Nadchodzi dramat wielu Polaków. Zamontowałeś? Możesz mieć duży problem

5 godzin temu

Za siedem lat pierwsi polscy prosumenci stracą dostęp do systemu net-metering, za pomocą którego przez lata zarabiali na swoich panelach słonecznych. Problem? Ministerstwo Klimatu nie ma planu, co zrobić z setkami tysięcy właścicieli instalacji fotowoltaicznych po 2031 roku. To może być koniec opłacalności domowej fotowoltaiki w Polsce.

Fot. Warszawa w Pigułce

Net-metering – złoty system, który się kończy

Jeśli zainstalowałeś panele słoneczne przed 31 marca 2022 roku, masz szczęście – korzystasz z systemu net-metering, zwanego też systemem opustów. To wyjątkowo korzystny mechanizm: oddajesz nadwyżki prądu do sieci, a w zamian możesz później pobrać 80% (dla instalacji do 10 kW) lub 70% (dla instalacji 10-50 kW) tej energii.

W praktyce sieć energetyczna działa jak darmowy magazyn. Latem, gdy panele produkują najwięcej, wysyłasz nadwyżki do operatora. Zimą, gdy słońca jest mało, odbierasz zgromadzoną energię. Proste, klarowne, bardzo opłacalne. Dzięki temu instalacja fotowoltaiczna zwracała się średnio w 6-8 lat.

Ale jest haczyk – ten system działa tylko przez 15 lat od uruchomienia instalacji. Ustawa o OZE z 2016 roku gwarantuje prosumentom prawo do net-meteringu przez piętnaście lat. Po tym czasie? Cisza. Przepisy milczą.

Tykająca bomba zegarowa

Pierwsze instalacje objęte net-meteringiem ruszyły masowo w 2016 roku. Dodaj do tego piętnaście lat i otrzymasz… 2031 rok. Już za siedem lat pierwsza fala prosumentów straci dostęp do korzystnego systemu rozliczeń.

Według danych Agencji Rynku Energii na koniec marca 2025 roku w Polsce działało ponad 1,54 miliona instalacji prosumenckich. Znaczna część z nich to właśnie starzy prosumenci objęci net-meteringiem. Mówimy więc o setkach tysięcy gospodarstw domowych, które za kilka lat mogą zostać pozostawione same sobie.

Co gorsza, nie istnieje żaden mechanizm automatycznego przedłużania umów. Prosumenci mogą po prostu otrzymać pismo: „Dziękujemy za współpracę, umowa wygasła”. I tyle. Żadnej alternatywy, żadnego planu B.

Ministerstwo odpowiada: nie mamy planu

Jak informuje portal hydro-energy.pl, Ministerstwo Klimatu i Środowiska wprost przyznaje, iż nie prowadzi żadnych prac legislacyjnych dotyczących przyszłości prosumentów po 2031 roku. Resort tłumaczy się potrzebą „dalszych analiz technicznych, gospodarczych i doświadczeń rynkowych”.

Mówiąc wprost: rząd nie ma pomysłu, co zrobić z problemem, który pojawi się za siedem lat. Obiecuje tylko, iż „wszelkie decyzje będą ogłaszane z wyprzedzeniem”. Tyle iż dla wielu prosumentów, którzy w 2016 roku zainwestowali dziesiątki tysięcy złotych w panele, to za mało.

Pan Tomasz z Piaseczna, który w 2017 roku zainstalował fotowoltaikę za 35 tysięcy złotych, mówi: „Liczyłem, iż instalacja będzie mi służyć 25-30 lat. Teraz okazuje się, iż po piętnastu latach mogę stracić możliwość oddawania prądu do sieci. Nikt mi o tym nie powiedział przy zakupie. Czuję się oszukany”.

Net-billing – dużo gorsze rozwiązanie

Od 1 kwietnia 2022 roku wszyscy nowi prosumenci automatycznie trafiają do systemu net-billing. To zupełnie inna filozofia rozliczeń – prosument sprzedaje energię po cenie hurtowej (często bardzo niskiej), a kupuje po cenie detalicznej (z marżą, opłatami dystrybucyjnymi i podatkami).

W praktyce oznacza to, iż oddajesz prąd za 30-40 groszy za kilowatogodzinę, a kupujesz za 70-80 groszy. Różnica jest ogromna. W net-billingu zwrot z inwestycji może się wydłużyć choćby dwukrotnie.

Co więcej, ceny w net-billingu są zmienne i uzależnione od sytuacji rynkowej. W okresach, gdy w sieci jest dużo energii ze słońca (słoneczne dni), cena sprzedaży spada niemal do zera. Zdarzały się już sytuacje, gdy prosumenci oddawali prąd za 0,01 zł za kWh, a kupowali za 0,70 zł. Ekonomia tej inwestycji po prostu się nie spinała.

Co to oznacza dla ciebie?

Jeśli masz panele zainstalowane przed marcem 2022 roku, policz, ile zostało ci do końca 15-letniego okresu. jeżeli uruchomiłeś instalację w 2018 roku, twój net-metering wygasa w 2033. Masz więc jeszcze czas, ale czas ucieka.

Jeśli planujesz montaż fotowoltaiki teraz, pamiętaj – dostaniesz net-billing, czyli znacznie mniej opłacalny system. Musisz bardzo dokładnie przeliczyć rentowność. Fotowoltaika wciąż może być opłacalna, ale przy obecnych zasadach wymaga większej autokonsumpcji – czyli zużywania prądu w momencie, gdy panele go produkują.

Pani Agnieszka z Warszawy, która w 2023 roku zainstalowała fotowoltaikę w net-billingu, opowiada: „Przez pierwszy rok oddałam do sieci 2000 kWh. Dostałam za to 600 złotych. Gdy zimą chciałam pobrać tę samą ilość energii, zapłaciłam 1400 złotych. Czuję się okradziona. Gdybym wiedziała, jak to działa, nie zdecydowałabym się na inwestycję”.

Magazyny energii – drogie, ale konieczne?

Jeśli po 2031 roku zabraknie prawnych gwarancji dla net-meteringu, prosumenci będą zmuszeni do inwestycji w magazyny energii. To baterie, które gromadzą nadwyżki prądu i oddają je wieczorem lub zimą, gdy panele nie pracują.

Problem? Magazyny są drogie. Przyzwoity system kosztuje 15-25 tysięcy złotych. Dodaj to do kosztu samej instalacji (30-40 tysięcy) i otrzymasz inwestycję na poziomie 50-60 tysięcy złotych. Przy obecnych cenach prądu zwrot może zająć 15-20 lat.

Dla wielu prosumentów, którzy w 2016-2021 roku kupili panele bez magazynów (bo były niepotrzebne przy net-meteringu), to dodatkowy, nieprzewidziany koszt. Taki, który może sprawić, iż fotowoltaika przestanie się opłacać.

Praktyczne porady – jak się zabezpieczyć?

Co możesz zrobić już teraz? Po pierwsze, sprawdź dokładnie, kiedy kończy się twój 15-letni okres net-meteringu. Data uruchomienia instalacji to moment, od którego liczysz piętnaście lat.

Po drugie, monitoruj zużycie i produkcję energii. Może da się zwiększyć autokonsumpcję? Programowalne pralki, zmywarki i bojlery, które uruchamiają się w dzień (gdy świeci słońce), mogą znacząco poprawić bilans.

Po trzecie, jeżeli masz środki, rozważ inwestycję w magazyn energii już teraz. Ceny technologii spadają, a popyt rośnie. Im wcześniej kupisz, tym szybciej zacznie się zwracać.

Po czwarte, śledź zmiany legislacyjne. jeżeli rząd w końcu zajmie się problemem, być może pojawią się jakieś programy wsparcia lub ulgi dla „starych” prosumentów.

Zagrożenie dla transformacji energetycznej

Problem wykracza poza indywidualne portfele prosumentów. Fotowoltaika prosumencka dostarcza w tej chwili około 9% energii w polskiej sieci. To znaczący udział. jeżeli setki tysięcy instalacji nagle przestanie oddawać prąd do sieci (bo nie będzie to opłacalne), krajowy system energetyczny może mieć poważny problem.

Czym zastąpić brakującą energię? Najprawdopodobniej węglem. A to kłóci się z celami klimatycznymi, do których Polska się zobowiązała. Unia Europejska wymaga, by do 2030 roku 32% energii pochodziło z OZE. Bez prosumentów osiągnięcie tego celu będzie bardzo trudne.

Eksperci alarmują, iż brak jasnych przepisów może podważyć zaufanie do państwa i zahamować rozwój energetyki obywatelskiej. „Jeśli ludzie zobaczą, iż inwestycja w fotowoltaikę to lokata w ciemno, przestaną montować panele” – ostrzega portal portalsamorzadowy.pl.

Czy państwo zdąży zareagować?

Do 2031 roku zostało jeszcze siedem lat, ale prace legislacyjne w Polsce potrafią ciągnąć się latami. jeżeli Ministerstwo Klimatu zacznie działać dopiero za dwa-trzy lata, może być za późno. Prosumenci potrzebują stabilności i przewidywalności – zwłaszcza ci, którzy zainwestowali dziesiątki tysięcy złotych.

Scenariusze są różne. Rząd może przedłużyć net-metering na kolejne lata. Może stworzyć system hybrydowy, łączący zalety obu rozwiązań. Może też… nic nie zrobić i przenieść problem na kolejną kadencję.

Jedno jest pewne: cisza ze strony władz budzi niepokój. Tysiące polskich rodzin, które uwierzyły w ideę czystej energii i zainwestowały w fotowoltaikę, zasługują na jasne odpowiedzi. Czas na działanie – bo 2031 rok nadchodzi szybciej, niż nam się wydaje.

Idź do oryginalnego materiału