponsorowanych jest niekonsekwentnie realizowany, a „zintegrowane” kampanie informacyjne — np. w Euronews — zamazują granicę między informacją a marketingiem politycznym.
Propozycje reform – głosy z raportu
Raport MCC sugeruje szereg rozwiązań:
- obowiązek oznaczania treści finansowanych przez UE w sposób jednoznaczny i widoczny.
- wprowadzenie limitów dla poziomu finansowego uzależnienia redakcji od unijnych programów.
- otwarcie programów na pluralizm narracyjny, w tym możliwość finansowania krytycznych analiz UE.
- zewnętrzna kontrola rozdziału środków przez podmioty niezależne od Komisji Europejskiej.
Fazi podkreśla również, iż brak kompleksowych statystyk utrudnia ocenę skali zjawiska. Wiele danych jest rozproszonych między agencjami, a szczegółowe raporty nie są publikowane na bieżąco.
„Zbyt wiele programów medialnych finansowanych przez UE operuje w szarej strefie — bez nadzoru publicznego, bez transparentności, bez debaty.”
Finansowanie mediów poza UE – geopolityka informacji
W ostatniej dekadzie Unia Europejska zintensyfikowała działania informacyjne i medialne poza własnym terytorium. Główne kierunki tych działań to kraje objęte polityką sąsiedztwa — Ukraina, Bałkany Zachodnie, Kaukaz Południowy — oraz wsparcie dla mediów emigracyjnych z państw autorytarnych, głównie Rosji i Białorusi. Coraz częściej obejmują one również Afrykę Północną, Turcję, Bliski Wschód oraz Azję Centralną. Thomas Fazi twierdzi, iż cel tych działań wykracza poza wspieranie wolnych mediów: chodzi o kształtowanie narracji zgodnych z interesem strategicznym UE.
„W takich krajach jak Ukraina czy Gruzja, projekty medialne finansowane przez UE nie służą tylko wspieraniu niezależnego dziennikarstwa, ale promowaniu proeuropejskich tożsamości i przeciwdziałaniu wpływom Rosji.”
Od 2014 roku Ukraina jest kluczowym celem działań medialnych UE. Fundusze kierowane są przez organizacje pozarządowe i zagraniczne fundacje. Celem jest wzmacnianie redakcji i ich umiejętności tworzenia treści zgodnych z wartościami europejskimi.
„Dziesiątki milionów euro zostały przeznaczone na ukraińskie media, by wzmocnić ich zdolność do rozpowszechniania narracji i wartości unijnych.”
W efekcie powstaje silna oś narracyjna – Bruksela jako gwarant pokoju, Rosja jako źródło destabilizacji. Taki układ ogranicza miejsce na debatę i krytykę wewnętrzną, także wobec polityk UE.
Podobne działania prowadzone są na Bałkanach Zachodnich i Kaukazie. Tam również dominują media wspierane przez Brukselę, które nie tylko promują integrację, ale często marginalizują alternatywne głosy.
„UE finansuje media w Serbii, które promują korzyści z przystąpienia, marginalizując bardziej sceptyczne lub narodowe narracje.”
Poza Europą szczególne znaczenie mają redakcje emigracyjne z Rosji i Białorusi. UE, za pośrednictwem European Endowment for Democracy i narodowych fundacji, wspiera tytuły takie jak Meduza czy Belsat.
„UE stała się głównym mecenasem mediów emigracyjnych krytycznych wobec Kremla i Mińska, finansując ich działalność za granicą.”
Choć działanie to chroni wolność słowa, w kontekście geopolitycznym jest odbierane jako ekspansja narracyjna Zachodu. Przekaz tych mediów pokrywa się z interesem unijnej polityki zagranicznej.
W Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie UE angażuje się w kampanie medialne dotyczące tolerancji, równości czy przeciwdziałania ekstremizmowi. Jednak także tam treści bywają politycznie ukierunkowane.
Odbiorcy często nie wiedzą, iż konsumowane treści powstały za unijne pieniądze, co podważa zaufanie.
„Znaczna część materiałów finansowanych przez UE za granicą jest publikowana bez przejrzystych oznaczeń, co zaciera granicę między dziennikarstwem a kampanią informacyjną.”
Bruksela korzysta z wielu instrumentów – od NDICI po fundacje narodowe. Problemem jest brak niezależnej ewaluacji i przejrzystości celów.
„UE buduje sieć mediów lojalnych wobec porządku normatywnego Brukseli, bardziej kształtowaną przez agendę polityczną niż lokalną niezależność.”
Chociaż UE deklaruje wspieranie pluralizmu, w praktyce wspiera głównie redakcje liberalne lub prozachodnie. Konserwatywne, tradycyjne czy neutralne media nie są uwzględniane.
„UE selektywnie wspiera głosy prozachodnie pod szyldem wolności słowa, wykluczając konserwatywne lub tradycjonalistyczne redakcje.”
Konsekwencją może być utrata zaufania i wzrost nastrojów antyzachodnich, szczególnie w społeczeństwach bardziej sceptycznych.
„Polityka informacyjna UE za granicą przypomina jej strategię energetyczną: chodzi o przejęcie wpływu na najważniejsze kanały przesyłu — w tym przypadku informacji i narracji.”
Studium przypadku: media włoskie
Wśród przykładów współpracy redakcji europejskich z instytucjami UE, przypadek Włoch pokazuje mechanizmy, napięcia i ryzyka związane z finansowaniem mediów przez struktury unijne. Włoskie redakcje, w tym największe tytuły prasowe, odegrały istotną rolę w realizacji programu IMREG – unijnego instrumentu wspierania „działań komunikacyjnych” dotyczących polityki spójności.
Program IMREG, jak deklaruje Komisja Europejska, ma na celu zwiększenie wiedzy obywateli o inwestycjach UE w regionach. Faktycznie jednak polegał na współfinansowaniu kampanii medialnych o jednoznacznie promocyjnym charakterze. Jak pokazuje raport Faziego, realizatorzy kampanii często rezygnowali z jednoznacznego oznaczania tych treści jako sponsorowanych, co osłabiało przejrzystość przekazu.
„W ramach programu IMREG, włoskie redakcje zostały wynagrodzone za stworzenie kampanii informacyjnych o polityce spójności UE – często bez wyraźnego oznaczenia ich sponsorowanego charakteru.”
Wśród beneficjentów znalazły się wpływowe redakcje: „Il Sole 24 Ore”, „La Repubblica”, „Corriere della Sera” oraz portale regionalne i branżowe. Kampanie przybierały formę artykułów, podcastów, infografik, filmów wideo i dodatków specjalnych.
„Il Sole 24 Ore” opublikował cykl Europa w regionach, w którym prezentował przykłady udanych inwestycji infrastrukturalnych współfinansowanych przez UE – jak rewitalizacja linii kolejowych w Apulii czy budowa parków technologicznych w Kampanii. Treści te były przygotowane profesjonalnie, ale przedstawione w formie neutralnego dziennikarstwa gospodarczego.
„La Repubblica” przeprowadziła akcję redakcyjną dotyczącą projektów społecznych i środowiskowych w południowych Włoszech, akcentując rolę funduszy europejskich w przeciwdziałaniu ubóstwu i wykluczeniu. W materiałach dominowały pozytywne narracje, rzadko pojawiały się głosy krytyczne.
„Redakcje nie tylko realizowały kampanie na zlecenie Komisji, ale przedstawiały je jako niezależne dziennikarstwo – co zaciera granicę między informacją a promocją.”
Brak jednoznacznych oznaczeń źródła finansowania – w formie przypisów, logotypów lub komentarza redakcyjnego – sprawił, iż wielu odbiorców nie zdawało sobie sprawy z promocyjnego charakteru materiałów. Oznaczenia były najczęściej dyskretne – w przypisach redakcyjnych lub w opisie projektu, bez jasnej informacji, iż treść powstała w wyniku umowy z Komisją Europejską.
W czasie trwania kampanii, analitycy mediów zauważyli spadek liczby publikacji krytycznych wobec polityki spójności UE w głównych włoskich tytułach. Choć nie można mówić o cenzurze, widoczne było wyraźne dopasowanie przekazu do oczekiwań sponsora. Fazi sugeruje, iż to zjawisko autocenzury może być skutkiem zależności finansowej.
„W praktyce Komisja działa jak klient agencji reklamowej: liczy się zasięg, a nie niezależność czy rzetelność dziennikarska.”
Nie tylko ogólnokrajowe media korzystały z IMREG – lokalne tytuły, zwłaszcza na południu Włoch, realizowały setki materiałów sponsorowanych, często bez wiedzy odbiorców. Kampanie dotyczyły unijnych projektów drogowych, rewitalizacji centrów miast czy programów edukacyjnych, prezentowanych w jednoznacznie pozytywnym tonie.
Program IMREG nie nakładał obowiązku weryfikacji jakości treści ani przejrzystości struktury finansowej. Kluczowym kryterium była liczba odbiorców – wejść na strony internetowe, odsłon wideo czy interakcji w mediach społecznościowych.
Z punktu widzenia redakcji program oferował korzyści finansowe, ale wprowadzał ryzyko osłabienia wiarygodności – zwłaszcza w oczach czytelników bardziej krytycznych wobec UE.
Włoski związek dziennikarzy (FNSI) wydał stanowisko, w którym przestrzegł przed nieoznaczonym finansowaniem treści redakcyjnych. W dokumencie stwierdzono, że:
„Programy promocyjne UE nie mogą być mylone z niezależnym dziennikarstwem. Brak oznaczenia treści sponsorowanych zagraża transparentności i wiarygodności redakcji.”
W odpowiedzi Komisja Europejska podkreśliła, iż treści tworzone w ramach IMREG nie są propagandą, ale mają charakter informacyjny. Jednak do dziś nie wdrożono obowiązku wyraźnego oznaczania sponsorowanych treści ani nie wprowadzono zewnętrznego nadzoru.
„Programy informacyjne UE, mimo szlachetnych deklaracji, mogą w praktyce prowadzić do uzależnienia mediów i erozji ich niezależności.”
Włoski przypadek stanowi ilustrację szerszego problemu: jak pogodzić potrzebę informowania o działaniach UE z zasadą niezależności mediów? jeżeli źródła finansowania nie są transparentne, a przekaz jednostronny, może dojść do osłabienia pluralizmu i zaufania społecznego do dziennikarstwa.
Analiza krytyczna i odpowiedzi na zarzuty
Raport Thomasa Faziego formułuje jednoznaczny zarzut: Unia Europejska wykorzystuje finansowanie mediów jako narzędzie do kształtowania przestrzeni informacyjnej według własnych priorytetów geopolitycznych i ideologicznych. Dotyczy to zarówno państw członkowskich, jak i państw sąsiednich i autorytarnych. Krytyka obejmuje brak przejrzystości, selektywność wsparcia, marginalizowanie głosów krytycznych oraz możliwy wpływ na niezależność dziennikarską.
„W rzeczywistości Komisja nie wspiera wolności słowa jako takiej, ale jedynie te jej przejawy, które wpisują się w dominujący światopogląd i polityczne interesy Brukseli.”
Zarzut ten ma istotne uzasadnienie, szczególnie jeżeli zestawi się deklaracje UE o wspieraniu pluralizmu z praktyką selektywnego finansowania. W raportach końcowych programów, takich jak IMREG czy NDICI, rzadko uwzględniane są mechanizmy oceny różnorodności ideologicznej finansowanych projektów. Brakuje także otwartych konkursów, w których równe szanse miałyby redakcje o konserwatywnym, społecznie tradycyjnym czy neutralnym profilu.
Z drugiej strony, instytucje unijne, organizacje partnerskie i część środowiska medialnego odpowiadają na te zarzuty kilkoma argumentami.
Po pierwsze, podkreślają, iż finansowanie nie ma charakteru redakcyjnego, ale strukturalny – wspiera rozwój kompetencji, narzędzi technologicznych, szkoleń oraz zdolności dotarcia do odbiorcy.
„Komisja Europejska nie wpływa na treść dziennikarską, ale umożliwia redakcjom dostęp do narzędzi i wiedzy, które zwiększają ich niezależność od komercyjnych lub autorytarnych nacisków.”
Ten argument jednak traci na sile, gdy finansowane są gotowe kampanie tematyczne – jak w przypadku IMREG – z dokładnie określoną tematyką i oczekiwaną narracją. Krytycy wskazują, iż brak bezpośredniego wpływu nie oznacza braku wpływu systemowego. Po drugie, UE tłumaczy, iż finansowanie redakcji o profilu liberalnym lub prozachodnim wynika z tego, iż to właśnie te środowiska składają aplikacje i mają kompetencje w zakresie grantów. W domyśle – redakcje konserwatywne lub tradycyjne nie uczestniczą w konkursach z powodu braku strukturalnego przygotowania.
„Wybór beneficjentów nie wynika z uprzedzeń ideologicznych, ale z jakości zgłoszeń i umiejętności wnioskodawców.”
Ten argument jednak sugeruje istnienie „błędnego koła instytucjonalnego”: środki trafiają do tych, którzy już mają zaplecze grantowe, a ci, którzy są spoza tego obiegu – pozostają wykluczeni.
Po trzecie, Komisja podkreśla, iż jej działania mają na celu przeciwdziałanie dezinformacji i wrogim kampaniom informacyjnym, głównie ze strony Rosji, Chin i innych autorytarnych aktorów. W tym kontekście, wspieranie proeuropejskich redakcji jest traktowane jako forma obrony informacyjnej, a nie narzędzie propagandy.
„Wsparcie dla mediów promujących wartości europejskie to element budowania odporności demokratycznej wobec zagrożeń informacyjnych ze Wschodu.”
Jednak i ten argument jest kontestowany – krytycy zauważają, iż w obronie przed propagandą nie powinno się sięgać po propagandę odwrotną, ale raczej wzmacniać faktyczną różnorodność i zdolność do debaty publicznej.
Dodatkowym wątkiem analizy jest odpowiedzialność samych redakcji. Fazi zarzuca im brak etycznej refleksji nad przyjmowaniem środków od instytucji, które są jednocześnie przedmiotem ich przekazów. Brak oznaczeń, niedostateczne informowanie czytelników, a także chęć dopasowania się do oczekiwań grantodawcy wskazują, iż redakcje nie zawsze zachowują odpowiedni dystans.
„Media, które informują o instytucjach, nie mogą przyjmować od nich pieniędzy na tworzenie przekazów bez jasnego ujawnienia tej zależności.”
Włoski przypadek IMREG pokazuje, iż granica między niezależnym dziennikarstwem a komunikacją korporacyjną potrafi się zacierać – zwłaszcza gdy w grę wchodzi znaczące finansowanie i kampanie o wyraźnych celach narracyjnych.
Odpowiedzią na te zarzuty może być wdrożenie reform:
- obowiązek jednoznacznego oznaczania treści sponsorowanych przez UE;
- rotacyjny, pluralistyczny skład ciał grantodawczych;
- otwarte konsultacje przed ogłoszeniem konkursów tematycznych;
- audyt redakcyjny z udziałem niezależnych gremiów dziennikarskich;
- zróżnicowanie kanałów dystrybucji środków.
Podsumowując, spór nie dotyczy samej idei wsparcia – ale zasad jego realizacji. Krytyka Faziego przypomina, iż wolność słowa wymaga nie tylko braku cenzury, ale także autonomii od interesów politycznych, choćby jeżeli są one demokratycznie legitymizowane.
Analiza raportu autorstwa Thomasa Faziego, opublikowanego przez brukselski oddział konserwatywnego, węgierskiego Kolegium Macieja Korwina (MCC), ukazuje niepokojący obraz relacji między Unią Europejską a sektorem medialnym. Pomimo deklarowanego zaangażowania UE na rzecz pluralizmu, niezależności i jakości dziennikarstwa, faktyczne mechanizmy wsparcia medialnego okazują się obciążone poważnymi wadami strukturalnymi, ideologicznymi i systemowymi.
Po pierwsze, struktura finansowania medialnego przez UE – zarówno w krajach członkowskich, jak i poza nimi – opiera się na zróżnicowanych i rozproszonych mechanizmach, które nie są objęte wspólną strategią medialną. Programy takie jak Creative Europe, NDICI, IMREG czy EED, mimo formalnej otwartości, w praktyce koncentrują się wokół redakcji o liberalnym, proeuropejskim profilu. Prowadzi to do powstawania swoistych „oligopoli grantowych”, co skutkuje zawężeniem pluralizmu informacyjnego i uprzywilejowaniem jednej orientacji ideowej.
Po drugie, praktyki stosowane w realizacji kampanii medialnych finansowanych przez instytucje unijne – jak pokazuje przypadek Włoch – nierzadko zacierają granicę między dziennikarstwem a promocją. Materiały tworzone w ramach programów, takich jak IMREG, często nie są odpowiednio oznaczane jako sponsorowane, co wprowadza odbiorców w błąd i osłabia zaufanie do mediów jako instytucji publicznego zaufania. W efekcie, unijne wsparcie może działać kontrproduktywnie – zamiast wzmacniać media, obniża ich wiarygodność i podważa normy etyczne.
Po trzecie, UE broni swojej polityki finansowania jako mechanizmu obrony przed dezinformacją i wrogimi wpływami zewnętrznymi. Jednak argument ten nie może usprawiedliwiać systemowej selekcji światopoglądowej ani wykluczania redakcji prezentujących alternatywne wizje polityczne, społeczne czy kulturowe. Prawdziwa odporność demokratyczna opiera się nie na jednolitości przekazu, ale na umiejętności prowadzenia wielostronnej, otwartej debaty.
Wnioski wynikające z analizy są jednoznaczne. UE powinna zreformować system wsparcia medialnego, wprowadzając przejrzyste kryteria ideowe i instytucjonalne, tak by zapewnić równy dostęp dla redakcji o różnych profilach. Należy wprowadzić obowiązek wyraźnego oznaczania treści sponsorowanych oraz mechanizmy kontroli etycznej, nadzorowane przez niezależne gremia dziennikarskie. Konieczne jest zbudowanie kanałów finansowania o charakterze pluralistycznym – zarówno na poziomie tematycznym, jak i geograficznym – tak aby fundusze nie koncentrowały się w kilku wybranych redakcjach.
Raport MCC Brussels nie jest wyłącznie krytyką instytucji europejskich – to również apel o refleksję nad przyszłością wolnych mediów w Europie. jeżeli Unia ma pozostać projektem opartym na demokratycznym dyskursie, musi zagwarantować, iż wsparcie medialne nie będzie narzędziem politycznej unifikacji, ale fundamentem rzeczywistej różnorodności, odpowiedzialności i przejrzystości.