Ważą się losy Polski

piotrkoj.pl 1 miesiąc temu

Przekonują nas, iż z powodu zmarnowanego, przesiąkniętego alkoholem życia „pana Jerzego” i trzydziestometrowej kawalerki mamy zamknąć oczy na grożące przejęcie prawie czterdziestomilionowej Rzeczypospolitej. Zamiast uczciwej walki na argumenty, na poglądy, na programy polityczne znowu proponują faryzeizm i emocjonalne gesty – pisze prof. Zdzisław KRASNODĘBSKI.

Nie, ten świat nie jest światem wiecznej harmonii, pokoju, braterstwa. Nigdy nie był. Ale są czasy spokojniejsze i są takie, w których rosną napięcia i konflikty. Teraz wyraźnie wchodzimy epokę konfrontacji sił, wojen handlowych, ostrej rywalizacji politycznej, niewykluczającej starć militarnych. Nad Europą zawisło widmo rosyjskiej agresji i choćby zgnuśniali w dostatku i kulturze „woke” Europejczycy zachodni zrozumieli, iż muszą się uzbroić, iż twarda, militarna siła liczy się także we współczesnym świecie. W samej Europie trwa – mimo integracji – rywalizacja między poszczególnymi państwami zrzeszonymi w Unii, zmieniły się tylko jej formy – zmieniły się pozytywnie. Rozwinęły się zinstytucjonalizowane formy współpracy. Ciągle jeszcze wspólny interes każe zwierać szeregi, ale mimo zaklęć o jedności coraz mniej jest chęci do popisywania się wielkodusznością, do wyrównywania szans między państwami i regionami, a coraz więcej konkurencji. W scentralizowanej Unii ceną bezpieczeństwa, które jest na razie tylko wizją, pobożnym życzeniem, zamiarem, ma być podporządkowanie i rezygnacja z suwerenności.

Tylko naród, który potrafi odróżnić rzeczy ważne od nieważnych, pierwszorzędne od drugorzędnych, który umie budować przyszłość w niesprzyjających okolicznościach, poradzi sobie w tej sytuacji. W demokracji przedstawicielskiej znaczy to, iż trzeba dokonywać dobrych, a przynajmniej w miarę rozsądnych wyborów. Trzeba umieć wyciągać wnioski z faktów, a nie z medialnej propagandy, co nie jest łatwe w cywilizacji, w której dominują symulakra.

Po półtora roku rządów Donalda Tuska dla wszystkich myślącego obywatela jest jasne, iż nie zbliżamy się do Polski, którą obiecywał on swoim uśmiechniętym zwolennikom. Za to w pełni rozkwitło to, o co oskarżano rządy Zjednoczonej Prawicy – niekompetencja, autorytaryzm, naruszanie prawa i konstytucji, prześladowanie opozycji, czystki w instytucjach państwowych, korupcja itd. Wiele wskazuje przy tym na to, iż rządząca koalicja kieruje się zaleceniami ośrodków zewnętrznych.

Już sam instynkt samozachowawczy nakazywałby Polakom nie oddawać pełni władzy tym, którzy nie tylko nie spełnili swoich obietnic, ale nigdy nie mieli takiego zamiaru. Niekontrolowana „demokracja walcząca” walczy na razie z tysiącami tych, których uznała za „kolaborantów” PiS, ale dlaczego miałaby w przyszłości oszczędzać kogokolwiek uznanego za niewygodnego?

W tej kampanii wyborczej zastosowano znaną od lat sztuczkę. Kandydat na prezydenta wysunięty przez KO, Rafał Trzaskowski, jest od lat czołowym politykiem tej partii, przedstawicielem jej lewicowo-rekreacyjnego skrzydła. Znamy od lat jego działalność polityczną, wiemy, jakie poglądy wyznaje, kogo wspierał. Czy znajduje to odbicie w tym, co głosi teraz, w czasie kampanii? Nie, dyskretnie usunął swoje poglądy w cień, buduje swój wizerunek na zaprzeczeniu tego, co dotąd głosił, w co naprawdę wierzy, czemu sprzyjał swoją wieloletnią aktywnością w polityce. „Tęczowy Rafał” zmienił się w „Rafała białoczerwonego”, rekreacyjny lewicowiec udaje umiarkowanego realistę i rozsądnego konserwatystę.

Wypieranie się własnych poglądów nie budzi jednak zaufania i łączy się z kosztami psychicznymi kandydata, co odbija się wyraźnie na jego kampanijnej formie. Poparcie zaczęło maleć, kandydat zaczął się gubić, sięgnięto więc po wypróbowany środek – zagrano na litości i współczuciu. W 2007 r. była to zalana łzami pani poseł Beata, skazana potem za korupcję; w 2023 r. ofiarą była artystka z Krakowa pani Joanna, zapoznająca nas w Sejmie ze stanem swojej bielizny, a teraz pojawił się „pan Jerzy”, o którym tylko słyszymy, ale którego nikt nie widział, którego opinii nie znamy, którego nikt nie chciałby mieć za sąsiada, z którym zerwała choćby jego rodzina.

Gra litością zawiodła w przypadku imigrantów, tych „biednych ludzi szukających swojego miejsce na ziemi”, Tam bowiem, gdzie wchodzą zagrożenie egzystencjalne, litość – podróbka chrześcijańskiego miłosierdzia – objawia swój polityczny i etyczny fałsz. Dziś chodzi o zagrożenie egzystencjalne naszego państwa, Rzeczypospolitej, naszej politycznej wolności.

Idź do oryginalnego materiału