Rząd zapowiada zmianę przepisów dla emerytów i rencistów, która wygląda jak wygodne odciążenie od biurokracji: ma zniknąć coroczny obowiązek składania do ZUS zaświadczenia o łącznych przychodach. W praktyce ten „ułatwiający” ruch może otworzyć drogę do dużo surowszego rozliczania świadczeniobiorców i żądania zwrotów za znacznie dłuższy okres niż dziś.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Obecnie osoby dorabiające przed osiągnięciem powszechnego wieku emerytalnego albo pracujące dalej u dotychczasowego pracodawcy muszą pilnować progów przychodowych. Dolny próg wynosi 6273,60 zł miesięcznie (70 proc. przeciętnego wynagrodzenia) i po jego przekroczeniu ZUS obniża wypłatę świadczenia. Górny próg to 11 651 zł (130 proc. przeciętnej pensji) i powoduje zawieszenie wypłaty. Kwoty te są aktualizowane co kwartał i od 1 czerwca 2025 r. wynikają z danych GUS za I kwartał 2025 r. Mechanizm zmniejszania jest limitowany maksymalnymi kwotami potrąceń: od 1 marca 2025 r. to 939,61 zł dla emerytury i renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, 704,75 zł dla renty częściowej i 798,72 zł dla renty rodzinnej dla jednej osoby. Do przychodów wliczane są nie tylko etaty, ale też umowy cywilnoprawne, działalność gospodarcza, służba, a choćby niektóre zasiłki; wyłączone pozostają honoraria z działalności twórczej i artystycznej.
Dziś ochrona seniora polega na tym, iż jeżeli wypełni obowiązki informacyjne, zgłosi podjęcie pracy (formularz EROP) i do końca lutego przekaże roczne zaświadczenie o przychodach, ZUS może kazać oddać ewentualne nadpłaty najwyżej za 12 miesięcy. Brak takiego dokumentu otwiera urzędowi drogę do sięgnięcia po zwrot za 3 lata wstecz. I właśnie tu kryje się problem nadchodzącej reformy: zniesienie obowiązku składania zaświadczeń sprawi, iż wszyscy – z definicji – nie będą już składać tego dokumentu. Efekt uboczny może być taki, iż w razie przekroczeń limitów ZUS zyska uprawnienie do żądania zwrotów z pełnych 36 miesięcy, choćby jeżeli ktoś działał w dobrej wierze i zwyczajnie się pomylił w szacunkach.
Projekt zmian (w wykazie prac rządu figuruje jako UDER75) zakłada oparcie rozliczeń na danych, które ZUS ma w systemach, a po dodatkowe dokumenty urząd sięgnie tylko „w razie wątpliwości”. Automatyzacja brzmi zachęcająco, ale może nie uwzględniać wyjątków i wahań dochodów typowych dla pracy sezonowej, zleceń czy drobnej działalności. To właśnie te grupy – podobnie jak wynagradzani nieregularnie – są najbardziej narażone na ryzyko niezamierzonego przekroczenia limitów w pojedynczych miesiącach i późniejsze, mechaniczne naliczenia zwrotów.
Skala ryzyka jest realna. Różnica między oddaniem nadpłaty za 12 miesięcy a rozliczeniem z 36 miesięcy przy świadczeniu rzędu 3000 zł może oznaczać dla domowego budżetu seniora dziesiątki tysięcy złotych obciążenia. Dodatkowo przy dłuższym okresie rozliczeń rosną odsetki, a w tle mogą pojawić się korekty składek i inne konsekwencje.
Za przygotowanie projektu odpowiada wiceminister Sebastian Gajewski. Według planu rząd ma przyjąć ustawę w III kwartale 2025 r., a wejście w życie mogłoby nastąpić na początku 2026 r. W toku prac legislacyjnych potrzebne jest jasne doprecyzowanie, iż likwidacja rocznego oświadczenia nie może automatycznie pogarszać sytuacji świadczeniobiorców w zakresie okresu, za który urząd żąda zwrotów; możliwe byłoby np. pozostawienie 12-miesięcznego limitu, a dłuższy okres stosować tylko przy udowodnionym zatajaniu dochodów.
Co to oznacza dla czytelnika: do czasu zmiany przepisów warto skrupulatnie realizować obecne obowiązki wobec ZUS – zgłaszać podjęcie pracy, pilnować kwartalnych limitów i przechowywać dokumenty potwierdzające przychody. Zaświadczenie o przychodach za 2025 r. złóż do końca lutego 2026 r., bo może to być ostatnia szansa na zachowanie 12-miesięcznej ochrony. jeżeli Twoje dochody są nieregularne, rozważ konsultację z doradcą ZUS jeszcze przed przekroczeniem progów – szybka reakcja zwykle kosztuje mniej niż spóźnione wyjaśnienia.